2022-07-28

„Tango. Czarny kryminał retro” Michał Witkowski

 

Wydawca: Wydawnictwo Znak

Data wydania: 27 lipca 2022

Liczba stron: 528

Oprawa: twarda

Cena det.: 54,99 zł

Tytuł recenzji: Żywioł opowieści

Kolejna książka Michała Witkowskiego wydana w czarnej okładce. Trochę się bałem tej lektury, bo pamiętałem, jak spodobał mi się jego „Drwal” i jak rozczarował kolejny tytuł utrzymany w tym gatunku – „Zbrodniarz i dziewczyna”. Byłem zatem świadomy, że Witkowski jest nierówny w kryminalnym pisaniu, i dodatkowo zestresowałem się, widząc na okładce „Tanga” swoje dobre słowo, pochodzące oczywiście z omówienia innej książki, więc obawa przed nieadekwatnością użycia tej rekomendacji była duża. Tymczasem mogę z całą pewnością powiedzieć, że to jest jedna z lepszych książek tego autora, które czytałem. Opasły tom dość odważnie wkraczający na rynek wydawniczy, gdzie od pewnego czasu liczba ponad pięciuset stron kojarzy się często z przegadaniem. Nic takiego nie ma tutaj miejsca, bo „Tango” to przede wszystkim żywioł dygresyjności, sugestywnych opisów, słów penetrujących każdą, nawet z pozoru najmniej tego wartą przestrzeń. To jest największa wartość tej powieści. Mogłem się zanurzyć w nurcie doskonałego opowiadania i mam wrażenie, że taki rytm, sugestywność i językową moc przyciągania ma we współczesnej polskiej prozie jeszcze tylko Zośka Papużanka. Zatem mógłbym czytać kolejne pięćset stron bez większego oczekiwania na rozwiązanie kryminalnych zagadek. Mimo że wchodzimy tu w świat, który wciąż jest wyzwaniem dla literatury. Może Witkowski to nie Zola, jednak jego trafny naturalizm odsłoni nam najpierw we fragmentach, a potem w całości obraz polskiego międzywojnia – z jego smrodem, brudem, z papierosowym dymem wszędzie, z zepsutymi zębami bohaterów, ich głodem i prymitywizmem, z każdą formą obrzydliwości świata, w którym Witkowskiego zawsze pisarsko interesuje drugi człowiek.

Nie zainteresowałem się kryminałami retro z powodu twórcy wzbudzającego to powszechne zainteresowanie. Przykuła moją uwagę Joanna Szwechłowicz ze swoim tryptykiem, który nie doczekał się aż tak zbiorowej adoracji. A szkoda. Kobiety Szwechłowicz działające w Towarzystwie Higieny Moralnej i Cielesnej doznałyby zawału serca, wkraczając w świat portretowany przez Witkowskiego. Myślę, że to mogłoby też spotkać bohaterów książek Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego, sięgających do retro pod pseudonimem tajemniczym jak Robert Galbraith J.K. Rowling. Rzeczywistość, do której zaprasza nas narrator „Tanga”, dyskretnie sugerujący swoją z nią tożsamość, jest światem przejmujących podziałów i kontrastów. Tam nawet powietrze dusi – nie tylko z powodu tego, że właściwie wszyscy i wszędzie palą. W miejscu, do którego zabiera nas Witkowski, utrwaliły się bardzo mocno społeczne skutki różnic majątkowych, a wraz  z nimi naturalna chyba zawiść oraz niechęć do tych, którzy żyją inaczej, lepiej. To rzeczywistość, w której młode dziewczyny z marginesu na co dzień głodują, są gotowe za papierosa wsiąść do samochodu nieznajomego, prostytuują się, by zarobić na czynsze za obskurne kwatery, nie mają zdolności ani możliwości, by przełamać fatalizm swego losu. To również świat zaborczych i zachłannych mężczyzn przygotowanych, aby brać – a biorą, bo mogą, tu wszystko będzie poddane mrocznym zależnościom popytu i podaży. Jednocześnie jest to rzeczywistość, która chwieje się w posadach, widmo światowego kryzysu zaś jeszcze bardziej antagonizuje udręczonych życiem mieszkańców dzielnic robotniczych i dworujących sobie z życia bogaczy. Albo ludzi, którzy zwyczajnie wykorzystają to, że mogą łamać zasady, decydować o losie drugiej osoby, tkwić w narcyzmie i coraz bardziej obrzydliwym egocentryzmie. Kontrast między posiadającymi a dorabiającymi się lub biedującymi widzimy już w jednej z pierwszych scen: gdy pełna uprzedzeń żona właściciela kamienicy odkrywa ciało śpiewaka, „tego lepszego”, człowieka posiadającego dużo więcej, teraz już tylko bezradnego wobec śmierci.

Korowód zabijania zaczyna się mało spektakularnie, dopiero kolejne trupy będą robić prawdziwe wrażenie. Ale to właśnie leżący na podłodze denat, którego ktoś pozbawił serca i ułożył w pozycji tanecznej, to klucz do zagadki kryminalnej, z którą mierzyć się będą w sposób mało profesjonalny – przede wszystkim opieszały – policjanci i popełniający sporo błędów przy dochodzeniu, i zarysowani w taki sposób, jakby pościg za seryjnym mordercą miał się mieścić tylko w zakresie obowiązków wyznaczanych przez ściśle określone godziny pracy. Szybko jednak zapomina się o tym, jak działają, bo Witkowski czaruje nas sugestywnymi wizerunkami stróżów prawa. Moi ulubieńcy to dwaj posterunkowi – kompletni dyletanci – zwłaszcza Pierożek ze swoją laudacją na temat odbytu. To również bezkompromisowa Stanisława Woźniak, która gotowa jest poświęcić wszystko, włącznie ze zdrowiem przesłuchiwanego, aby osiągnąć zamierzony efekt i poznać prawdę. Tej ostatniej będzie szukał przede wszystkim Adolf Piątek, mężczyzna w przeszłości doświadczony przez wojnę, dzisiaj jeden z tych bardziej racjonalnych, zarazem powolny i metodyczny, wciąż balansujący między pogardą dla działań zbrodniarza a fascynacją jego czynami.

Bo będzie to również czuła opowieść o samotności mordercy. „Tango” ma w sobie w ogóle bardzo wiele czułości dla bohaterów (najpiękniejsza jest jak dla mnie scena tańca pijanego policjanta z prostytutką w jesieni życia) i widać to nawet w tym, w jaki sposób opisywane są zwłoki wywołujące w policjantach nudności, w czytających – jakąś niezdrową satysfakcję. To nie jest tak, że Witkowski chce posłużyć się dość popularnym w tym gatunku zabiegiem, czyli zbliżyć czytającego do zabójcy, dać margines akceptacji dla tego, co on robi, pozwolić współczuć mu, bo zbrodnie stają się konsekwencją zła, jakie go spotyka. Nie, wszystko jest tu rozegrane zupełnie inaczej. Ofiary z jednej strony są ludźmi, za którymi nikt nie będzie tęsknił ani po nich płakał. Postaciami przyjmującymi śmierć, bo w niektórych przypadkach jest to najlepsze, co może je spotkać. Z drugiej jednak – giną przez mroczne fantazje, lecz i sami w nich zanurzeni. Zepsuci na własne życzenie albo przez niesprzyjające okoliczności. Po drugiej stronie zaś stoi morderca. Jego los też jest pokłosiem wyborów i uwarunkowań. A Witkowski dodatkowo prowokuje, gdy Pająk opowiada o tym, że jako młody człowiek mordował niewinnych rosyjskich chłopców, bo tak nakazywała między innymi kulturowa konwencja wojny – zawsze i wszędzie na zawołanie powołująca do życia morderców, którym się wybacza tylko dlatego, że są konkretnej płci i w konkretnym wieku, tak zwanym poborowym, kiedy ktoś postanowi rozniecić konflikt zbrojny. Jak zatem ma się masowe zabijanie innych mężczyzn w mundurach, bo jest wojna i wolno, do tego, co robi sportretowany tu zabójca, który też ma swoją filozofię działania i jej logika może być zbliżona do logiki wysyłania kogoś na front? Trochę przewrotnej empatii autora, trochę inteligentnej ironii, ale przede wszystkim pole do nieoczywistych rozmyślań i interpretacji. „Tango” w ogóle jest kryminałem nieoczywistym. I piekielnie dobrym.

Ta książka jest dowodem na to, jakie możliwości ma literatura, opowiadając i interpretując zdarzenia minione. Widać w każdym akapicie, że Witkowski jest zakochany w dwudziestoleciu międzywojennym. Ale będzie je penetrował i odsłaniał po swojemu. Są tam przecież „luje”, którym współcześnie można byłoby „nakupować”, są metamorfozy przebrań, są gorzkie doświadczenia osób poszukujących tabuizowanych doznań seksualnych wywołujące głównie sarkastyczny uśmiech drwiących z „pederastów”. Jest w „Tangu” Michał Witkowski, którego doskonale znamy i który wciąż – jak zauważyłem już przy recenzowaniu jednej z jego poprzednich książek – pisze tę samą fabułę. Wrócę na koniec do tego, co zasygnalizowałem we wstępie: ten autor ma wyjątkową wrażliwość na krzywdę, nieszczęście, rozpacz, rozczarowanie i upokorzenie drugiego człowieka. Wciąż zainteresowany jest ludzkimi skrajnościami – także tymi mentalnymi. „Tango” będzie kolejnym festiwalem przebieranek, dekonspiracji, mistyfikacji i skrytych namiętności. Tylko że tym razem połączy się to wszystko z wyjątkowo mroczną fantazją o tym, co może być motywem zabijania. To też ważna książka o wolności i jej wybieraniu. Nawet jeśli wyborem ma się stać bycie bandytą.

Brak komentarzy: