2021-06-03

„Same piękne rzeczy” Hunter Biden

 

Wydawca: Agora

Data wydania: 19 maja 2021

Liczba stron: 320

Przekład: Krzysztof Kurek

Oprawa: twarda

Cena det.: 49,99 zł

Tytuł recenzji: Samotność i rodzina

Zazwyczaj staram się trzymać z daleka od książek napisanych przez różnego rodzaju osoby publiczne, które na co dzień z tworzeniem literatury nie mają wiele wspólnego. W „Samych pięknych rzeczach” zainteresowała mnie przede wszystkim historia niezwykle trudnych doświadczeń życiowych i chciałem sprawdzić, jak została opisana. Ponadto uwagę przykuwa tytuł, którego znaczenie można rozszyfrować już na początku lektury, i wówczas bardzo dobrze rezonuje w wyobraźni czytającego, a także w całej strukturze tej narracji. Hunter Biden opowiada przede wszystkim o własnym jestestwie – sytuuje siebie w przestrzeni publicznej jako syna znanego polityka, a dzisiaj prezydenta USA, ale również stara się zobrazować tę bardzo prywatną sferę skomplikowanych doświadczeń, czyli tak naprawdę miejsce, gdzie i ze swoimi nałogami, i z żałobą po ukochanym bracie pozostał absolutnie sam. „Same piękne rzeczy” to będzie intymny dziennik wyobcowania. Książka nakreślająca samotnicze ucieczki i walki z samym sobą. Rzecz, w której pojęcie samotności ujawnia się na różne sposoby. Mnie najmocniej ujął jej obraz w opisie podróżowania bezdrożami Arizony. Myślę, że każdy wrażliwy czytelnik będzie umiał rozpoznać przynajmniej kilka sugestii tego, czym jest portretowane wyobcowanie, i zrozumieć jego skomplikowane konteksty. Bo choć jest to również mądra książka o sile rodzinnych relacji, mimo wszystko najważniejsza jest tu ta mroczna sfera emocji i osobistych doświadczeń, w których autor rozpoznaje siebie jako alkoholika, narkomana, człowieka z tendencjami ucieczkowymi i nieszczęśliwego mężczyznę, który z widmem śmierci najbliższych wędruje przez życie z największym trudem.

W opisach swoich uzależnień Hunter Biden podąża w bardzo dobrą stronę. Nie robi tego, co częste w tego typu świadectwach zmagań z nałogiem – nie idzie w naturalizm, choć bez wątpienia podkreśla, że walka z alkoholem i narkotykami była przede wszystkim walką jego pacyfikowanego i dręczonego organizmu. Biden podkreśla, że w alkoholizmie nie chodzi po prostu o to, aby się upić, a doświadczenia z narkotykami to nie tylko poszukiwanie innych niż alkoholowe wrażeń. Studium uzależnienia jest tu wnikliwe, widać dużą samoświadomość autora. Wie on i rozpoznaje, co mogło być bezpośrednią, a co pośrednią przyczyną ucieczek w nałogi. Widzimy dramatyczną powtarzalność tego eskapizmu i jesteśmy w stanie odczytać różne konteksty dramatycznych działań. Hunter Biden opowiada historię swojego uzależnienia i pokazuje jego niebezpieczeństwo w bardzo uniwersalnym wymiarze. Czyta się te zwierzenia z niesłabnącym poczuciem tego, jak trudną drogę od pustki i abnegacji do wyznaczania sobie celów w czystym od używek życiu przechodzi człowiek, którego najtrudniejszymi w gruncie rzeczy doświadczeniami były utraty najbliższych osób.

Śmierć brata, Beau, jest tu doświadczeniem bolesnym i granicznym. Świat Huntera Bidena po odejściu ukochanego brata wykoleja się i bardzo trudno odnaleźć w nim sens oraz radość. Autor bez skrępowania pisze o tym, jak kompulsywne i zaskakujące były próby odnalezienia psychicznej równowagi po śmierci, która zmieniła wszystko na zawsze. Pisze między innymi o wejściu w intymną relację z żoną zmarłego. Trauma odznacza się bardzo mocno wtedy, kiedy szpony nałogu zaciskają się na gardle Bidena. I w tym znaczeniu ta książka jest przede wszystkim dziennikiem żałoby. Świadectwem tego, jak niebywale trudno jest odbudować świat po odejściu jednej z najważniejszych osób.

Z perspektywy oddalenia się od rodziny autor bardziej precyzyjnie i sugestywnie portretuje relacje, które ukształtowały klan Bidenów w mocnej solidarności na przekór wszelkim przeciwnościom losu i tragediom dotykającym tę rodzinę. Joe Biden tkwi tu w tle, ale to tło jest bardzo wyraźne – jego syn stara się zobrazować, na czym polega bezwarunkowa ojcowska miłość i co może przynieść dobrego, jeśli nie jest powiązana z inwazyjnością czy narzucaniem sposobu działania w sytuacji krańcowej, czyli utkwienia w szponach nałogu. Hunter Biden wyraźnie zaznacza tę sferę uzależnionego, do której nie ma dostępu nawet najukochańszy ojciec. Obrazując jej pustkę, a jednocześnie destrukcyjną grozę, autor tej książki zwraca uwagę na fakt, że najważniejsza jest obecność bliskiej osoby, która czuwa, aż będzie mogła się zbliżyć i okazać wsparcie. Tylko to i aż to. Czy autora uratowała przed upadkiem miłość ojca, czy może rozumienie tego, kim się jest w rodzinie Bidenów i jak silnie powiązani są ze sobą wszyscy jej członkowie?

Opowieść Bidena cechuje ten rodzaj perspektywy, przy której opowiadanie o największych nawet trudnościach stanowi już czytelny czas przeszły. Można zatem zadać sobie pytanie o to, do kogo jest ona skierowana. W historiach tworzących niespokojny życiorys Huntera Bidena jest dużo amerykańskiej przestrzeni, ale i amerykańskiej opresji. Jest to również historia formowania się silnego charakteru. Dorastając w Delaware jako jeden z synów Joe Bidena, autor uczy się przede wszystkim szacunku do drugiego człowieka i otwarcia na różnorodność. Być może ratuje go wewnętrzne przekonanie, że wciąż może być częścią wieloaspektowego i ciekawego świata. A może tendencje destrukcyjne zatrzymuje coś zupełnie innego? Sporo w tej książce politycznego i społecznego wymiaru tego, co to znaczy być Bidenem. Można ją odczytać jako deklaratywnie antytrumpowską, ale wydaje mi się, że wymiar tej opowieści jest dużo szerszy, kiedy potraktujemy ją jak dziennik z piekła, do którego dotrzeć może każdy bez względu na to, kim się urodził i co sobą reprezentuje albo ma reprezentować. „Same piękne rzeczy” to tak naprawdę bardzo kameralna narracja. Opowieść o presji bycia określoną osobą w przestrzeni publicznej, ale również o tym, jak bezpieczna i kameralna staje się sfera życia rodzinnego. Ta, którą z kilku powodu opuszcza alkoholik i narkoman. Ta, do której wraca nie bez trudu, ale z przekonaniem, że rozumie, kim ma być w dalszym życiu. I kim będzie, żegnając się z demonami przeszłości.

Ta bezpretensjonalna opowieść o tym, jak mocno człowiek może się zapętlić i jak łatwo utracić kontakt z bliskimi ludźmi, jest jednocześnie historią walki charakteru. Opowieścią o tym, że dopóki żyjemy, możemy być świadomymi kreatorami swojego życia. I wcale nie brzmi to tutaj jak truizm. Jednak ważność tej narracji nie opiera się tylko na tej tezie. To rzecz o tym, jak rozumiana jest amerykańska rodzina jako sieć solidarnych relacji. Hunter Biden opowiada również o dobrze sytuowanym amerykańskim mężczyźnie, który z łatwością odrzuca mity i szanse, a potem z ogromnym trudem odbudowuje więzi utracone w wyniku  tego odtrącenia. Budująca i mądra lektura.

1 komentarz:

zaczytanalala pisze...

Książka zapowiada się ciekawie :) Ja właśnie jestem po lekturze "Sieroty wojny", którą także polecam :)