Wydawca: Kwiaty
Orientu
Data wydania: 1 czerwca 2020
Liczba stron: 226
Przekład: Dariusz Latoś
Oprawa: miękka
Cena det.: 35 zł
Tytuł recenzji: Wybór zła
Japonia – jeden z
najbezpieczniejszych krajów świata. Tam ponoć możesz zostawić laptop lub torbę
w restauracji, gdy chcesz skorzystać z toalety. Będą czekały nienaruszone.
Kraj, w którym szacunek do drugiego człowieka nie zezwala na zabieranie jego
własności. Co jednak, gdy drugi człowiek może być tożsamy tylko z własnością?
Czy Japonia to rzeczywiście tak bezpieczny i spokojny kraj, jak opisują go
wędrowcy i turyści? Zgoła odmienną rzeczywistość pokazuje nam w swej mrocznej
miniaturze literackiej Fuminori Nakamura. Nie powinno być tak, że recenzja jest
dłuższa niż książka, ale z tej krótkiej opowieści można wydobyć bardzo wiele. Mimo
wartkiego tempa akcji i nastawienia na kolaż wydarzeń trzeba czytać
„Kieszonkowca” wyjątkowo uważnie, bo o ile czasem zdarzy mu się dydaktyczna
metafora jak w przypadku wieży, o tyle bardzo wiele zdań przemyca pewną
poetyckość – nawet w opisie kradzieży. Jest u Nakamury także coraz mocniej
sygnalizowany fatalizm. Ta opowieść tonie w smutku, bo smutne i naznaczone
traumą są wszystkie kalekie relacje, o których tutaj można przeczytać. W
tokijskiej metropolii ludzie są anonimowi i bez życiorysów nie tylko dlatego,
że tytułowy bohater widzi ich jako obiekty do okradzenia. Sam Nishimura kryje w
sobie wiele zagadek i tylko częściowo dowiemy się, dlaczego obecnie jest sam, a
jego samotność jest wyznaczana przez rytm zdobywania kolejnych portfeli, w
których poza jenami jest też niewyobrażalna pustka. Nią otula się Nishimura na
co dzień.
Nakamura proponuje kilka
ciekawych retrospekcji, aby wyjaśnić, w jak skomplikowanej sytuacji życiowej
znajdzie się bohater. I wcale nie najciekawsza jest ta z nich układająca się
jak scenariusz filmu sensacyjnego. Bardziej
przykuwa uwagę punktowanie. Wspomnienie bliskiej kobiety, która nie udźwignęła
ciężaru życia. Moment, w którym Nishimura po raz pierwszy kradnie – to dopiero
wówczas zostanie dostrzeżony, bo świat zwróci na niego uwagę wtedy, gdy złamie
moralne i społeczne normy. To trochę tak, jakby bohater z krwi i kości pojawiał
się na chwilę, wydobywał z toksycznej tokijskiej mgły, spośród anonimowego
tłumu, w którym tak łatwo jest ludziom zabrać to, co dla nich ważne. A w tym
wszystkim poczucie tymczasowości, mimo że „praca” Nishimury przynosi mu stały
zysk i jest z nią już tak zżyty, że przemoc, kradzież i definicja przestępstwa
funkcjonują nieco inaczej w jego umyśle. Czy jednak „Kieszonkowiec” banalizuje
zło? Niekoniecznie.
Ta krótka powieść stawia
czytelne i trudne pytania o wybór życiowej drogi. Jesteśmy źli, dlatego że tak
zdecydowaliśmy, czy odpowiedzialność za to spada na niekorzystne życiowe zbiegi
okoliczności? Jesteśmy częścią zła tylko wówczas, gdy świadomie zdajemy sobie
sprawę z tego, od czego się odcinamy. Wtedy kiedy wiemy, czym jest porzucone
przez nas dobro. To pytanie rezonuje tu
bardzo interesująco, jeśli weźmiemy pod uwagę relację Nishimury z pewnym
chłopcem, którego matka zmusza do tego, by był przestępcą. Matka gotowa oddać
go za chwilę materialistycznej przyjemności. Dziecko znikąd, które nie skarży
się na swój los. I mężczyzna znikąd starający się uświadomić chłopcu, że może
go czekać inne życie. Nishimura pozwala sobie na bezwarunkową dobroć wobec
dziecka. Ale tylko do momentu, w którym uświadomi sobie, że ta dobroć przejmuje
ster jego świadomości. I wówczas lepiej jest się wycofać. Życiowa droga została
już przecież wybrana.
Fuminori Nakamura ciekawie i z
pewnym artystycznym dystansem opowiada też o przewrotności losu. Człowiek
przekonany o tym, że zawsze i wszędzie kontroluje wszystko, nagle zostaje
zaskoczony tym, że ktoś inny może mieć nad nim kontrolę. Ktoś bardzo, wręcz
dosadnie zły. Kreator zła, a jednocześnie jego pan i władca. Tajemniczy
człowiek ujawni siłę, którą dały mu okoliczności. Może być mroczną wyrocznią,
decydować o losie innych. Między innymi tych, którzy miotają się w
kompulsywnych aktach seksualnych, pośród których bohater dowiaduje się, że odtąd
jego życie należy do kogoś, komu na tym życiu zupełnie nie będzie zależeć. W
sensacyjnym wątku tej książki pojawia się może za dużo dydaktyki i oczywistych
wykładów, ale służy on ukonkretnieniu tezy, że zło to zawsze wybór –
podyktowany koniecznością, manipulacją albo szantażem. Ten pierwszy bywa
oczywisty, dwa kolejne nie są naszymi autonomicznymi wyborami, a jednak zawsze
mamy możliwość opowiedzenia się po którejś ze stron. Widać wyraźnie, że
dynamiczne zdarzenia, dzięki którym część odbiorców nazywa tę książkę
kryminałem, potęgują jedynie przeświadczenie o nihilizmie, który zrodził się z
rutyny życia poza systemem, poza prawem. Nishimura jest buntem wobec
społeczeństwa, jest jego krzywym zwierciadłem. Funkcjonuje w nim na
zasadzie pasożyta, ale – jak wspomniałem wcześniej – tylko w takiej formie
został kiedyś zauważony i tylko ona nadała mu tożsamość. Nie jest też tak, że w
sportretowanej rzeczywistości zło nie jest w jakiś sposób piętnowane. Jeden z
bohaterów chce od niego uciec. Nie chce, by jego wybory uzależnione były od
manipulacji czy szantażu. To też jeden z obrazów tego, jak fatalnie można
wybrać swój los raz w życiu i pozostać z mrocznymi konsekwencjami tego wyboru
aż do śmierci.
Bohater jest w dużej mierze
dokonanym wyborem. Perypetie z porzuconym dzieckiem czy konkretna reakcja na
działania pedofila w miejscu publicznym pokazują, że nie odciął się od porządku
społecznego, tylko być może odnalazł w nim dla siebie specyficzne miejsce.
Miejsce na pograniczu dobra i zła. Miejsce, o które wciąż musi walczyć. Bo
kiedy okaże się, że Nishimura zyska zbyt dużą pewność siebie, niebezpieczny dla
niego zbieg okoliczności będący pokłosiem mającego miejsce w przeszłości udziału
w akcji przestępczej każe zrewidować pojmowanie siebie jako podmiotu, a nie
przedmiotu otaczającej rzeczywistości. „Kieszonkowiec” stawia wiele pytań o
wolną wolę, wolność osobistą i poczucie możliwości dalszego wybierania, kiedy
wybierze się już swój styl oraz metodę przetrwania. Ale wszystkie one padają w
konsekwentnej mrocznej tonacji. Noir i samotność po japońsku – to wyróżnia tę
pozornie prostą historię, powodując, że czyta się ją jednym ciągiem, a
jakiekolwiek przerwy w lekturze są niewskazane. To jest po prostu tak
skonstruowana narracja, że najmocniej zapisze się w pamięci wtedy, kiedy nie
pozwolimy sobie na to, by choć na chwilę wyjść poza nią i jej mglisty klimat
niedomówień albo dosadnych słów, które naznaczają na zawsze. Nakamura jest
bardzo sugestywny i wcale nie rozstajemy się z nim tak szybko. Pozostanie
mroczny, ale działający na wyobraźnię obraz i poczucie, że niektóre z
postawionych w tej książce pytań mają charakter prowokacyjny. Na część z nich
nigdy sobie nie odpowiadamy, bo to wydaje się niebezpieczne. A w „Kieszonkowcu”
jest dodatkowo groźnie, gdy w grę wchodzi szantaż i igranie z ludzkim życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz