2007-08-15

"Głupiec" Ewa Schilling


Witkowski, Żurawiecki i niedawno wydany peruwiański skandalista Bayly- to nazwiska twórców kojarzone z nurtem literatury gejowskiej. Ewa Schilling natomiast prezentuje literacki głos kochających jak Safona. Głos charakterystyczny i ważny, ale wywołujący w czytelniku raczej rozczarowanie.

Rzeczywistość nakreślona w „Głupcu” wydaje się być światem zamieszkanym głównie przez lesbijki. Poza główną bohaterką Aliną, polonistką zakochaną w swej inteligentnej i ponad wiek rozwiniętej (intelektualnie, emocjonalnie i fizycznie) uczennicy Ance na kartach powieści obserwujemy wręcz paradę homoseksualnych kobiet wraz z ich problemami natury egzystencjalnej. Lekko to wszystko przesadzone, bo akcja toczy się w prowincjonalnym Olsztynie (barwnie zarysowany portret miasta będącego tłem intrygujących zdarzeń) i nie sposób uwierzyć, że na ulicach tego miasta spotyka się przede wszystkim lesbijki, a temat miłości kobiety do kobiety wydaje się oczywisty i rozwijany przez prawie wszystkich bohaterów książki (mężczyzn również).

W dość schematyczną na pozór opowieść o nauczycielce zakochanej w podopiecznej wplecionych zostaje kilka ciekawych socjologicznych i obyczajowych wątków. Poznajemy bowiem rodziców Aliny żyjących w klatce dogmatycznego skostnienia światopoglądowego (ojciec bohaterki jest pastorem, matka zaś swoistym cieniem męża, uległym i bezwzględnie mu wiernym), koleżanki i kolegów z pracy bohaterki, którzy co najmniej z trwogą obserwują jej coraz to bardziej śmiałe poczynania, jej nad wyraz liberalną przyjaciółkę i dotychczasową partnerkę Renatę; poznajemy także przyjaciół jej kochanki, m. in. wykorzystywaną seksualnie przez ojca zbuntowaną Ulkę.

Cała historia koncentruje się jednak na Alinie i jej przeżyciach. Jej melodramatyczne i ckliwe dylematy moralne powodują, iż „Głupca” czyta się chwilami niczym lesbijskie „Cierpienia młodego Wertera”. Bo i w romantyczno- modernistycznej poetyce lirycznego wyznania i egzystencjalnej rozterki ta książka jest napisana. Percepcję dodatkowo zaburza konsekwentny brak stosowania znaków interpunkcyjnych i wielkich liter (pojawiają się jedynie kropki i czasami znaki zapytania), a ciągłość narracji bez podziału na rozdziały nakazuje czytanie tych 326 stron od deski do deski, bez przerwy na refleksję i analizę dotychczas przeczytanych zdarzeń.

Powieść po pewnym czasie po prostu nuży. Podczas kłótni kochanek Anka nazywa Alinę nadwrażliwą neurotyczką i nie sposób nie przyznać jej racji, bo stałe introwertyczne i poetyckie wręcz na siłę taplanie się w otchłani własnego cierpienia i rozterek powoduje niesmak i wrażenie, iż o wszystkim bohaterka już wcześniej powiedziała dobierając po prostu inne słowa. Książka jest więc „przegadana” i przeintelektualizowana na siłę, dlatego też nie mogę jej zaliczyć do pozycji wartościowych i mogących liczyć na honorowe miejsce w mojej domowej biblioteczce.

Brak komentarzy: