2020-02-07

„Drzazga. Kłamstwa silniejsze niż śmierć” Mirosław Tryczyk

Wydawca: Znak

Data wydania: 29 stycznia 2020

Liczba stron: 352

Oprawa: twarda

Cena det.: 44,99 zł

Tytuł recenzji: Pamięć i milczenie

Dziadek Grzegorz. Czuły i szanowany. Uwielbiający wnuka, kochający go. Antysemita i nacjonalista. Morderca? Zaraz, przecież o rodzinie nie mówi się źle – autor tej książki słyszy to ciągle, w różnych miejscach i z różnych ust. A jednak mroczna przeszłość dziadka Grzegorza nie daje spokoju Mirosławowi Tryczykowi. Nie dają mu spokoju przemilczenia własnej matki i historia rodzinna, w której do głosu dochodzą przerażające sugestie. „Drzazga” najmocniej wybrzmiewa właśnie w tym prywatnym wymiarze, ale jest to też solidnie skonstruowany reportaż o zbrodniach, o jakich nie mówi się dla własnego bezpieczeństwa i komfortu. Tryczyk chce uzyskać spokój dopiero wówczas, gdy zada wszystkie trudne pytania, gdy choćby na część z nich pozna odpowiedź. Śledząc przeszłość dziadka, analizuje zjawisko masowego zapominania o niewygodnej prawdzie. Opowie o tym, że za tym zapominaniem kryje się wstyd, ale także konsekwentne milczenie. Czy można żyć z hańbą zbrodni, nazywając ją jedynie czymś wstydliwym? Czy kolejne pokolenia mają pamiętać, czy też bardziej wrastać w milczenie? Czy teza, że podczas drugiej wojny światowej nie tylko Niemcy, ale również Polacy mordowali ludność żydowską, jest zbyt trudna do uniesienia i zbyt drastyczna, by przestała być tylko tezą?

Tryczyk wyraźnie wskazuje adresy pogromów żydowskich. Tam, gdzie naziści nie musieli wykazywać się swoją bezwzględnością oraz okrucieństwem. Te adresy brzmią konkretnie i realnie. Radziłów, Wąsocz, Trzcianne, Szczuczyn. Kilka innych. Tam dokonywały się akty bestialskiej przemocy, tam z rąk sąsiadów ginęli ci, dla których wcześniej latami konsekwentnie stwarzano etykietę wroga polskości. Podoba mi się indywidualizacja języka bohaterów tego reportażu. Autor odbywa liczne podróże, ale przeprowadza także bardzo różne rozmowy. Oddana różnorodność języka portretuje tutaj bardzo różne perspektywy patrzenia na wojenne dramaty. Jest niedowierzanie, pewność siebie, jest zaprzeczanie, ale i wstydliwe pochylanie głów. Niedokończone zdania, niepełne stwierdzenia. Urwane frazy, niektóre wypowiadane pospiesznie przez telefon, z lękiem i poczuciem, że robi się coś niewłaściwego. Bo przecież nie można oczerniać Polaków, to są zbyt śmiałe tezy, Polacy nie mordowali, nie zabijali własnych sąsiadów, nie przejmowali po nich majątków, nie bawili się kosztem słabszych…

Zaprzeczanie brzmi w „Drzazdze” najmocniej, ale dużo bardziej przejmujące jest lakoniczne okrucieństwo zawarte w słowach „byli i nie ma”. Tryczyk przygląda się temu, jak małe społeczności chcą szybko zapomnieć – o czymś, co nie mieści się w jakimś logicznym pojmowaniu ładu ich świata, ale także o czymś, co wywołane zostało instynktem stadnym, w sprzyjających okolicznościach, jest możliwe usprawiedliwienie tego, przeraża jego oczywistość. Lepiej zatem zapominać. Autor zdaje sobie sprawę z tego, jak łatwe w niektórych okolicznościach może być to zapominanie. I ta książka jest jego prywatnym sprzeciwem wobec tego. Dowodem swoistej obsesji, ale i palącej pamięci właśnie. Świadomości tego, że przewiny dziadków tkwią gdzieś w życiu ich potomków. „To w żaden sposób nie rzutuje na naszą przyszłość” – tak śmiało stwierdza burmistrz Szczuczyna. Mirosław Tryczyk chce wskazać, że o bolesnych prawdach należy mówić tu i teraz. Uporządkować teraźniejszość, oddać zmarłym to, co im należne, rozprawić się z demonami przeszłości. Wówczas przyszłość może być uporządkowana. Każda przyszłość będzie taka, jeśli dokona się właściwego rozrachunku z historią.

Tymczasem „Drzazga” to opowieść o tym, jak różne mogą być definicje milczenia. Jak potrzebne jest ono w tych społecznościach, które zdają sobie sprawę z tego, że wydarzyło się coś haniebnego, ale usiłują to za wszelką cenę racjonalizować. Dlatego jednym z najmocniejszych fragmentów tej książki jest ten opowiadający o strukturze społecznej Jedwabnego – miejscowości, którą zawstydzono przed całą Polską. Tryczyk stara się zobrazować to, o czym wszyscy wiemy: że każda mała społeczność rządzi się własnymi prawami. Podkreśla jednak bezkompromisowość tych praw. Nikt nie może wyjść poza to, co myśli i określa grupa. Zbrodnie wojenne, których sprawcami byli Polacy? Można je zanegować na wiele sposobów. A będąc częścią społeczności, trzeba utrzymać w sobie tę negację. Konsekwencje nieprzystosowania się do reguł grupy mogą być bardzo groźne. Dziś byłyby to krzywe spojrzenia, może czasem wybicie okna. Kiedyś jawna agresja i przemoc. Na przykład podczas wojny, kiedy można zabić, bo to inna sytuacja, inne prawa, rzeczywistość okrutnych możliwości… i okoliczności łagodzące?

„Winy się nie dziedziczy, prawda?” – to jedno z pytań, które pada w tej książce, wyznaczając niejako przestrzeń refleksji. Tryczyk chce zobrazować, w jaki sposób kolejne pokolenia radzą sobie ze świadomością, że ich przodkowie mogli być sprawcami zła, mordercami. Dla wielu z jego rozmówców wszystko jest już sprawą minioną. Wstyd pozostanie, ale nie będzie się o nim rozmawiać. Co wtedy, gdy ów wstyd wrasta gdzieś pod skórę i nie pozwala normalnie żyć? Autor „Drzazgi”, jak stwierdza we wstępie Marcin Kącki, „ściga się z koszmarami historii”. Ta książka powstała jako stanowczy sprzeciw wobec zapominania o mrocznych sprawach i poczynaniach przodków. Największym koszmarem obok samego aktu morderstwa jest wypieranie go z pamięci, a być może jeszcze większą zbrodnią – milczenie o tym. Dlatego nie jest to absolutnie obiektywny w swej wymowie reportaż i czyta się „Drzazgę” jako oskarżenie. Ale odczytuje się w niej bolesne wątpliwości autorskie, czy jest możliwość prawdziwej walki z zapominaniem poprzez milczenie.

To także książka o tym, że milczeć to znaczy bać się. Konsekwencji, oceny wyznań, wyjścia poza bezpieczną przestrzeń nienazywanych spraw. Ale także o strachu, który towarzyszył wszystkim ludziom ginącym z rąk sąsiadów i znajomych w małych miejscowościach, gdzie nadarzyły się okoliczności, a czasem zdecydował przypadek. O strachu tych, którzy latami byli sympatycznymi sąsiadami, ale ktoś kazał widzieć w nich wrogów, zacząć ich nienawidzić. Frustracje, złość, impuls do zbrodniczego działania. To czasem były chwile, które wrosły w pamięć na zawsze. A czasami metodyczne i zaplanowane działania zbrodniarzy, którzy swoje okrucieństwo musieli potem ukryć, choć przecież nieśli je przez życie. Dzięki zapominaniu innych. W tej historii winy i milczenia Tryczyk stara się przede wszystkim zrozumieć, w jaki sposób można żyć i funkcjonować, banalizując zło, usiłując wyobrazić sobie alternatywną rzeczywistość dla zbrodni. Ale to także książka opowiadająca o ludziach, którym należy się godna pamięć oraz szacunek dla ich śmierci. Przejmuje bardzo mocno, kiedy obrazuje, jak łatwo możemy zapominać o złych sprawach, gdy uznamy, że spowodowały je po prostu złe okoliczności.

Brak komentarzy: