2019-11-08

„Frankenstein w Bagdadzie” Ahmed Saadawi


Wydawca: Znak

Data wydania: 16 września 2019

Liczba stron: 416

Przekład: Magdalena Zawrotna

Oprawa: twarda

Cena det.: 49,90 zł

Tytuł recenzji: Miasto wojny

Każda wojna to śmiertelnie poważna sprawa. Ahmed Saadawi wie to doskonale, dlatego napisał powieść w groteskowej konwencji, ale motywem przewodnim jest w niej właśnie to, co grotesce ani ośmieszeniu nie podlega – nagła, przypadkowa, niesprawiedliwa śmierć. Ze śmierci wydobywa się tytułowy bohater, widmo i mściciel, nieuchwytny morderca wymierzający sprawiedliwość za tych, którzy musieli umrzeć. Ale są też postacie, które mimo chaosu i zła na ulicach Bagdadu wciąż zachowują życie, wciąż na nowo oglądają obszary zniszczenia i stale widzą odchodzenie innych, same będąc w specyficznej matni – nostalgii albo wyobcowania. „Frankenstein w Bagdadzie” to wnikliwa powieść obrazująca wojnę jako szereg okrutnych zbiegów okoliczności, w których czai się koniec ludzkiego życia, ale także brak poczucia bezpieczeństwa. Właściwie najważniejszym bohaterem jest tutaj miasto. Szaleństwo ogarniające jego ulice to pokłosie amerykańskiej interwencji, ale także brutalności irackich służb specjalnych. W Bagdadzie nie ma miejsca na jakąkolwiek pewność kolejnego dnia, choć są i tacy, którzy na tym chaosie zyskują. Ale to też opowieść o ludziach pragnących wieść normalne, przewidywalne życie. Na przekór śmierci straszącej z każdego miejsca. Boleśnie obecnej wszędzie. Bo wojna to tylko dążenie do eksterminacji, proces niszczenia, destrukcji również tkanki miejskiej i społecznej. Czy przemoc jest narzędziem wyrównywania rachunków? Ukojenia żalu? Uznania za sprawiedliwe, gdy ktoś zginie, bo z jego powodu zginął ktoś inny?

Hadi to miejski gawędziarz i konfabulant. Handluje starociami i sam czuje się jak zabytek. Wychodzi obronną ręką z kolejnych eksplozji i zamachów, choć momentami chciałby w nich zginąć. Jego życie to ciągłe niespełnienie zapijane alkoholem. Żyje w ruinie, którą musi nazwać domem. Jego życie to emocjonalna ruina. Hadi chce jednak zrobić coś dobrego. Zbiera z ulic resztki ciał zabitych i składa z nich nowe ciało. Nie ma pojęcia, że stanie się niezwykłym demiurgiem. Z przerażeniem odkryje pewnego dnia, że stworzone przez niego z ludzkich szczątków ciało znikło. Na przekór śmierci, nieistnieniu, na przekór chaosowi odchodzenia i niezauważalnych dramatów pożegnania z życiem. Monstrum zacznie żyć na specyficznych zasadach. Nazwie się prawdziwie irackim obywatelem. Saadawi w czytelnej metaforze określa, czym jest iracka tożsamość. Pokazuje ją jako konglomerat martwych fragmentów ciał, w których rodzi się życie – i to życie pragnie zemsty. Irak jest wszystkim, co zniszczone. Wielokrotnym zabójstwem, wielokrotną śmiercią. Chce za wszelką cenę walczyć o godność, ale sam w sobie jest dziwadłem. Zniekształconym przez wojnę i przemoc monstrum. Czymś, z czym trzeba walczyć, albo czymś, co musi bezwzględnie podjąć swoją walkę. Dlatego to tak sugestywna metafora bezradności i siły jednocześnie.

Bardzo podoba mi się panoramiczność tej powieści. Śledzimy losy różnych mieszkańców Bagdadu. Każdy z nich musi mierzyć się z tym, że kolejny dzień to pochodna przypadkowości i przemocy. Każdy bohater znajduje też sposób na funkcjonowanie w mieście chaosu. Staruszka, której śmierci chciałoby wielu, wciąż na nowo przypomina sobie syna zabranego siłą do wojska. Daniel jest symboliczną ofiarą wojennej kalkulacji, ale także kimś, kto urasta tu do rangi specyficznego ducha – odpowiedzialnego za to, jak funkcjonuje jego udręczona matka, jak widzi otaczający ją świat, czego jeszcze może od niego oczekiwać. Duże oczekiwania ma ekscentryczny dziennikarz, awansujący w pracy, przyglądający się coraz uważniej sieciom toksycznych zależności między Irakijczykami a Amerykanami. Śledzący uważnie poczynania swojego przełożonego przyjaźniącego się z zachowawczym generałem. Jest także sprzedawca nieruchomości, który umie zwietrzyć intratny biznes pośród ruin powstałych w wyniku wybuchów wciąż na nowo niszczących tkankę miejską Bagdadu. Jest ostatecznie tytułowy potwór. Z bardzo ludzką twarzą, poglądami i przekonaniami. Oni wszyscy tkwią w sieci niemożliwości, wciąż na nowo usiłując zdefiniować normalność życia. Każdy stara się przetrwać. Ale w ekstremalnych warunkach Saadawi hiperbolizuje ich cechy osobowości albo wyglądu. Wynika z tego niezwykła opowieść o miejscu i udręczonych ludziach, gdzie czarny humor łączy się z bezkompromisowością świata, w którym nie ma miejsca na wątpliwości, trzeba być dzielnym, trzeba iść naprzód. Na przekór śmierci mogącej spotkać każdego w każdej chwili.

„Frankenstein w Bagdadzie” to powieść, która obrazuje wojnę w bardzo specyficzny sposób. Nie ma tu miejsca na nadmierny tragizm czy martyrologię. Nie ma tonu pouczenia, brak też charakterystycznych dla opisów oblężonych miast elementów dramatyzujących fabułę. A jednak to wszystko – przedstawione w satyrycznej trochę konwencji – bardzo silnie oddziałuje na wyobraźnię. Bohaterowie są bardzo wyraźni, a jednocześnie wciąż tymczasowi. Jak wszystko w mieście, w którym ścierają się różne siły, ale gdzie także eskaluje przemoc szaleńców. W Bagdadzie pojawia się specyficzny mściciel. Człowiek stworzony ze śmierci, który śmiercią wymierzy sprawiedliwość i da początek innemu życiu w mieście. Saadawi prowokuje i zadaje trudne pytania w specjalnie uproszczonej konwencji. Ale ta powieść mimo wszystko wzbudza grozę. Tak sportretowana wojna nie ma w sobie niczego ludzkiego. Człowiek jest tu przedmiotem rozgrywek zła zmierzających do tego, by odebrać wszystko, co najważniejsze. Odebrać także pewność samego siebie. Bo tożsamość bohaterów wydobywa się z lęku i niepewności. Dlatego ta powieść z jednej strony intryguje swoją ekscentrycznością, z drugiej jednak – dzięki wskazanym środkom wyrazu portretuje chaos przemocy jeszcze bardziej dosadnie, bardziej przerażająco.

To historia tego, jak bolesną transformację przechodzi iracka stolica. Staje się zlepkiem boleści, niesprawiedliwości, absurdu i wspomnianej już parokrotnie przemocy. Miasto jest tym, czym ciało stworzone przez Hadiego. Tyle że nie może uciec od samego siebie. W tak portretowanym Bagdadzie autor zderza ze sobą postępowania etyczne i nieetyczne. Te moralne i całkowicie niemoralne. Nie buduje jednak czytelnych kontrastów. Daje czytelnikowi sporo pola do interpretacji. Pokazuje, że można sankcjonować coś, co wydaje się niemożliwe do sankcjonowania. W tym znaczeniu stolica Iraku jest także miejscem niemożliwości. Ale najbardziej przemawia to, że losy zagubionych, sfrustrowanych i udręczonych ludzi łączą się tu w zaskakującą całość. Całość określoną mianem miasta. Wojna rujnuje pewną zamkniętą przestrzeń. Także przestrzeń ludzkiego pojmowania tego, co zgodne z życiem przeciw śmierci. Zajmująca lektura, której nie sposób przewidzieć. Znakomita do samego zakończenia, przesycona jednocześnie empatią wobec ludzkiego cierpienia i ogromną niezgodą na wojnę, w której cierpienie się ujednolica – a każdy ludzki dramat należy wyodrębnić, nazwać i sprawić, by przestrzegał przed kolejnym.

Brak komentarzy: