Wydawca: Prószyński
i S-ka
Data wydania: 19 marca 2019
Liczba stron: 256
Oprawa: twarda
Cena det.: 36 zł
Tytuł recenzji: Wobec utraty
To naprawdę niesamowite, że
polscy debiutanci potrafią jeszcze opowiedzieć o miłości w sposób twórczy,
nietuzinkowy i bez zbędnego sentymentalizmu. Po świetnym „Czasie pokuty”
Grzegorza Kopca ukazuje się „Do końca świata” – mądry i subtelny obraz miłości,
utraty, rozczarowań i sugestii, że miłość może być, jak twierdzi jeden z
bohaterów książki, pochodną samotności. Tomasz
Maruszewski ma wiele do powiedzenia na temat tego, w jaki sposób rekompensujemy
sobie odejście kogoś bliskiego. Fantazjuje jednak także o specyficznej
bliskości trzech osób. O tym, że taka relacja wymusza wybory. Że te wybory mogą
być nietrafne dla jednej ze stron.
Jerzy popada w marazm po
utracie małżeńskiego status quo. Coś zakończyło się definitywnie. Coś przerosło
jego najśmielsze wyobrażenia o jakimkolwiek końcu, bo ten prywatny koniec,
odejście żony, pożegnanie się z dotychczasowym życiem jest nie do wyobrażenia,
nie do przeżycia. Sugestywnie sportretowana scena wybudzania go przez syna
stanowi świetny początek opowieści o tym, w jaki sposób racjonalizujemy sobie
rzeczywistość nadwątloną przez utratę bliskiej osoby. Jerzy – za namową przyjaciela,
lekarza – postanawia wejść w specyficzną grę z samym sobą i wyobrażeniami
swojej żony. Ten układ wyjątkowo mocno dotyka ich syna, który cierpi z powodu
tego, w jaki sposób ojciec odreagowuje ból utraty. Ale u Tomasza Maruszewskiego
nie tylko ci dwaj bohaterowie będą cierpieć. Autor świetnie tworzy tło swojej
powieści, z której wynikają ciekawe zależności i układy postaci drugiego planu.
To one obserwują tę specyficzną rozgrywkę, w której syn czuje się podle, a
ojciec tworzy sobie namiastkę normalności. Nic jednak nie jest normalne. Nieszczęśliwy mężczyzna stara się uwierzyć
w to, że nieobecna partnerka wciąż jest przy nim. Tymczasem staramy się odkryć
prawdę o tym, co się z nią stało. Uważna lektura pozwoli domyślić się prawdy,
zanim ujawni ją sam autor. Do zaakceptowania sytuacji Jerzy będzie potrzebował
jednak wsparcia oddanego mu syna. I w tym znaczeniu to bardzo ciekawa
powieść o tym, jak ratować istniejące relacje wówczas, gdy zostały zaburzone
przez odejście kogoś ważnego. Tu też Maruszewski opowie o miłości. Takiej,
dzięki której można wydobyć się z rozpaczy. Albo przynajmniej odnaleźć drogę,
by ją pożegnać.
Książka opowiada bowiem o
specyficznej formie spełnienia i pogodzenia się z tym, że nie ma się drugiego
człowieka na własność. „Do końca
świata” obrazuje trudność uświadomienia sobie, że nie odpowiadamy za wybory
innych ludzi i nigdy nie możemy być pewni samych siebie, kiedy wybór bliskiej
osoby będzie wykraczał poza naszą zdolność jego zrozumienia. Bohaterowie
Maruszewskiego odnajdują pewne brakujące cechy relacji dopiero wówczas, gdy
zostanie ona przerwana. Cierpiący Jerzy zdaje sobie sprawę z tego, z czym musi
się zmierzyć. Rozumowo jest w stanie porządkować fakty, emocjonalnie chce się
poddać szaleństwu rojeń i oddalić od siebie odpowiedzialność. A jednocześnie
kurczowo trzymać się przeszłości. To jego przywiązanie do tego, co trwa od
dawna, widoczne jest w stosunku do ludzi z jego otoczenia. Nie zwolni ze swojej
firmy niekompetentnego ochroniarza, bo był on jej częścią od zawsze. Nie
zrezygnuje z wizyt u wiekowego fryzjera, choć ten zostawia na jego ciele ślady
wymagające gojenia, ale to wszystko jest akceptowalne i zrozumiałe, bo człowiek
ten był od zawsze. Pomnikowe osadzanie się w czasie przeszłym widać
najwyraźniej, kiedy Jerzy musi pogodzić się z tym, że ktoś, kto zawsze miał
miejsce w jego życiu, opuszcza to życie. Harmonia umiłowania porządku
powtarzalności i upływu czasu rozpada się. Bohater Maruszewskiego musi się
skonfrontować z nieznanymi mu emocjami. Warto przyjrzeć się temu, ile z nich
autor ukryje pod postacią pustki.
Wspomniane już ciekawie
sportretowane relacje ojca z synem stają się okazją do snucia rozważań o
rodzajach ludzkiego cierpienia i o tym, czy można kategoryzować ich siłę.
Cierpienie potraktowane jako kategoria estetyczna jest jednocześnie czymś, co
naznacza ojca i syna na tyle odmiennie, że wzajemnie się uzupełniają.
Wydobywają z dna tego drugiego, udowadniają wzajemne przywiązanie i miłość.
Tomasz Maruszewski opowiada także o roli przypadku w życiu i o tym, jak przez
przypadek misternie zaplanowane życie uczuciowe może lec w gruzach. Świetna
scena rozmowy przy zwłokach zabitego przez meteoryt psa pokazuje nie tylko
zagubienie w obliczu bezsensownej utraty, ale i racjonalizowanie lęków – przed
zamętem i pustką stworzonymi wtedy, gdy zakwestionowana jest pewność relacji z
drugą osobą.
„Do
końca świata” to ciekawy debiut opowiadający o próbach wydobycia się z
egocentrycznego poczucia krzywdy i dostrzeżeniu prawdziwego oblicza miłości. To
także książka nieoczywista i kusząca różnymi rejestrami narracyjnymi.
Jest w niej miejsce na rozpacz i ból, ale także na groteskę oraz czarny humor,
gdy ktoś odwiedza kino w towarzystwie hologramu, a polecany przez przyjaciela
psychiatra… umiera przy pacjencie. Podoba mi się to, że Maruszewski decyduje
się na dość eksploatowane już klisze tematyczne, ale wydobywa z nich świeżą i
oryginalną historię, w której każdy z bohaterów będzie musiał dokonać rachunku
sumienia. Każdy też przyjrzy się innej formie życia i funkcjonowania. Wtedy,
gdy ustalony porządek ulegnie zakłóceniu. W tej powieści jest też kilka
momentów naprawdę chwytających za serce, ale nakreślonych z dystansem i taką
formą empatii, że „Do końca świata” nie jest wyciskaczem łez, lecz mądrą
książką o konfrontacjach z nowymi emocjami. A także o różnorodności pojmowania
tego, czym jest bliskość.
Maruszewski
fantazjuje o tym, co znaczy być i nie być jednocześnie. Pokazuje, że życie może
być fikcją, ale tylko kontrolowanie fikcji umożliwi dalsze trzymanie się tego
życia. Główny bohater kurczowo chwyta się wspomnień. „Do końca
świata” to powieść o porządkowaniu myśli i życiowych spraw wówczas, gdy
uświadomimy sobie, iż nasze życie z każdą w nim utratą nigdy nie jest czymś fikcyjnym.
Tak jak ból i tęsknota. I nigdy – jak wspomina asystentka Jerzego – nie jest za
późno na nowe wyzwania. Nawet takie, by dać sobie nowy rodzaj wolności. Zachęcająca do wielu refleksji książka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz