Wydawca: Afera
Data wydania: 23 października 2019
Liczba stron: 424
Przekład: Julia Różewicz
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Rodzinne napięcia
Nie dołączę do grona
zachwycających się tą książką. Petra Soukupová – czeska specjalistka od
portretowania ludzkich problemów i dylematów – proponuje tym razem męczącą i
teatralną powieść. To drugie określenie wcale nie byłoby zarzutem, gdyby w takiej
formule książka została skrócona. Tymczasem rozgrywa się w tym samym rejestrze
stałego napięcia, formami komunikacji bohaterów są krzyki i wzajemne
oskarżenia, czytelnik nie ma chwili, by od nich odetchnąć, i w gruncie rzeczy
napięcie staje się nie do wytrzymania. A po pewnym czasie nuży, bo szybko można
się zorientować, że Soukupová nie proponuje nic innego. Ta świetnie
pomyślana opowieść o tym, że trudne więzi rodzinne są zawsze najsilniejsze,
została zrujnowana tym, że stale utrzymuje bardzo napiętą atmosferę, nie dając
ani bohaterom, ani tym bardziej czytelnikowi możliwości spojrzenia na
sportretowane konflikty z jakiegokolwiek dystansu. „Najlepiej dla wszystkich”
to także powieść z bardzo papierowymi postaciami. Interesująca jest
narracja chłopca, w którym ogniskują się i odbijają konflikty dorosłych kobiet
z jego otoczenia, ale same te kobiety nie są w żaden sposób interesujące. Jedna
jest rozczarowana – zmęczona? – macierzyństwem, ale w płaskim rysie
charakterologicznym nie ma żadnego niuansowania tego problemu. Druga po śmierci
towarzysza życia kompulsywnie potrzebuje kogoś, kim mogłaby się opiekować, a
jej codzienność to bezpieczna rutyna i rytuały. Również nie wejdziemy nigdzie
głębiej i nie spojrzymy na tę bohaterkę z żadnego zaskakującego nas punktu
widzenia.
To, co niewątpliwie było
wyzwaniem dla tłumaczki, jest w gruncie rzeczy najbardziej irytującą, bo nie
zawsze uzasadnioną, formą opowieści o dysfunkcyjnej rodzinie. Chodzi o mnogość
zdań wielokrotnie złożonych, które oczywiście mają oddawać podkreślone już
napięcie i zbliżać nas do bohaterek miotających się między miłością,
przywiązaniem, niechęcią a poczuciem odrzucenia przez tę drugą. Nie wydają mi
się one potrzebne w takiej formie i konstrukcji, widzi się tu ich nadmiar. Tym
bardziej że mniej lub bardziej kameralne dramaty rodzinne koncentrują się na
kilku wyraźnych problemach i nie wychodzą poza nie, a składnia jak najbardziej
tak – usiłuje stworzyć wrażenie, że świat przedstawiony jest czymś bardziej
ambitnym, niż to się wydaje.
Ciekawa narracja
dziesięcioletniego Viktora to element powieści, który na pewno przyciąga uwagę.
Tym bardziej że chłopiec jest naprawdę dobrze przedstawioną postacią. Ta
narracja jest oczywiście naiwna, ale także rozwojowa.
Viktor musi unieść na swoich barkach swoiste odium ze strony rodzicielki, lecz
także zmierzyć się z dużo większą odpowiedzialnością, kiedy jego babcia
podupada na zdrowiu. Viktor jest tu jednocześnie tęsknotami, żądaniami i
oczekiwaniami. Zbyt wcześnie musi stać się dojrzały, by ujrzeć niedojrzałość
własnej matki, a także zrozumieć uprzedzenia babki. Odesłany do tej drugiej
początkowo wrasta w bunt i wściekłość, ale to zmiana środowiska będzie kluczowa
dla kształtowania się jego tożsamości. Na Viktorze odbijają się emocje i nastroje
dwóch kobiet, które powinny otoczyć go opieką, a nie zaskakiwać konfliktami.
Zwłaszcza że krnąbrny chłopiec oczekuje od matki jeszcze pewnego intymnego
rodzaju relacji (spanie w jej łóżku), a traktowany jest jak dojrzały mężczyzna,
który powinien zrozumieć skomplikowane okoliczności i się do nich dostosować.
Wizerunek Hany, matki Viktora,
jest już moim zdaniem bardzo uproszczony. Hana jest tym, co wewnętrznie
przeżywa, i tym, co wykrzykuje, bo jest bardzo dynamiczna, stale skonfliktowana
z matką i w zasadzie nieobecna dla czytelnika, gdyż poznajemy tylko jej
przyzwyczajenia, idiosynkrazje i kilka podstawowych lęków, nie widząc niczego
złożonego w tym, jak postępuje. Sankcjonuje się jakoś nawet
zaskakująca decyzja Hany o oddaniu syna pod opiekę jej własnej matki. Wszystko
dzieje się ewolucyjnie, bohaterka od początku do końca jest postacią bardzo
czytelną i brakowało mi jakiegoś głębszego wglądu w jej emocje – poczynania i
nawyki poznałem bardzo dobrze. Soukupová bliska była stworzenia postaci, która
jest nieszczęśliwa, bo nie może wyjść poza stan bezradności. Kobiety, która
zaprzecza owej bezradności momentami kompulsywnego silenia się na twardość,
zdecydowanie i bycie całkowicie odpowiedzialną za swoje decyzje. Hana byłaby
interesująca jako niespełniona matka, artystka, kochanka i córka, ale powodów
tych niespełnień w zasadzie nie ma. Są nagromadzone frustracje i bojownicze
nastawienie do rzeczywistości. Petra Soukupová nie mówi mi pod koniec książki o
swojej bohaterce wiele więcej niż to, co opowiedziała na pierwszych
kilkudziesięciu stronach.
Jeszcze gorzej ma się sytuacja
z wizerunkiem Evy – seniorki usiłującej w racjonalny sposób porządkować rzekomy
chaos życia swojej córki. Eva nie ujawnia żadnych emocji, które mogłyby
wzbudzić zainteresowanie. Jest samotna, rozczarowana, porządkuje
życie poprzez powtarzalne działania i dodatkowo serwuje dzięki temu dobrą
kuchnię, której jadłospis – jakby w oderwaniu od egzystencjalnego mrocznego
klimatu powieści – pojawia się jako specyficzny apendyks. Eva musi się także
zmierzyć ze słabościami swojego ciała. Chociaż wykorzystywana – takie są
sugestie – przez swoje dzieci, wciąż na nowo chce im zaufać i stale odbija się
od muru niezrozumienia. Jest w tym wszystkim jednak bardzo statyczna i trudno
zadać sobie pytanie o to, dlaczego jej relacje z dziećmi wyglądają w taki sposób.
Petra Soukupová swoją seniorkę czyni kimś, kto z jednej strony gwarantuje
pewien porządek w rodzinie, w której stale ktoś się z kimś ściera. Z drugiej
jednak strony Eva jest pewnym tłem prawdziwych konfliktów. Jej dom to
przestrzeń niedopowiedzeń. Nie jest jednak atrakcyjny dla czytelnika, bo jest
jednocześnie domem, w którym wyrzuca się z siebie oczywiste frustracje i żale,
nie oferując w zasadzie niczego w zamian.
Dlatego moim największym
zarzutem wobec „Najlepiej dla wszystkich” jest uformowane we mnie poczucie, że
jest to opowieść portretująca napięte relacje rodzinne, ale niegotowa w żaden
sposób, aby te relacje uczynić czymś interesującym. Zbyt szybko i zbyt
przewidywalnie zmierza się tu ku katharsis. Nawet niecodzienny
wizerunek zagubionego chłopca przestaje być czymś niezwykłym, bo zlewa się z
tłem oczywistości i – niestety – banału. To jest taka książka, w której można
ujrzeć swoje prywatne złości, kłótnie, niedopowiedzenia i nadmiar wyrzucanych z
siebie podczas utarczek słów, ale dla mnie to za mało, by się jakoś
zidentyfikować z przesłaniem. Za dużo tu teatralności, niewiele pogłębienia
psychologicznego motywacji działania bohaterów, ale przede wszystkim problem jest
to, że Soukupová chciała chyba opowiedzieć o trzech indywidualnościach, które
wywołują konflikty, ale opowiedziała o tym, że czasem w życiu jest pod górkę,
ludzie się kłócą, lecz zawsze tak czy owak dojdą do porozumienia, bo są
rodziną. Przyznam, że to zdecydowanie za mało, i choć starałem się czytać
uważnie, pomiędzy kolejnymi scenami ataków słownych i opowieścią o bolesnym
impasie pośród niezrozumienia nie odnalazłem niczego poza powtarzalnością
zdarzeń, która w gruncie rzeczy uczyniła z książki o mentalnych rozstaniach i
powrotach proste w obsłudze jo-jo, które w dodatku chyba się psuje. Nie ratuje
tego wszystkiego nawet intrygująca fraza końcowa „wszystko przed nami”.
Soukupová proponuje powieść, która może się spodobać, bo jest faktycznie o
prawdziwym życiu, ale niewiele w gruncie rzeczy opowiada o tym, skąd biorą się
nasze animozje i toksyczność relacji, które zacieśniają się wprost proporcjonalnie
do napięcia, jakie jest w nich zawarte. Spore rozczarowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz