Wydawca: Kosmos Kosmos
Data wydania: 4 kwietnia 2022
Liczba stron: 320
Przekład: Filip Łobodziński
Oprawa: twarda
Cena det.: 65,90 zł
Tytuł recenzji: Odkrywanie i nazywanie
To w zasadzie jest książka, którą trzeba pokazywać, a nie o niej pisać. Słowa stają się trochę bezbronne wobec niej również dlatego, że napisana została specyficzną składnią i urozmaicona zaskakującą fleksją. Ale najważniejsza wydaje się oprawa graficzna. Niezwykła okładka, grafika numeracji stron, dodane ilustracje – to wszystko sprawiło, że ja, wieloletni zwolennik książek elektronicznych, postanowiłem przeczytać „Historię Opal” tradycyjnie, zachwycając się edytorskim kunsztem, bo ta publikacja to naprawdę arcydzieło wydawnicze. I nie ma tu nawet odrobiny przesady. Ukazała się po raz pierwszy ponad sto lat temu. A nawet dzisiaj zachwyca swą świeżością i niezwykłością.
Zgadzam się z Sylwią Chutnik, która pisze, że naprawdę drugorzędną czy wręcz nieistotną kwestią jest koncentrowanie się na tym, kto i jak kwestionował prawdziwość tej książki. Tak, sześciolatka mogłaby napisać coś takiego. Tak, mogłaby napisać dokładnie w takiej formie. Jestem tego pewien tym bardziej, że stoi za mną blisko dwadzieścia lat doświadczenia pedagogicznego. I czytając, zrozumiałem, że to jest rzecz przeznaczona także, a może przede wszystkim do czytania z dziećmi o szczególnej wrażliwości i umiejętności odbioru rzeczywistości. Gdybym miał córkę, czytałbym jej „Historię Opal” na dobranoc. Gdybym miał wskazać konkretnego czytelnika, dla którego będzie ona frajdą czytelniczą, skierowałbym słowa zachęty do wszystkich wyobcowanych, żyjących w poczuciu inności, wszystkich widzących i odbierających rzeczywistość inaczej niż reszta otoczenia, ale przede wszystkim do tych, którzy czują największą bliskość ze światem natury. On to właśnie dla bohaterki i narratorki tej książki jest punktem odniesienia, płaszczyzną odnajdywania siebie, przestrzenią poszukiwania osobistego szczęścia. Żadna książka nie zwróci jak „Historia Opal” naszej uwagi na to, z czym i w jaki sposób można się zaprzyjaźnić, nie zbliżając się za bardzo do ludzi.
To, w jaki sposób napisana jest ta historia, uzmysławia nam niebywale rozwiniętą wyobraźnię oraz pamięć małej dziewczynki. W karkołomnych czasami frazach widać drogę szukania siebie poprzez opowieść i opowiadania o swoich doświadczeniach ze światem, tutaj egzemplifikowanych przede wszystkim przez słowo „odkrywanki”. Opal opowiada siebie poprzez bliskość z naturą i naturę poprzez charakterystyczne sposoby nazywania jej elementów. Dziewczynka sięga do historii i drugiego języka, ma pamięć do dat, nadaje zwierzętom miana znanych ludzi, ale imperatyw nazywania sięga u Opal dużo dalej. Nazwane jest wszystko to, co żyje wokół. Dziecko tworzy sobie swoisty słownik świata. Pośród zapamiętanych nazw skrywają się charakterystyczne dla Opal asocjacje – chce ona widzieć świat podmiotowo, każdy jego element szczególnie wyraźnie. Słyszała albo przeczytała o czymś lub o kimś, kto dałby tu nowe życie podwórkowemu zwierzęciu albo drzewom rosnącym gdzieś przy drodze. Jednocześnie jest w tym wszystkim magia porządkowania – bliskie staje się nie tylko to, co nazwane. To, co nazwane, nabiera od razu tożsamości. A Opal szuka przyjaciół wszędzie. Są to maleńkie gryzonie, ale jest i znacznie większy od niej koń. Są także ludzie dorośli, którzy rozumieją specyfikę widzenia świata przez młodziutką Opal. Filip Łobodziński, tłumacz książki, dziwi się trochę temu, że w otoczeniu tak niezwykłego i wrażliwego małego człowieka znaleźli się dorośli będący w stanie wejść w jego świat, stać się częścią tego świata. Mnie bardziej zaskakuje żarliwa religijność tak małego dziecka. Ale w tej opowieści każdy z nas znajdzie coś, co na pewno zastanowi i zaskoczy.
Dlaczego? Ze względu na język każde kolejne zdanie jest tu osobną czytelniczą przygodą. Nie tylko wówczas, gdy natrafiamy na takie zdania jak: „Wtedy czuję, że im się czuje bardzo radosne uczucie” czy: „Jemu się to rozumie”. Także wtedy, gdy stajemy się w pewien sposób bezradni wobec semantyki, a po chwili zdajemy sobie sprawę, że nic tu nie będzie się układać w kształt naszych doświadczeń językowych i prób nazywania rzeczywistości za pomocą lingwistycznych schematów. „Historia Opal” rozsadza samą siebie, jest niczym narracyjny wulkan pełen już wspomnianych „odkrywanek”, ale także „rozmawianek”, „przystawanek” czy „pocieszek”. Jednocześnie w bardzo konsekwentny sposób kreśli obraz emocji dziecka w gruncie rzeczy samotnego i opuszczonego. A jednak szczęśliwego z powodu każdego przeżytego dnia. Dla Opal szkołą życia jest pełna niezwykłości codzienność, w tym droga do szkoły. W tej rzeczywistej szkole może zostać tylko zganiona za spóźnienie, do szkoły nie można przynosić w rękawach czy kieszeniach swoich maleńkich przyjaciół z lasu lub domowego obejścia. Jednocześnie mamy do czynienia z dziewczynką doznającą systematycznej przemocy ze strony kogoś, kto powinien jej być najbliższy. Powieściowa mamcia bije Opal tak samo często, jak często dziecko jest w stanie dostrzegać i nazywać różnorodność tego, co stanowi dla innych szare otoczenie, jakąś ponurą wioskę w Oregonie, gdzie żyje się z wyrębu lasu i gdzie codzienność toczy się pośród wysiłku fizycznego oraz momentów, w których się od niego odpoczywa. Opal nie chce od niczego odpoczywać, bo jej witalność jest potężna i nie zna ograniczeń. Tymczasem dziecko upokarzane rozkazami chowania się pod łóżko czy przywiązywane sznurem do drewutni uczy się, że tego typu doświadczenia to element konieczny do przeżycia, ale niekonieczny do zapamiętywania.
Czy w barwnym świecie Opal widać przede wszystkim dziecięce tendencje ucieczkowe przez zasadniczymi egzystencjalnymi traumami, do których opisania w oczywisty sposób nie ma narzędzi sześcioletnia dziewczynka? Jest gotowa opowiedzieć siebie przez radość, oczekiwanie i przede wszystkim odkrywanie wokół niesamowitości. O nich też w specyficzny sposób opowiada. Rozczula i ujmuje ta wielka wrażliwość, której natura chyba nie ma dla samej siebie. To dziecko zjedna sobie wszystko wokół: nakarmi dżemem osy, zabandażuje zranioną wronę, będzie przytulać głowę świnki, którą przed momentem zarżnięto. Będzie jednocześnie czujne i przenikliwe. Opal skonfrontuje się tu z różnymi formami odejścia. Na początek odejście obojga rodziców. A potem utraty w swojej magicznej codzienności: koń, wspomniana wrona, ale też niewidoma dziewczynka, której Opal oddaje część swojego dobrego serca. Jest w tym wszystkim także zaznaczona w podtytule kwestia „rozumiejącej duszy”. Nie wszyscy ją mają albo nie u wszystkich Opal to zauważa. Sama tworzy zarówno przestrzenie bliskości, jak i przestrzenie dystansu. Z jednej strony zaciera oczywiste granice, z drugiej jednak – stawia pewne na własnych zasadach. Towarzyszą jej czasem „samotki”. Bywa, że wszystko staje się dalsze i nie tak bezpieczne jak na co dzień. Bo wspaniale sportretowany świat tego dziecka w żaden sposób nie jest doskonały. Opal Whiteley opowiada o czasie i sposobie odbierania świata, dzięki którym nic jeszcze nie jest wrogie i niedostępne. W tym znaczeniu to książka do czytania dzieciom – być może jest w stanie pomóc im odnaleźć własne drogi do takiego czarowania rzeczywistości, by jak najdłużej była bezpieczna, przewidywalna, a jednocześnie pozwalała na twórcze poszukiwania.
Whiteley proponuje nam wyprawę
do świata, w którym można grać z wiatrem w berka, zaśpiewać w chórze z
ziemniakami i dostrzec, że ropucha ma śliczne oczka. Opowieść o dziecięcej
próbie konstytuowania siebie oraz uznawania za niezbędne i oczywiste w tej
niezbędności elementów świata codziennego, które nie mają żadnej pragmatycznej
funkcji ani znaczenia. Od pragmatyzmu, uporządkowania,
przewidywania i przede wszystkim żelaznej konsekwencji świata mamci, która tak
często bije, Opal ucieka w sposób odważny i świadomy. Wie, że nie da się uciec
dalej niż w głąb własnej wyobraźni. I dlatego jest to piękna opowieść dla
każdego czytelnika, który nie wierzy w to, że zawsze możemy szukać szczęścia
przede wszystkim w samym sobie. Nieoczywista, zachwycająca książka – jedna z
najbardziej oryginalnych, które będziemy mogli przeczytać w tym roku. I piszę
to z pełną świadomością, że rok wydawniczy nie dotarł jeszcze nawet do
półmetka. Dałem się zaczarować. Ta książka to prawdziwa magia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz