2019-12-11

„Spowiedź Hana Solo. Byłem przemytnikiem w Indiach” Czarek Borowy


Wydawca: Tourist Baggage Re-eksport Publishing

Data wydania: 15 listopada 2019

Liczba stron: 402

Oprawa: twarda

Cena det.: 49 zł

Tytuł recenzji: Tożsamość, podróże i społeczność

Dawno nie czytałem tak dynamicznej i żywiołowej książki. Czarek Borowy postanowił zebrać najważniejsze życiowe wspomnienia i skonfrontować je z przeżyciami, których doświadcza, odwiedzając swoje ukochane Indie po latach. Powstaje z tego bardzo interesująca proza konfesyjna. Z jednej strony ma być rozliczeniem z samym sobą, z drugiej natomiast opowiada o kształtowaniu się tożsamości autora. Kiedyś dzieciaka z biednego kraju komunistycznego, który chciał być Arkadym Fiedlerem, a został indyjskim „przewalaczem”, wybierając ze swym PRL-owskim paszportem nieoczywisty w latach osiemdziesiątych minionego stulecia kierunek podróży. Borowy opowiada oczywiście o własnych doświadczeniach, ale ta książka to hołd złożony dawnym przyjaciołom. Ludziom, którzy stworzyli wyjątkową grupę w dalekich Indiach. To historia ich serdeczności oraz solidarności, która przeciwstawia się stereotypom twierdzącym, że Polacy za granicą nie trzymają się razem. W czasach, do jakich wraca autor, to trzymanie się razem było ściśle związane ze specyfiką zajęcia, ale opisani ludzie nie tylko latali samolotami między Indiami a Singapurem czy Nepalem, przemycając sprzęt elektroniczny, a potem złoto. Stworzyli również niezwykłą społeczność i choć później zmienili zajęcie, status majątkowy, stan cywilny czy zainteresowania – Czarek Borowy uznaje, że należy im się ta opowieść. Jego opowieść o przywiązaniu do miejsca i o tym, dlaczego wciąż określać się może, nie tylko w Indiach, „królem życia”.

Niepokój wzbudzać może moralny aspekt opisywanych działań. W końcu to przemytnictwo, działalność niezgodna z prawem. Autor w bardzo ciekawy sposób odnosi się do tego w zakończeniu. To, co robił i jak myślał, na zawsze ustawiło jego życiowe priorytety, ale przede wszystkim pozwoliło pokochać Indie miłością szczerą i bezwarunkową. Chyba nikt nie mógł lepiej zrozumieć indyjskich absurdów i zawiłości codziennego życia niż turysta z kraju, gdzie dogorywał system komunistyczny. Indie mają tu wiele oblicz. To kraj, w którym wegetarianizm to wyraz empatii, nie mody. Miejsce, gdzie po osiemnastej zapada zmrok i na ulicach rządzą już tylko dzikie psy. Kraj pokornej śmierci, w którym nie słychać sygnałów karetek pogotowia. Najbardziej uduchowiony, potwornie przeludniony, bardzo kolorowy i dumny z tego, że nie musi już odczuwać podległości wobec białych ludzi. To właśnie obrazowanie tego, jak funkcjonują brytyjsko-indyjskie rozliczenia postkolonialne, jest najciekawszym socjologicznym i politycznym aspektem tej książki. Borowy swą miłość do Indii wyraża poprzez wielki szacunek. Dla tego kolosa, który jest i ofiarą historycznego wykorzystywania, i jednym z najbardziej nieprzewidywalnie rozwijających się krajów na świecie. Specyfikę Indii podkreśla także ich położenie – geologicznie wyznaczone granice między nimi a pozostałą częścią Azji, które nasuwają autorowi skojarzenia z ósmym kontynentem.

Opowieść ta zmierza ku specyficznemu zespoleniu wspomnień ze współczesnymi refleksjami podróżniczymi. Obserwujemy zatem, jak zmieniło się życie w Indiach na przestrzeni kilku dekad, ale także czytamy o tym, co nieustannie i bez zmian przyciąga do tego kraju podróżników. Czarek Borowy ukształtował swą świadomość jako młody człowiek mierzący się z lukami systemu. Musiał być sprytny i przebiegły, ale był przede wszystkim w takiej formie ruchu, która wyzwalała w nim niezwykłą adrenalinę. Ta już opadła, jednak wspomnienia wciąż są żywe. Domagały się spisania. „Spowiedź Hana Solo” to też po części bezkompromisowe rozliczenie z absurdami świata tak w ogóle. Uzupełnione o historie pokazujące, jak silne więzi z rodakami można stworzyć w kraju, w którym przecież tak bardzo liczy się obecność drugiego człowieka obok.

Borowy w niektórych fragmentach bawi do łez. Pisząc o tym, jak przemyca się banknoty, jak uczono Hindusów pić indyjską herbatę, czy o tym, w jaki sposób dopasować czas samolotowego rejsu do przemytniczych potrzeb. Obok dowcipnych wspomnień takich jak to o wyścigu rikszami pojawia się także sporo egzystencjalnej refleksji nad upływem czasu i nad formą, w jakiej ludzka solidarność potrafiła dawniej przeciwstawić się jego upływowi. Inaczej Borowy oddychał Indiami w latach osiemdziesiątych, inaczej oddycha nimi dzisiaj. Ale to z pewnością miejsce, z którego wydobył się taki, jakim był później, kiedy Polska zaczęła jednak dawać szansę na życiowe urozmaicenia, ale przede wszystkim otworzyła się na możliwości.

Świetne jest to, że w „Spowiedzi Hana Solo” częsta dygresyjność jest bardzo barwna, w żaden sposób nie nudzi. Każde z opisywanych zdarzeń przedstawione jest niezwykle plastycznie, ale urok tego przedstawienia tkwi przede wszystkim w języku. Liczne kolokwializmy – nawet te powtarzane – przyciągają do tekstu. Dodają tej narracji specyficznego sztubackiego uroku. W języku tkwi autorska świadomość tego, po co opowiadać te wszystkie historie. Borowy ma swój styl opowiadania indyjskich doświadczeń i jest to książka bardzo spójna językowo. W tym wszystkim jawi się jako znakomity obserwator egzotycznej różnorodności. Zwraca uwagę na to, że by poznać Indie, trzeba poczuć ich rytm – przyjrzeć się ulicy i chłonąć jej różnorodność. Podobnie różnorodna jest ta książka. Może być odczytywana jako kronika podróżnicza, może być pamiętnikiem, ale w moim odczuciu najlepiej chyba wypada jako opowieść o absurdalności i jednoczesnym uporządkowaniu życia w świecie, w którym rządzą deficyty. W komunistycznej Polsce brakowało może czegoś innego niż w Indiach sprzed dekad. Czarek Borowy opowiada jednak o zyskach albo odzyskiwaniu tego, co ważne. Przede wszystkim jednak o przyjaźni, jaką stworzyły zaskakujące zbiegi okoliczności.

„Spowiedź Hana Solo” to z pewnością książka wielu odczytań. Z konkretnie nakreślonymi kontekstami, ale w pewien sposób uniwersalna, kiedy mówi o tym, czym może być ludzka tożsamość. Dająca dużo przyjemności, bo fabularnie rozmywająca się trochę, a jednocześnie spójna jako opowieść o życiowych optymizmie i wigorze. Zabierająca nas w inne realia, ale pokazująca, że pod każdą szerokością geograficzną ludzka niedola może być taka sama, a więzi braterstwa tworzą się w podobnych okolicznościach. Czyta się to wszystko z wielką frajdą, bo Czarek Borowy to świetny opowiadacz. W tej książce – wraz z dołączonymi do niej zdjęciami – ciekawie łączą się nonszalancja i czułość do wspomnień. Bycie twardym i bezkompromisowym z wyjątkową formą męskiej wrażliwości. To narracja o przygodzie życia, ale także opowieść o tym, że życie zawsze będzie przygodą, jeśli odnajdzie się w nim swoje ukochane miejsce i zrozumie, co najbardziej przywiązuje. Borowy pisze o marzeniach, tęsknotach, zdziwieniach i euforiach. Wszystko w malowniczym plenerze kraju nędzy i wielkiego optymizmu jednocześnie.

3 komentarze:

goya pisze...

Książka zawiera wiele ciekawych informacji o Indiach, autor włożył wiele pracy w jej napisanie, co widać to po bibliografii.

Był przemytnikiem, niewielu rodaków podejmowało się kradzieży czy przemytu w latach `90. Ciekawe czy jakby jego dzieci zajmowały się fałszowaniem paszportów, deklaracji celnych itp , z ryzykiem przebywania w wiezieniu z którego wychodzi się "nogami do przodu" to byłby z nich dumny i zaimponowałyby ojcu ?

Unknown pisze...

Posłuchaj .. młodzieńcze . Tkie były czasy. WSZYSCY POLACY WUJEZDŻAJACY NA WCZASY PRACOWNICZA DO NRD , BUŁGARI , RUMUNI , na WĘGRY w taki czy inny sposób byli jak to napisałeś przestępcami . Każdy z w/w coś tam wiozł na handel i jakies tam perę dolarków przydłubał ubl też był szczęśliwy kiedy koszt wczasów się zwrócił. Gdyby nie ludzie przedsiębiorczy którzy przecierali handkowe ścieżki w Azji to nasza komputeryzacja by ła by opóźniona o 15 -20 lat . Podziwiam takich odważnych i pomysłowych ludzi . Nikomu krzywdy nie zrobili , trzymali się zdaleka od dragów a zarobione pieniądze nie przepuścili tylko przywieźli do Polski i zainwestowali w interesy . Trudno mi z toba rozmawiac kiedy nie jestes w temacie i nie masz zileonego pojęcia o tych czasach.

Unknown pisze...

Tak, tudno akceptować taki sposób zarabiania, życie na krawędzi bezpieczeństwa (w dosłownym tego znaczeniu), ale podziwiać można solidarność, chęć bezinteresownej pomocy sobie nawzajem i zupełnie obcym ludziom. A tego wielu "poprawnych" nie potrafi. Poza tym Pan Cezary nie gloryfikuje, wspomina i nie szczędzi przestróg, np. pisząc o tym, jak potoczyły się losy wielu z tej grupy. Może lepiej wziąć tę lekcję, a nie oceniać ludzi nie rozumiejąc realiów, w których żyli.

Iwona