Wydawca: Słowne
Data wydania: 27 kwietnia 2022
Liczba stron: 260
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 49,99 zł
Tytuł recenzji: Wobec nieodwracalnego
Wydawać by się mogło, że o rwandyjskiej zbrodni ludobójstwa napisano już w zasadzie wszystko. I nie mam tu na myśli tylko wstrząsających reportaży Jeana Hatzfelda czy Wojciecha Tochmana. Temat mordów na tle etnicznym w Rwandzie pojawia się w wielu różnorodnych publikacjach, na przykład w niedawno wydanej książce Konstantego Geberta „Ostateczne rozwiązania”. I wciąż na nowo relacje, wspomnienia, materiały faktograficzne wzbudzają przerażenie i niedowierzanie, że to wszystko mogło tam mieć miejsce. Że sąsiedzi, członkowie rodzin, ludzie żyjący na co dzień w dobrych relacjach po prostu wzięli maczety i w 1994 roku postanowili się masowo zabijać. Natalia Ojewska proponuje nam nową, zaskakującą i bardzo poruszającą perspektywę spojrzenia na te zbrodnie. Pojedzie do Rwandy, by rozmawiać z kobietami zbrodniarkami. Zaznacza, że około 2500 kobiet odsiaduje obecnie wyroki za udział w zbrodni ludobójstwa w 1994 roku. To będzie podróż do piekła kobiecego wspomnienia o własnym okrucieństwie. Czternaście trudnych do uniesienia rozdziałów i specyficzny apendyks – krótki rys historyczny wskazujący na to, że tak naprawdę nie wskazany wyżej rok był czasem rozpoczęcia rzezi. Że nienawiść między Hutu i Tutsi narastała dekadami. Że za to wszystko, czego doświadczyła spływająca krwią Rwanda, w znacznej mierze odpowiedzialna jest Europa.
Ale „Zabiłam” nie będzie książką oskarżającą czy sugerującą kolejne tezy dotyczące bycia winnym czy poszkodowanym w tym przerażającym konflikcie, o którym wciąż się pamięta. Autorka tej niezwykłej książki wyraźnie zaznaczy, że nie nam oceniać postępowanie swoich rozmówczyń. Nie będzie tu zatem dydaktycznego tonu, który uporządkuje rzeczywistość w taki sposób, by wina oraz kara były zdefiniowane jasno i czytelnie. Ojewska jest przede wszystkim baczną obserwatorką i uważnie słucha. Chce przedstawić nam kobiety, których droga do zrozumienia tego, co uczyniły, a potem do wybaczenia sobie i uzyskania wybaczenia od rodzin ofiar, mocno się wikła. Ludobójstwo było faktem. „Zabiłam” jest książką o emocjonalnych konsekwencjach tego faktu. Ale przede wszystkim niedającą jednoznacznych odpowiedzi publikacją, która wskazuje, że po zbrodni niezbędne jest wybaczenie, aby naprawdę unieść jej ciężar.
Kobiety podczas wojen lub innych niebezpiecznych działań zbrojnych są ofiarami tego, w jaki sposób świat przemocy napiszą skłonni do destrukcji i okrucieństwa mężczyźni. O tym w przejmujący sposób pisała Christina Lamb w swojej książce „Nasze ciała, ich pole bitwy”. Tymczasem Natalia Ojewska odwiedza rwandyjskie kobiety, które na równi z mężczyznami siały zniszczenie, odbierały życie, dały się porwać szaleńczej ksenofobii, a ostatecznie stały się także ofiarami systematycznie planowanego i realizowanego ludobójstwa. Różnica między nimi a pozostałymi ofiarami tego procederu jest taka, że rozmówczynie Ojewskiej żyją. Niosą w sobie brzemię tego, co zrobiły, ale każda z nich inaczej sobie z nim radzi. Albo nie radzi wcale. Zwraca uwagę fakt, że dużo z tych kobiet było gotowe przyznać się do swoich win po upływie wielu lat. Równie ważny jest upływ czasu wówczas, kiedy uświadamiają sobie, że są zbrodniarkami i muszą określić dalszy kierunek swojego życia. Na wolności często czekają na nie rodziny. Stygmatyzowane przez to, że są bliskimi morderczyń. Ojewska oddaje głos kobietom na różnym etapie rozumienia znaczenia swoich czynów i także różnym etapie brania za nie odpowiedzialności. Swoją książkę konstruuje jednak w taki sposób, że przechodzimy tu płynnie od jednej do drugiej perspektywy. Zasadnicza historia opisywana jest z kilku punktów widzenia. W „Zabiłam” plotą się nitki rozpaczy, okrucieństwa i traumatyzujących wspomnień – o jednym zdarzeniu opowiada jego sprawczyni, ale opisują je również ludzie widzący ten czyn inaczej. Zasadniczym celem tak skonstruowanego reportażu jest wskazanie skomplikowanych zależności międzyludzkich wpisanych w definicję jednej konkretnej zbrodni. Cierpią po niej zbrodniarki, ale o swym cierpieniu, niemocy albo próbie wyjścia naprzeciw w formie wybaczenia opowiadają najbliżsi z rodzin, ocaleni i pokrzywdzeni, rodziny pokrzywdzonych albo świadkowie tego, za co rozmówczynie Natalii Ojewskiej zostały skazane.
Odette podżegała do zabicia sąsiada. Ale przez lata była przekonana, że jej jedynym przewinieniem była kradzież ziemniaków zabitego. Z rąk Immaculée zginęło kilkanaście osób. Wspomina, że ona i reszta zbrodniarzy zachowywali się „jak wściekłe psy”. Elvanie zabiła dwie dziewczynki, lecz opowiada, że była do tego zmuszona. Esperance tylko zbierała kamienie, którymi potem zabijano ludzi. Nie ma jednak żadnego „tylko”. Pojawiają się tu ważne, może nawet najważniejsze dla tego reportażu słowa: „Nie ma czegoś takiego jak mała czy duża zbrodnia”. Jak wspomniałem, portretowane Rwandyjki latami dochodziły do tego, by zrozumieć, co naprawdę zrobiły, i określić swój świadomy udział w machinie zabijania. Są też rozmówczynie Ojewskiej, które nie czują się winne. Jedna z nich po zakończonej odsiadce nie jest gotowa, by wyjść na wolność, zmierzyć się z nową rzeczywistością, odnaleźć w niej sens dalszego życia. To nie są tylko historie tych, które znalazły się w niewoli, bo w mniejszym lub większym stopniu przyłożyły rękę do mordowania najbliższych, sąsiadów, przyjaciółek. Ich czyny wyjątkowo silnie rezonują w wyobraźni czytelnika. Niektórych opowieści nie da się unieść – jak historii Marie, która usiłowała utopić swoich synów. Nie jest jednak celem tej publikacji epatowanie okrucieństwem, któremu autorka chciałaby dopisać jakieś nowe definicje. Natalia Ojewska usiłuje przede wszystkim przyjrzeć się temu, w jaki sposób w świadomości kobiet oraz ich najbliższych rodzin kształtuje się nowa ludzka tożsamość – gotowa do pojednania, gotowa do wybaczenia.
„Zabiłam” to wstrząsające historie o tym, czym jest ból utraty. Także części samej siebie po tym, czego się dokonało. Autorka sugeruje, że po tylu latach wciąż na nowo odbywa się skomplikowany proces rozrachunku z szaleństwem ludobójstwa. Tu muszą wyjść sobie naprzeciw osoby, które stale mieszkają obok siebie. Tu musi dojść do trudnej konfrontacji między dziećmi zbrodniarek a nimi samymi, które wciąż są przecież matkami czy żonami. Ojewska bardzo się stara niuansować prezentowane emocje. Jest wrażliwa na ukazywanie tylu obrazów krzywdy, ile różnych oblicz tego krzywdzenia można ujrzeć dzięki swojej wrażliwości, kiedy posłucha się naprawdę, zrozumie być może więcej, niż chcą przekazać rozmówczynie. Jest to również reporterska fantazja o tym, czy akt zabójstwa drugiego człowieka naprawdę można komuś i sobie wybaczyć, czy możliwe jest zrozumienie tego, że się kogoś zabiło. Rozmówczynie Ojewskiej są już w takim wieku, że po wyjściu na wolność nie zostanie im dużo lat, by odbudować nadwątlone albo zrujnowane relacje – nie tylko z najbliższymi. Ta książka dyskretnie sugeruje również to, jak długo można tkwić w milczeniu, bez kontaktu z samym sobą, bez nazwania popełnionej zbrodni i bez przyjęcia do wiadomości, że jest się zbrodniarzem.
Natalia Ojewska opowiada o
ludziach, którzy kiedyś dokonali impulsywnego wyboru i z jego konsekwencjami
będą się musieli mierzyć przez całe życie. To również rzecz o tym, że Rwanda
pamięta swoje krzywdy. Szczególnie wyraźna jest tu perspektywa matek, sióstr
i żon uświadamiających sobie to, w jaki sposób zrujnowały swoimi czynami tak
istotną dla nich samych więź rodzinną. Bardzo głęboko zaglądają w siebie, choć
niektóre boją się tego prawie że śmiertelnie. Ojewska opowiada o tym, w
jaki sposób rwandyjskie ludobójstwo pozostanie na zawsze w pamięci wszystkich,
którzy je przetrwali – tych podnoszących wówczas rękę na drugiego człowieka i
tych uciekających, których ucieczka uratowała fizycznie, ale nigdy nie uwolniła
od dramatycznych wspomnień. Oryginalna perspektywa spojrzenia na zbrodnie i
równie oryginalna koncepcja całej książki. Głos kobiecego cierpienia oraz
ogólnoludzkiej rozpaczy po zdarzeniach, które nigdy nie staną się naprawdę
czasem przeszłym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz