Wydawca: Czwarta
Strona
Data wydania: 15 kwietnia 2020
Liczba stron: 398
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Smutek dzieciństwa
Pośród zasłużonych peanów
recenzenckich dotyczących debiutu literackiego Izabeli Janiszewskiej stale
zwraca się uwagę na walor kryminalny „Wrzasku”. To pod kątem intrygi oraz jej
rozwiązania porządkują się pochlebne słowa wokół tej powieści. Mnie rozłożyła
na łopatki czymś zupełnie innym. Mimo że jest to rzeczywiście świetnie
skonstruowany kryminał, w wielu momentach czytałem tę narrację może inaczej,
niż chciałaby autorka. Bo w pewnym momencie przestało być dla mnie ważne, kto
tu jest dobry, a kto zły, kto słusznie czy niesłusznie kogoś śledzi i kto wymyka
się śledzącym. Potężny ładunek „Wrzasku” to jego fundament, czyli problem człowieczego odrzucenia. Janiszewska
nie tylko penetruje mroczne strony osobowości zmuszonej do tego, by być niemym
tłem wydarzeń, kryjącym w sobie niewyobrażalne cierpienie i potrzebę bycia
przewrotnie zauważonym. To mocna książka o tym, że jeśli jesteśmy płaczącym i
krzywdzonym dzieckiem, które może liczyć tylko na towarzystwo swojego cienia i ciepło
własnych łez, możemy nim pozostać na
zawsze, choć cień towarzyszyć będzie nam inaczej, a łzy wypłyną z innych oczu.
Nie umiem oddać tego, jak dosadnie „Wrzask” sugeruje tezę, że trauma
dzieciństwa oznaczy nas na zawsze, ale najciekawsze w tej powieści jest także
to, w jaki sposób inni widzą straumatyzowane dziecko. Jak wielkie są wyrzuty
sumienia, kiedy mu się nie pomogło, i do jakich koszmarnych działań może
prowadzić poczucie tego, że wreszcie należy komuś wynagrodzić czas jego piekła…
Cały świat przedstawiony to
mroczny obraz zmagań ludzi z własną przeszłością i z tym, że kiedyś poczuli się
pozostawieni sami sobie. Tak silnej kondensacji fatalizmu nie doświadczyłem
od czasu lektury serii kryminałów Mateusza Marcina Lemberga. U Janiszewskiej to
wszystko uwiera jeszcze mocniej. Autorka jakby przesuwa zoom, a zbliżając nas
do swoich bohaterów, ukazuje, że ich cierpienie jest nie do zniesienia, a oni
sami – razem z nim – trudni do zaakceptowania, polubienia. Bo w całym tym
narracyjnym szaleństwie należy chyba kogoś polubić, jednak bohaterowie trzymają
gardę i jakiekolwiek cieplejsze uczucie wydobywa się z nich z wielkim trudem.
To opowieść o ludziach żyjących na wdechu. A właściwie półoddechu traumy, która
naznacza ich i determinuje działania. To uciekinierzy i fataliści. Ludzie
niemogący odbierać świata inaczej niż przez pryzmat swych wyostrzonych
bolesnymi doświadczeniami zmysłów. „Nikt nie jest normalny z bliska” – te ważne
słowa wypowiada przyjaciel jednej z bohaterek i to one w zasadzie prowadzą nas
przez tę książkę. Im bardziej zbliżamy się do cierpienia ludzi z „Wrzasku”, tym
mniejsze znaczenie ma to, kto jest katem, a kto ofiarą. Okazuje się, że mamy tu
do czynienia z osobami budującymi sobie swój grobowiec za życia. A może
zupełnie niegotowymi do życia, jeśli nie jest ono zadaniem. Albo do służby w
słusznej sprawie lub przerażającego ingerowania w inne życie, bo to też będzie
sprawa, nawet konieczność.
Zbrodniarz jest tu
zbrodniarzem, psychopata psychopatą. Okaleczony emocjonalnie policjant i
uciekająca od siebie samej dziennikarka też pozornie grają wskazane role,
wiarygodnie i uczciwie. Poza tym, że Janiszewska doskonale buduje portrety
psychologiczne swoich bohaterów, z równą doskonałością miesza w świadomości
czytelniczej. Zło ma tu wiele oblicz, ale ostatecznie pochodna tego zła nie
jest już tak jednoznaczna w ocenie. Bo cierpią wszyscy. Ale najbardziej
zaskakujące jest to, że nie potrafią ujrzeć obok siebie odbicia tego
cierpienia. Myśląc i działając zadaniowo, gdzieś gubią swoje
człowieczeństwo, a może przede wszystkim chcą utracić kontakt ze sobą, bo ten
kontakt jest destrukcją. Tak czy inaczej wynika z tego skomplikowana fabuła o
emocjonalnych zależnościach oraz szantażach, a także o tym, że w najbardziej
nawet hardej postawie wobec świata wciąż będziemy łkającym dzieckiem, jeśli nie
przytulono nas i nie zrozumiano wtedy, kiedy tego potrzebowaliśmy.
Charyzmatyczni są tu nie tylko
ludzie na tropie zbrodni. Oni jednak najmocniej zwracają na siebie uwagę.
Komisarz Bruno Wilczyński, który wciąż na nowo rozpamiętuje moment, kiedy
znalazł nieżywą matkę w wannie. Dla ośmiolatka czas się wtedy zatrzymał i Bruno
nie będzie po trzydziestu latach świadom tego, jak bardzo to zatrzymanie
wpłynie na jego działania. Obok policjanta nietuzinkowa dziennikarka śledcza.
Odrobinę przypominająca tę znaną personę z opowieści pewnego szwedzkiego autora
poczytnych powieści kryminalnych, ale Janiszewska nie przesadziła w określaniu
charyzmatyczności swojej bohaterki. Jakkolwiek zaskakująca, obcesowa i
nietuzinkowa jest Larysa Luboń, widać w niej autorską czułość, bo odnoszę
wrażenie, że pisarce bliżej jest tu do kobiet, choć w gruncie rzeczy pochyli
się nad cierpieniem chłopca. Bruno cechuje się cynizmem i zraża do siebie
właściwie wszystkich. Widzi i rozpoznaje więcej niż inni, ale to dopiero Larysa
– z którą połączy go symboliczna przestrzeń ringu bokserskiego – pokaże mu, co
to znaczy widzieć świat czujnie i uważnie. Ta dwójka przyciąga uwagę swoją
bezkompromisowością i szorstkością. Ale to przede wszystkim dzięki temu,
jacy są, będą mogli szybciej i skuteczniej ruszyć tropem kogoś, kto równie
bezkompromisowo morduje, wpadając wraz z mordowanymi osobami w kolejny
przeklęty piekielny krąg.
Bardzo podoba mi się dynamika
tej powieści, ale przede wszystkim umiejętne punktowanie cierpienia drugiego
tła, które stanie się cierpieniem pierwszego planu, a potem – w zaskakującym
związku – połączy dramat istnienia ścigających i ściganego. „Wrzask” jest
wielowątkowy między innymi po to, by nie stał się za bardzo intensywny. Nie
chce być powieścią jednej wykładni, choć konsekwentnie jednolicie buduje
nastrój opowiadania o trudnościach. Ale wszystkie podłe i destrukcyjne emocje
wręcz przechodzą tutaj na czytelnika. Janiszewska pisze o destrukcyjnej roli
pamięci i o tym, w jaki sposób jedno traumatyczne zdarzenie bądź ciąg takich
zdarzeń na zawsze zmienia sposób, w jaki żyjemy. Bruno i Larysa podejmą się gry
z bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem. Ale jednocześnie po drodze staną się
niebezpieczni, autodestrukcyjni, toksyczni sami dla siebie. Dlatego
jakkolwiek świetnie poprowadzona jest tu intryga kryminalna, jest „Wrzask”
przede wszystkim opowieścią o piekle samostanowienia. Przedstawione tu historie
tworzą studium bezwzględnego cierpienia. Takiego bardzo bezkompromisowego, bo
coś, co się wydarzyło, nigdy nie pozostanie już tylko przeszłością. Debiut Janiszewskiej
z pewnością zainteresuje wielbicieli powieści kryminalnych, ale jest to też
egzystencjalna opowieść noir o tym, że możemy być płaczącym bezgłośnie
dzieckiem, ale wszyscy widzą w nas kogoś innego. Obcesowego typa albo potwora.
Cierpienie ma wiele znaczeń. W jego morzu muszą ginąć niewinni ludzie. Warto
przeczytać, bo przykuwa uwagę mocniej niż jakakolwiek powieść kryminalna, którą
czytałem przez ostatni rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz