2019-08-27

„Skandynawia HALAL. Islam w krainie białych nocy” Maciej Czarnecki


Wydawca: Agora

Data wydania: 28 sierpnia 2019

Liczba stron: 304

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,99 zł

Tytuł recenzji: Wbrew uproszczeniom

Myślę, że Maciej Czarnecki doskonale uzupełnia książkę Nilüfer Göle „Muzułmanie w Europie”. Turecka socjolożka przedstawiała przede wszystkim wyniki badań nad tym, jak postrzegani są muzułmanie w rozmaitych społecznościach Starego Kontynentu. Czarnecki nie jest naukowcem, ale wnikliwym i uważnym reporterem. Stawia na rozmowy. Oboje jednak chcą przeciwstawić się jednolitemu wizerunkowi muzułmanów postrzeganych w Europie jako grupa zachowująca się, myśląca i działająca tak samo. „Skandynawia HALAL” kieruje się ku Norwegii, Szwecji oraz Danii – do tej ostatniej także Göle odnosiła się w swojej publikacji – czyli ku krajom mającym duże doświadczenie w integracji muzułmańskich uchodźców, ale także doświadczenia nieco inne, te wpływające negatywnie na ich wizerunek w Europie. O ile Nilüfer Göle koncentrowała się na analizie muzułmanina jako obcego, o tyle Czarnecki stara się odnaleźć i odkryć przed nami różnorodność ludzi, których łączy religia, ale dzieli bardzo wiele. Ludzi wchodzących w skład tkanek społecznych portretowanych krajów, będących ich pełnoprawnymi obywatelami i wyrażających zarówno wdzięczność, jak i wątpliwości wobec państw, które dały im nowe możliwości, a wielu całkiem nowe życie.

Nieprzypadkowo autor wychodzi od tego, jak postrzegana jest dzielnica Malmö – Rosengård. To wokół niej narosło wiele mitów i stereotypów podsycanych zwykle przez prawicowych ekstremistów, ale nie tylko przez nich. Rosengård jest dzisiaj pewną figurą myślową, krzywdzącym obrazem wielomilionowej muzułmańskiej społeczności, która nie jest w żaden sposób agresywna ani ekspansywna i nie toczy walki ze społecznościami, w które wrosła i odnalazła się w nich. W mieście, w którym funkcjonuje prawie tyle nacji, ile reprezentowane jest w ONZ, przeciwnicy imigracji odnaleźli przestrzeń, na której można bazować za każdym razem, gdy dokonuje się uproszczeń mających na celu formowanie opinii publicznej i osadzanie jej w strachu. Jedna z rozmówczyń Czarneckiego, szwedzka prawniczka, zaznacza, że dzisiaj wielu jest takich, co „biorą za pewnik tezy tych, którzy krzyczą najgłośniej”. Ta książka zbiera wiele głośnych tez, populistycznej demagogii i manipulacyjnych oskarżeń, by pokazać, że skandynawski wizerunek muzułmanów jest tak różnorodny, że z wielką trudnością można w całości zobrazować i zrozumieć tę grupę. To będzie zatem wielowątkowa opowieść o tym, że świat nie jest czarno-biały, a świat muzułmanów to przestrzeń, w której kraje skandynawskie z różnych powodów nie mogą się odnaleźć, ale dają jej być może to, czego nie ma w innych krajach europejskich – liberalizm, poczucie bezpieczeństwa i jednocześnie szacunek.

To nie tylko opowieść o niewygodnej dla populistów europejskiej tożsamości, w której musi się znaleźć miejsce na różnorodność i tolerancję, ale przede wszystkim książka proponująca niestereotypowe spoglądanie na ludzi, którzy boją się europejskiego spojrzenia tak samo, jak wielu z nas – nakarmionych propagandą – boi się bliskości muzułmanina, ale przede wszystkim nie chce dowiedzieć się, kim on jest. Czarnecki zwraca uwagę na codzienność, normalne funkcjonowanie swoich rozmówców w społeczeństwach, ale nie unika także kwestii trudnych, nieprzedyskutowanych nadal w należytej formie. „Skandynawia HALAL” to nie jest książka o tym, że powinniśmy się bezwarunkowo pozbyć uprzedzeń i dozy nieufności. One pojawiają się także w społeczności muzułmańskiej, bo ta publikacja doskonale pokaże na tyle silne różnice, że nie tylko polaryzują, ale zdecydowanie odsuwają od siebie członków różnych społeczności, których łączy islam – a także jego wybiórcze postrzeganie.

Istotna jest uważność i wieloaspektowość autora. Jest w stanie polecieć na daleką szwedzką północ, by poznać realia życia tamtejszych imigrantów, czy wejść incognito na spotkanie salafitów. Widać duże poświęcenie, ale również bezmiar ciekawości, bo Maciej Czarnecki chce stanąć wobec muzułmanina z czysto ludzką uwagą, humanistyczną troską i istotną dla stworzenia tej książki ciekawością – bez niej nie byłoby ani jednego reportażu tak dobrego, jakim jest w istocie. Autor przygląda się także zjawiskom społecznym bezpośrednio lub pośrednio związanym z postrzeganiem społeczności muzułmańskiej jako zagrożenia. Podczas gdy Göle straszyła w swojej książce Houellebekiem i Fallaci, Czarnecki przywołuje rozmowę z Hege Storhaug – pewnie jedną z najtrudniejszych, jakie musiał odbyć, przygotowując tę książkę. Stara się pokazać, że mit muzułmanina rezonuje wyjątkowo opresyjnie, a dzieje się tak również dlatego, że część środowiska muzułmańskiego zwyczajnie nie chce integracji. Być może również ze strachu. Autor sugeruje więcej możliwości, dlatego warto czytać także między wierszami tych reportaży. Stanowią doskonały dowód na to, że inność w danej kulturze zawsze może być problematyczna. Ale z problemu można stworzyć wyzwanie. A potem nowe i zaskakujące porozumienie.

Bo tak porozumieli się ze Szwecją, Norwegią i Danią rozmówcy Macieja Czarneckiego. Opowiadają w większości o spełnionym życiu i umiejętności pójścia na kompromisy wówczas, kiedy sytuacje tego wymagały. Prosta teza, że do integracji potrzebne są dwie strony, bardzo często pada na kartach tej książki i stara się przypomnieć pewną oczywistość. Bo ci, którym dobrze się żyje w Europie, dali tej Europie cząstkę siebie. Otrzymali nie tylko wyciągniętą dłoń ze świadczeniem socjalnym. Dostali dużo więcej – empatię i prawdziwe możliwości. Jak Kurdowie, którzy założyli drużynę piłkarską. Jak czeczeński pszczelarz, który odnalazł się w Norwegii, choć zachował łączność ze swą kulturą. Jak pakistański nauczyciel języka norweskiego czy palestyński opiekun młodzieży w Danii, który musiał przejść bardzo długą drogę, by wyzbyć się gniewu i kompleksów. Oczywiście nie jest to książka jednowymiarowa, bo Czarnecki całą tą publikacją stara się odwieść od jakiegokolwiek jednostronnego sądu czy opinii. Są smutne historie bardzo zapadające w pamięć. Jak naznaczona trudem opowieść somalijskiego imigranta, który nie rozumie już swoich, ale nie stał się jednocześnie częścią innej kultury.

Czarnecki pokazuje pewien paradoks: w Europie ceniącej sobie różnorodność i nowe wyzwania wciąż na nowo pojawiają się uprzedzenia wobec tego, co różnorodne. Świat muzułmanów w krajach skandynawskich to barwny tygiel przekonań, emocji, życiowych priorytetów, temperamentów i wizji życia. Ważne, że zaczyna być postrzegany jako coś różnorodnego. Ta książka nie ma na celu dawania odporu populistycznym tezom. Ona chce ukazać rzeczywistość portretowanych krajów jako miejsce, w którym każdy znajduje coś dla siebie, tylko nie każdy jest w stanie wykorzystać możliwość albo szczęśliwy zbieg okoliczności. To też wielowątkowa historia o ludzkiej determinacji, by wciąż na nowo ukazywać swoje człowieczeństwo, udowadniać je, starać się brać na siebie odium i wybaczać, ale także rozumieć złe postawy. Nie wiem, czy to Skandynawowie uczą się więcej od muzułmanów, czy też dzieje się na odwrót. Ta książka pokazuje – na przykładach trzech krajów – jak skomplikowany jest proces integracji, jak czasem przygnębiająco niemożliwy, ale również jak efektywny, gdy wychodzi się poza uprzedzenie i widzi się w drugiej osobie po prostu człowieka. Czarnecki zwraca uwagę, że zostać Szwedem, Norwegiem czy Duńczykiem jest dla muzułmanina czasem zbyt trudne. Wskazuje także, że dużym problemem i komplikacją jest ujrzenie w muzułmaninie jego potencjału. Ale tu wraca kwestia integracji – do niej potrzebne są dwie otwarte ludzkie strony. I odrobina empatii, której Maciej Czarnecki ma dla swoich bohaterów bardzo dużo.

Brak komentarzy: