2021-08-13

„Szatan w naszym domu. Kulisy śledztwa w sprawie przemocy rytualnej” Lawrence Wright

 

Wydawca: Czarne

Data wydania: 14 lipca 2021

Liczba stron: 336

Przekład: Agnieszka Wilga

Oprawa: twarda

Cena det.: 44,90 zł

Tytuł recenzji: W co i jak wierzymy

Znacie sprawę Paula Ingrama? Jeśli nie, absolutnie jej sobie nie googlujcie, tylko przeczytajcie ten znakomity reportaż! Nie wiem, dlaczego jakoś nie po drodze było mi z przekładami dziennikarskiej pracy Lawrence’a Wrighta, którą od jakiegoś czasu proponuje Wydawnictwo Czarne, ale mam wrażenie, że skoro już trafiłem, to chyba na najlepszy jego tekst. Emocje towarzyszące czytaniu przypominały mi te, które szły ze mną przez kolejne odcinki serialu „Miasteczko Twin Peaks”, ale jest tu dużo więcej niż u Lyncha, bo poza przejmującą atmosferą czasem irracjonalnej grozy znajdziemy coś jeszcze bardziej poruszającego. O ile sama historia Ingrama nie była mi znana, o tyle większość problemów poruszanych w tym reportażu była dla mnie zrozumiała. Jednak nie w takim kontekście i nie w takim wymiarze. Poza wspomnianym klimatem Wright umieszcza tu wiele trafnych spostrzeżeń i refleksji. A wszystko krąży wokół tematu naszej pamięci – tego, co zapamiętujemy lub wypieramy, i tego, co jest przedmiotem konfabulacji naszego umysłu.

Kiedy czyta się historię tego, co przydarzyło się pewnej amerykańskiej rodzinie na przełomie dwóch ostatnich dekad minionego stulecia, można z niedowierzaniem stwierdzić: takie rzeczy to tylko w Ameryce. Ano nie do końca. „Szatan w naszym domu” to w gruncie rzeczy bardzo uniwersalna historia oddająca niezwykły wymiar naszych lęków i idiosynkrazji coraz mocniej obecnych właśnie w XXI wieku. Lawrence Wright opowiada o dość enigmatycznym – jak będzie się można zorientować po przeczytaniu ostatniej strony – upadku rodziny Ingramów. To nie lada sztuka opowiedzieć o tej destrukcji, nie krzywdząc żadnej z osób dramatu. Autor podejmuje się niezwykle trudnego zadania, ale jest w nim obiektywnym sprawozdawcą, pozostawiając czytelnikom całą gamę emocji, bo czego jak czego, ale pewności, że ten reportaż nie pozostawi obojętnym, można mieć aż nazbyt wiele.

Szanowany obywatel, zastępca szeryfa, przewodniczący miejscowego oddziału Partii Republikańskiej jednego dnia staje się podejrzanym o najgorsze przestępstwa. Jego dwie córki, które niedawno wkroczyły w dorosłość, oskarżają go o czyny obrzydliwe i powszechnie piętnowane. Ale to dopiero początek tej mrocznej historii o tym, jak doskonała, bogobojna, znakomicie funkcjonująca w lokalnej społeczności rodzina stanie się zagubioną konstelacją, w której każdy element świeci już tylko blaskiem zaskakujących zeznań. Ingram staje się potworem. A być może też kimś, kto uległ jakiejś przerażającej manipulacji, by się tym potworem stać. I czy na pewno jest to adekwatne słowo do czynów człowieka, który na początku zeznaje, że niczego nie pamięta, a potem nagle przypomina sobie kolejne podłości serwowane przed laty swojej rodzinie?

Wszyscy jej członkowie pod wpływem różnych okoliczności próbują odzyskać swoje wspomnienia. Relacje między nimi ulegają destrukcji, ale najciekawsze jest śledzenie tego, w jaki sposób to się dzieje. Reportaż Wrighta odwołuje się do naszych archetypicznych lęków przed przerażającą istotą będącą w opozycji do tego, co kształtuje wiara chrześcijańska. Ale szatan ma tu naprawdę wiele znaczeń i staje się figurą, której przestraszy się nawet ten, kto nigdy nie znał przed nim lęku. Szatańskie jest to, co rozgrywa się między kolejnymi zeznaniami, i oblicze egzystencjalnej pustki, które pozostaje po każdej z takich konfrontacji. Wszystko wskazuje na to, że w domu Ingramów działy się rzeczy, których świadomość intensyfikują i utrwalają głównie gorszej klasy horrory. A jednak opowieści sięgające coraz głębiej do rodzinnego piekła zaczynają być coraz bardziej przerażające. I coraz mocniej działać na wyobraźnię czytelników. Co z wyobraźnią tych, którzy świadczą przeciwko sobie? Co wydarzyło się w domu, który w ciągu kilku miesięcy od pierwszych zarzutów przestaje istnieć w każdym wymiarze?

„Szatan w naszym domu” to znakomite studium defektów i nieznanych wciąż naukowcom rejonów naszej wyobraźni sprzężonej z pamiętaniem. Opowieść o tym, jak idealna rodzina nagle stała się siedliskiem zła, w którym najistotniejsza była przemoc rytualna, jest w gruncie rzeczy historią tego, jak bardzo przerażający możemy być sami dla siebie, konfrontując się z konfabulacjami. Ktoś w tej historii przypomina sobie wszystko to, czego się od niego oczekuje, a ktoś inny zaczyna wierzyć w zdarzenia, które się nie wydarzyły. W tym wszystkim narastające napięcie, bo przecież nie można zmyślić tak potwornych rzeczy. A jednak to nie jest książka o zmyślaniu, bardziej reporterska fantazja o tym, w którym momencie nasze wspomnienia stają się niewiarygodne i co za tę niewiarygodność odpowiada. Poza tym to również reportaż, w którym pytanie o to, co jest ludzką fantazją, zaczyna brzmieć wyjątkowo groźnie.

Wright zajmuje się społecznymi konsekwencjami tak zwanych wyparć. Analizuje to, co nasz umysł blokuje w pamięci, i pokazuje, jak potężna fala zniszczeń może być efektem odblokowania tego, co wyjątkowo traumatyczne. Podoba mi się tutaj szeroki kontekst rozważań nie tylko o istocie przemocy rytualnej, kreowaniu i funkcjonowaniu samego rytuału. Autor stara się bazować na historii konkretnej rodziny, by pokazać w nowym znaczeniu zwrot „nie sposób uwierzyć”, zaznaczając jednocześnie, że możemy wierzyć we wszystko, podobnie jak zrujnować swoje lub cudze życie takim rodzajem wiary. Tę książkę powinni przeczytać wszyscy pisarze thrillerów i kryminałów jako źródło inspiracji, ale nie można o niej pisać z taką dezynwolturą, bo jest to w gruncie rzeczy mroczna opowieść o tym, jak bardzo zwodnicza może być pamięć, lecz również trauma w naszą pamięć ingerująca.

Jest tu wszystko, by wzbudzić emocje: od litości po wstręt. Jest jednocześnie również mroczne memento. To, co pamiętamy i co zmyślamy, może stworzyć niebezpieczną mieszankę. Ale obok konfabulacji stoją również fakty i choć trudno w to uwierzyć w takim natężeniu – wszystko, o czym opowiada ten reportaż, nie tylko ma prawo się zdarzyć, ale zapewne gdzieś się działo lub dzieje. Dlatego nie jest to historia jakiegoś zbiorowego szaleństwa, która po latach może służyć jedynie jako narzędzie do napisania dobrych prac akademickich z zakresu psychologii czy socjologii. Sięgając do Freuda, Wright chce w bardzo konkretnym kontekście opowiedzieć o przekleństwie i niebezpieczeństwie naszej pamięci. A raczej o tym, czym ona się stanie, kiedy skonfrontujemy się z najbardziej bolesnymi doświadczeniami, po których największym osiągnięciem jest przetrwać i żyć dalej. Świetnie napisany reportaż, skondensowany i bardzo konkretny. Z drugiej jednak strony pozostawiający w pewnym niedosycie, ale przede wszystkim z licznymi wątpliwościami i pytaniami bez odpowiedzi. To od nas też zależy, jak go zapamiętamy. Opowieść o wszystkim, co nie może się w naszej głowie pomieścić. A jednocześnie o czymś, co właśnie w niej jest w stanie się narodzić i ukształtować.

Brak komentarzy: