2023-06-09

„Uciec z Wysp Owczych” Kuba Witek


Wydawca: Bezdroża

Data wydania: 23 maja 2023

Liczba stron: 232

Oprawa: miękka

Cena det.: 49 zł

Tytuł recenzji: Archipelag i reporter

Śledzę dokonania Kuby Witka od bardzo dawna. Czasem mnie zadziwiają, niekiedy zaskakują, jednak podoba mi się ta konsekwentnie przez niego wytyczona droga artystyczna, w której najważniejsza jest Północ – o niej Witek może opowiadać równie ciekawie co bestsellerowi reportażyści wydawnictw z pierwszej ligi. To, co Witek z pewnością potrafi, to otwieranie się na nową perspektywę opowiadania o Północy. Jego nowa książka jest częścią projektu multimedialnego i nie tylko znakomite fotografie, które ją ubarwiają, są dowodem na to, że autor szuka sposobów wyrażenia samego siebie i pokazania swojej wrażliwości nie tylko werbalnie. „Uciec z Wysp Owczych” to przede wszystkim publikacja z bardzo celnie dobranym tytułem, bo to właśnie on przykuł moją uwagę, gdy nie odczuwałem większej potrzeby czytania książek o północnoatlantyckim archipelagu, który przecież miałem okazję odwiedzić. I choć w międzyczasie ukazała się rzecz pozornie konkurencyjna wobec Witka, czyli „Wyspy Owcze” Kingi Eysturland, których nie zdążyłem jeszcze przeczytać, a ich autorka jest jedną z bohaterek tego reportażu, tytuł mimo wszystko zrobił swoje. Przeczytałem. Jakkolwiek czytelnicy mogą odebrać to, czy pokusa sięgnięcia po tę książkę przede wszystkim ze względu na tytuł okaże się satysfakcjonująca, na pewno warto przyjrzeć się „Uciec z Wysp Owczych”, jeśli śledzi się to, jaką drogę przez minione lata przeszedł sam autor.

Bo kiedy ukazała się pod koniec 2016 roku jego książka „Ring Road. Dookoła Islandii na rowerze”, był on raczej samotnikiem i podróżnikiem, który punktuje, nie analizuje. Podobała mi się bezpretensjonalna sprawozdawczość tamtej książki, ale nie zapowiadała ona, że spotkam się po latach na kartach „Uciec z Wysp Owczych” z ciekawym reportażystą. Witek od czasu, gdy przejechał Islandię na rowerze, zrozumiał, że szeroko pojęta Północ została już opisana za pomocą zmysłów, w prostych i indywidualnych opowieściach, pięknych, lecz bezkontekstowych. Pojawiło się nie tylko dostrzeżenie tego, jak bardzo opowieść o zimnych krajach można zniuansować. Witek jest teraz w pełni świadom, że prawdziwa opowieść o Północy to zawsze opowieść, w której muszą pojawić się ludzie. I pojawiają się. Tutaj rozmówcy dobrani są nieprzypadkowo, w sposób przemyślany i zasadniczo spójny. Ciekawa jest równowaga między Farerami, którzy wyjątkowo szczerze opowiadają reporterowi z Polski o wielu prywatnych sprawach oraz przeżyciach, a farerską Polonią, która pokazuje tutaj bardzo niejednoznaczny i wielowymiarowy obraz tego, co to znaczy być emigrantem na Wyspach Owczych.

Najbardziej spodobało mi się jednak ujęcie w tej książce tematu, który elektryzuje opinię publiczną na całym świecie. Chodzi oczywiście o grindadráp, czyli stale praktykowane na archipelagu polowanie na grindwale, które zapędzone do zatoki, zarzyna się tam na oczach rozentuzjazmowanej publiki w każdym wieku i każdej płci. Witek rozmawia o tej tradycji z miejscowymi. Zadaje jasne i konkretne pytania. Przytacza wypowiedzi, które pozwalają spojrzeć na kontrowersyjną kwestię z perspektywy farerskiej. Jest tu wszystko, co tuszują lub przekłamują proekologiczne ruchy przeciwne zabijaniu grindwali przez Farerów. Ale w tym punkcie i we właściwym momencie Kuba Witek wie, że należy zaznaczyć swoje zdanie. Niektórzy uważają, że to najbardziej podstawowy błąd piszącego reportera. Tutaj niekoniecznie. Bardzo mi się spodobało to, w jaki sposób podszedł do skomplikowanego problemu i zjawiska ktoś, kto chce być jak najbliżej tego wszystkiego, chce to zrozumieć, lecz chce jednocześnie zachować demokrację poglądów bez ich polaryzowania.

Co jeszcze jest ciekawe? Podobny jak w „Ring Road” sposób opowiadania o zachwycie naturą połączony tu już ze świadomością, że tę wspaniałą naturę trzeba też w ogólnym zarysie przedstawić jako kraj. Nie do końca samodzielne państwo, ale z pewnością zbiorowość ludzi wykazujących się samodzielnością, asertywnością oraz determinacją w bardzo wielu działaniach. Witek chce oddać również to, jak Farerzy myślą, co wynika z ich sposobu myślenia, jak próbują się socjalizować i jak mocno naznaczeni są tą domyślną samotnością, która wraz z wymuszoną izolacją pojawia się na Wyspach Owczych wiele razy w roku, co ma oczywiście związek z aurą. Ale nie tylko.

Bo zaczyna się od opowieści o oceanie, który funkcjonuje w dalszych rozdziałach jako symbol, punkt wyjścia licznych rozważań egzystencjalnych, lecz przede wszystkim jako punkt odniesienia opowieści o budowaniu niezwykle ciekawej tożsamości farerskiej. Tej tożsamości, o której tak gorzko opowiadali choćby bohaterowie reportażu „Kanska” Urszuli Chylaszek, ale tożsamości bezwzględnie podporządkowanej wpływom Atlantyku. Nie wiem, czy lepiej rozumiem pewne trudne kwestie dotyczące codziennego funkcjonowania na archipelagu, dlatego że odwiedziłem Wyspy Owcze na dość bezpiecznych turystycznych warunkach, czy dlatego, że zamieszkałem na Islandii, na której też kiedyś bywałem turystą, ale teraz widzę, że to wszystko, co chłonie się w kontrolowanej podróży, jest niczym wobec tego, co rozumie się, żyjąc na co dzień w bliskości zimnego Atlantyku.

Kuba Witek nie proponuje nam reportażu z jednej czy dwóch podróży. Wyspy Owcze przyciągały go jak magnes, a pokłosiem licznych pobytów był także jego film „Faroe Way”, o kulisach którego przeczytamy w tej książce. Fascynujące jest też porównywanie dwóch różnych wrażliwości na niuanse farerskiej natury. Przereklamowana moim zdaniem wyspa Mykines otrzymuje tutaj wzorową i rozbudowaną laurkę, najpiękniejsze zaś moim zdaniem miejsce na Wyspach Owczych, czyli jaskinie wokół wyspy Hestur, doczekują się jedynie wzmianki. Kuba Witek jest jednak podróżnikiem czujnym, uważnym i bardzo drobiazgowym. Przyjrzymy się tu naprawdę każdemu ważnemu zakątkowi Wysp Owczych. Od wspomnianej już Mykines po Suðuroy, której mieszkaniec mówi autorowi coś, co wydaje mi się oczywiste ledwie po kilku miesiącach mieszkania na Islandii: „Musisz być twardy, jeśli chcesz tu żyć”.

Witek nie chce żyć na Wyspach Owczych, ale stara się być lojalny wobec codziennego życia tam. Jego bezkompromisowości i tego, co może wydawać się naprawdę piękne, nie tylko godne podziwu. Autor jest reportażystą świadomym – sprawnie łączy wątki historyczne z tym, jak portretowane przez niego miejsce radziło sobie z pandemią koronawirusa. Należy tu zwrócić uwagę, że najbardziej barwnie przytaczane i redagowane przez wrażliwość Witka są przede wszystkim zdarzenia z dwudziestego wieku. „Uciec z Wysp Owczych” to świadectwo, że autor naprawdę uważnie słucha wszystkich swoich rozmówców, jednak pozwala sobie przy tym na wyciąganie własnych wniosków. Tym samym widzimy pewną ewolucję światopoglądową, która zachodzi w autorze, a jednocześnie wciąż jesteśmy świadkami spotkania z niezwykle surowym i niebywale pięknym miejscem na ziemi.

Nie jest to jednak w żaden sposób reportaż z tezą. Warto go przeczytać choćby po to, by wiedzieć, kto od lat walczy z turystami w Saksun i na czym polegała tak zwana farerska Wojna Doktorów. Ta książka jest również świetnym uzupełnieniem wszystkich dotyczących Wysp Owczych publikacji, które licznie ukazały się w Polsce. Nie jest ani ich powieleniem, ani też w żaden szczególny sposób ich nie uzupełnia. Kuba Witek ogląda archipelag po swojemu – w swoim tempie, z własną wrażliwością, z dobrym wyczuciem, jakie tematy społeczne poruszyć, i przede wszystkim z tą mocą przekonywania, że Wyspy Owcze są naprawdę pięknym miejscem. Gdybym ich nie widział, Witek z pewnością przekonałby mnie do tego, by się tam wybrać. Jeśli nie dla ludzi, to przede wszystkim dla pejzażu. Na wszystko jest miejsce w tym ciekawym reportażu: na opisy spotkań z oszałamiającą naturą, na socjologizowanie, na wielopoziomowe pokazywanie, czym jest farerska społeczność oraz tożsamość, ale jest tu jeszcze miejsce na opowieść szczególnie bliską samemu autorowi. Warto więc zapoznać się z nieszablonowym pisaniem reporterskim Witka. Nie ma tutaj ani dystansowania się wobec opisywanych kwestii, ani też nadmiernie nużącego egocentryzmu, który przytrafia się wielu polskim reportażystom. „Uciec od Wysp Owczych” to uczciwa relacja z pewnej egzystencjalnej podróży. Jej tłem jest zapierająca dech w piersiach natura. Ale również specyficzna północna surowość, która być może wdziera się w to, jak Kuba Witek chce sportretować między innymi ludzi spotykanych na swoim drodze. Cenna i ciekawa lektura.

1 komentarz:

Dawid pisze...

Bardzo ciekawy temat. Jestem pod wrażeniem.
najlepsze materace