2022-07-04

„Naftowa Wenus” Aleksandr Sniegiriow

 

Wydawca: Wydawnictwo Glowbook

Data wydania: 1 czerwca 2022

Liczba stron: 178

Przekład: Borys Hass

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 45 zł

Tytuł recenzji: Ojciec i Rosjanin

Powieść Aleksandra Sniegiriowa znakomicie odnajduje balans między literackim tragizmem a kilkoma rodzajami komizmu. Z jednej strony jest to książka niebywale smutna – zarówno w swoim wymiarze prywatnym, intymnym, opowiadającym o trudnej drodze do świadomego rodzicielstwa, jak i w wymowie społecznej, kiedy staje się krzywym zwierciadłem współczesnej Rosji, z którą główny bohater dokonuje osobistego rozrachunku. Z drugiej jednak – kipi dynamizmem i obdarza czytelnika scenami świadczącymi o niezwykłym poczuciu humoru autora. Sniegiriow na przykład różne formy agresji opisuje w komiczny sposób. Gdy czytamy o bitwie ulicznej, w której orężem są siekiera czy mrożona ryba, albo o wizycie u jasnowidzki, śmiejemy się, dostrzegając jednocześnie, że wciąż tkwimy w trudnym do wyrażenia świecie wzajemnych napięć i oskarżeń, który każe żyć Rosjanom w wiecznej czujności, bo wszystko wokół może się sprzymierzyć przeciwko nim. Najmocniej „Naftowa Wenus” wybrzmiewa jako historia ojcostwa traktowanego tu trochę jak doświadczenie graniczne. Bohater Sniegiriowa będzie musiał skonfrontować się z tym, czym jest odpowiedzialność za niepełnosprawnego syna, ale przede wszystkim z nim samym – istotą oczekującą po prostu miłości i poczucia bezpieczeństwa.

Autor wtłacza nas w pierwszą skomplikowaną sytuację natychmiast, bez żadnej introdukcji, bez wyjaśnień. Fiodor jedzie na daczę do rodziców, mając w planie niebawem wylot do USA, gdzie będzie projektował wnętrza dla bogatych Rosjan. Na daczy mieszka też chłopiec. Przekonany o tym, że rodzice Fiodora są jego prawdziwymi rodzicami. Chłopiec będący wyrzutem sumienia ojca, który zrzekł się odpowiedzialności rodzicielskiej, a jego związek rozpadł się po tym, gdy młodzi rodzice zrozumieli, iż otrzymali od losu chore dziecko. „Syn – głuptas”, potomek z zespołem Downa. Dziecko, którym nie można się pochwalić przed światem. Dziecko, którego można się wstydzić. Pokornie czeka gdzieś na marginesie życia, aby ktoś z dorosłych je zaakceptował. Iwana przyjmuje do domu i do swego serca matka Fiodora. To ona latami będzie walczyć o normalność chłopca przekonana o tym, że jego dysfunkcje da się wyleczyć. Tymczasem już w jednej z pierwszych scen otrzymujemy zaskakujący zwrot akcji. To sytuacja, w której Fiodor nigdy nie chciał się znaleźć. Zostanie ze swym potomkiem sam. Będzie się uczył szanować i akceptować niedoskonałości syna, sam będąc przecież niedoskonałym ojcem. Rozpocznie się etap wspólnego życia, do którego żaden z nich nie jest gotowy. „Naftowa Wenus” stanie się poruszającą opowieścią o tym, że miłość rodzicielska niekoniecznie jest bezwarunkowa, ale można się jej nauczyć, idąc na kompromisy z samym sobą i z życiem.

Aleksandr Sniegiriow zadaje bardzo dyskretnie pytanie o to, czy kwestionując niedoskonałości tego, co otrzymujemy od losu, sami jesteśmy wielką ułomnością. To, w jaki sposób dziecko z zespołem Downa jest odrzucane przez rodziców w pierwszym odruchu, interesuje autora tylko na tyle, by zdać z tego krótką, kilkustronicową relację. Dużo istotniejsze staje się rozważanie rodzicielstwa w charakterze wyzwania. Fiodor musi nie tylko zweryfikować poglądy na chorobę swego dziecka, musi również całe swoje uporządkowane życie dopasować do specyficznego odbioru rzeczywistości i funkcjonowania syna. Bo wreszcie tego syna ma. Wraca do niego. A może dopiero naprawdę się z nim oswaja, widząc świat przez pryzmat jego wrażliwości i dojrzewając do tego, czym jest ojcowska miłość. Ta, która stanie się bezwarunkowa. Zestawiając biografie ojca i syna, rosyjski pisarz opowiada o dwóch chłopcach, którzy niejako zmartwychwstali, otrzymali drugie życie, rozpoczęli swą życiową wędrówkę trochę dzięki przypadkowi, na drugim biegu, z opóźnieniem i wszelkimi tego konsekwencjami. Portretowana więź jest niezwykła, ale Sniegiriow nie sięga po patetyczną frazę czy dydaktyczne obrazki. Codzienność ojca i syna doświadcza oraz zmienia ich obu. Nie spodziewają się jednak, jakie zmiany w tym życiu wprowadzą dwie siostry, z którymi początek znajomości jest… hm, dość brutalny.

Sonia i Masza niejako ewolucyjnie staną się częścią codziennego funkcjonowania Fiodora oraz Iwana. Ujrzymy, jak zacieśniają się więzi w bardzo ekscentrycznym towarzystwie wzajemnego wsparcia. Sniegiriow robi wszystko, aby przedstawić nam bohaterów nietuzinkowych, niecodziennych w myśleniu i działaniu. Trochę też nierosyjskich, jeśli patrzeć na „Naftową Wenus” jako groteskowe rozliczenie z tym, czym jest i nigdy nie przestanie być Rosja. Przedstawiane relacje pulsują emocjami – jest w nich wszystko, co tworzy silną więź międzyludzką. Od pełnej empatii po nieokiełznany gniew. Od radości współistnienia z kimś, kto rozumie i akceptuje, po wstyd za swoje kompulsywne zachowania. Bo ukrytych mrocznych emocji jest w tych postaciach bardzo wiele.

Podobnie mrocznie, choć jakby na marginesie (to oczywiście celowo zaznaczona peryferyjność) portretowane jest państwo, w którym szansę na życie Iwan otrzymał przede wszystkim dlatego, że lekarka niezgodnie z medycznymi procedurami nie poinformowała rodziców, jakie rodzicielstwo ich czeka. Najciekawsza metafora dotycząca współczesnych Rosjan pada z ust bohatera epizodycznego komentującego wypadek samochodowy. To naród, który z pełną świadomością pędzi w kierunku niebezpiecznego zakrętu. Nie hamuje. Gotowy jest na szaloną konfrontację. W świecie przedstawionym tej powieści Rosjanie na co dzień oswoili się z tym, co stanowi aberrację i systemową przemoc: to świat łapówek, układów, lekceważenia ekologii, wrogości wobec wszelkiego rodzaju urzędników i skrywanej agresji, która może ujawnić się w każdej chwili. Na przykład w formie zaatakowania auta siekierą, gdy ktoś nie może znieść, że dziecko z zespołem Downa skierowało w stronę przejeżdżającego samochodu jedną ze swoich min.

Fiodor z jednej strony jest oczywiście częścią Rosji, której nie akceptuje. Z drugiej jednak – to mężczyzna dopasowany do okoliczności i zestrojony z nimi. Na warunkach, które wyznaczają okoliczności – takie, o których bohater wcześniej nawet by nie pomyślał. Największą trudnością jest dla niego zaakceptowanie siebie. I sposobu, w jaki tłumaczy mu rzeczywistość niepełnosprawny syn. O jego wrażliwości i poczuciu estetyki świadczyć będzie podejście do tytułowego obrazu, który zaczyna być największym skarbem Iwana. Z płótnem tym Sniegiriow łączy kolejne elementy intrygi, dzięki czemu jego powieść jest bardzo spójna i nawet przez chwilę nie traci dynamiki. Warto również zwrócić uwagę na to, jak istotna w odbieraniu rzeczywistości będzie tu przestrzeń sceniczna, symboliczna wymowa teatru tak uwielbianego przez Iwana. Wyjątkowo wrażliwy Wania będzie swoistym aktorem życia. Kimś, kto wyznaczy i określi priorytety ojca. Kimś, kto stanie się dla niego najważniejszy w każdym wymiarze. A potem przychodzi coś, co zmienia klimat i przesłanie tej powieści. Sniegiriow trzyma nas do końca w pewnym napięciu. Ta świetna proza obyczajowa o trudnych i niekonwencjonalnych relacjach będzie nieoczywista do ostatnich stron. Zwłaszcza gdy zasugeruje, że zdobyte poczucie bezpieczeństwa może okazać się iluzją.

Brak komentarzy: