Czy wyobrażacie sobie książkę, w której autor przestaje panować nad swoimi bohaterami i przeprasza za to, że ją przerywa, by następnie kontynuować opowieść według swej szaleńczej logiki twórczej? Jeśli nie, warto sięgnąć po najnowszą powieść Bartosza Żurawieckiego. Znany na polskim rynku wydawniczym przedstawiciel tak zwanego gejowskiego nurtu literatury polskiej i tym razem staje się wyrazicielem racji, myśli i pragnień mężczyzn "kochających inaczej". Tylko, że jest Żurawiecki autorem książki nie tyle szokującej, co przede wszystkim oryginalnej. I nie skupia się jedynie na męskim punkcie widzenia.
Narrator - bohater najpierw jest młodzieńcem zakładającym sobie profil na gejowskim portalu randkowym, potem zmienia płeć i na tymże portalu jest szukającą nowych wrażeń kobietą w średnim wieku, a następnie staje się... No właśnie, to o stawaniu się, o dojrzewaniu, o penetracji własnego wnętrza, ale i różnych aspektów homoseksualnego środowiska w Polsce jest ta książka. Tytułowe 66 miłości to postacie przewijające się niczym w szaleńczym kalejdoskopie zdarzeń. Wielokrotne i bezpodstawne używanie pojęcia "miłość", jak również znamienny tytułowy zaimek odmieniany w powieści przez wszystkie przypadki wskazuje z jednej strony na zagubienie i bolesną samotność wyobcowanych gejów i lesbijek, z drugiej zaś w ironiczny sposób podkreśla częste skłonności do narcyzmu, samouwielbienia się przez homoseksualistów wynikające tak naprawdę z licznych posiadanych przezeń kompleksów.
To nie psychologiczny wywód mający na celu wskazanie istoty rozumowania i pojmowania świata przez osoby homoseksualne, dlatego wracam do meritum i skupiam się na książce. Lingwistyczna szkatułkowość powieści prowadzi nas w tak różne rejony patrzenia na świat, jak różni są ludzie, z którymi pośrednio i bezpośrednio styka się bohater- narrator - opowiadacz (trudno ustalić rolę osoby snującej chwilami bardzo zabawne, chwilami dojmująco smutne opowieści). Język opowiadań jest żywy i ustawicznie się zmienia. Czasami wulgarny, czasami subtelny, to czasem język baśni, a niekiedy zabawna stylizacja na staropolską gawędę i barokowy, przestawny szyk naznaczonej dramaturgią i patosem narracji. Nie brak tutaj śmiałych scen erotycznych i opisów ocierających się o pornografię. Najistotniejsze jest jednak, że Żurawiecki w przekonujący sposób ukazuje wszechobecną samotność i ustawiczne napiętnowanie osób homoseksualnych (lesbijka w wieku Balzakowskim zostaje wręcz ukrzyżowana za uwiedzenie młodziutkiej uczennicy, z której matką również wcześniej romansuje). Ta książka próbuje ukazać świat doznań i emocji tych, o których się nie mówi, bo są inni, bo jest ich mniej, bo tak naprawdę się nie liczą.
Autor opublikował swoisty manifest homoseksualizmu. Jednocześnie przystawił środowisku zwierciadło, w jakim samo może się przejrzeć i krytycznie się ocenić. Bawiąc się konwencjami literackimi, naginając prawidła językowe do spraw, o jakich ów język ma mówić, daje polskiemu czytelnikowi świadectwo świata, który nadal istnieje gdzieś pod ziemią heteroseksualnej codzienności. Żurawiecki kpi, bawi, demaskuje, umoralnia i sarkastycznie śmieje się sam z siebie. Ta książka z pewnością wstrząśnie zarówno „heterycką” większością, jak i homoseksualną mniejszością. Dlaczego? Bo do końca nie dowiemy się, co w tym groteskowym świecie wirtualnych i realnych randek jest prawdą, a co fałszem. Niedopowiedzenia ukryte pod maską ironii i obscenicznego czarnego humoru (który chwilami przybiera niebezpieczne natężenie, przestając być humorem, a stając się horrorem) są dominantą kompozycyjną książki, którą trudno jednoznacznie określić mianem powieści.
To przede wszystkim zapis. Naturalistyczny, pozbawiony fałszu (bo głównie demaskujący fałsz), ale prawdziwy i bolesny. Kronika zdarzeń i wrażeń balansująca między światem realnym a wirtualnym. Między prawdą a kłamstwem. Między uczuciem a dojmującą pustką. "Ja, czyli 66 moich miłości" to książka o kształtowaniu - postaw, emocji, rysu fabularnego i kontaminacji słów. Ale nade wszystko to genialnie manipulująca emocjami opowieść o doświadczaniu i przeżywaniu swej seksualności poprzez działanie i interakcje z otoczeniem.
Zapraszam do swoistej gry, jaką toczy na kartach tej książki autor z czytelnikiem. Gry, której reguły ustala nie seksualność, a jej doświadczanie. Nieważne, czy heteroseksualne, czy też homoseksualne. Ważne, że frapującej i dającej do myślenia. Choć obawiam się - a co może było intencją autora- że skandalu obyczajowego ta opowieść nie wywoła.
Narrator - bohater najpierw jest młodzieńcem zakładającym sobie profil na gejowskim portalu randkowym, potem zmienia płeć i na tymże portalu jest szukającą nowych wrażeń kobietą w średnim wieku, a następnie staje się... No właśnie, to o stawaniu się, o dojrzewaniu, o penetracji własnego wnętrza, ale i różnych aspektów homoseksualnego środowiska w Polsce jest ta książka. Tytułowe 66 miłości to postacie przewijające się niczym w szaleńczym kalejdoskopie zdarzeń. Wielokrotne i bezpodstawne używanie pojęcia "miłość", jak również znamienny tytułowy zaimek odmieniany w powieści przez wszystkie przypadki wskazuje z jednej strony na zagubienie i bolesną samotność wyobcowanych gejów i lesbijek, z drugiej zaś w ironiczny sposób podkreśla częste skłonności do narcyzmu, samouwielbienia się przez homoseksualistów wynikające tak naprawdę z licznych posiadanych przezeń kompleksów.
To nie psychologiczny wywód mający na celu wskazanie istoty rozumowania i pojmowania świata przez osoby homoseksualne, dlatego wracam do meritum i skupiam się na książce. Lingwistyczna szkatułkowość powieści prowadzi nas w tak różne rejony patrzenia na świat, jak różni są ludzie, z którymi pośrednio i bezpośrednio styka się bohater- narrator - opowiadacz (trudno ustalić rolę osoby snującej chwilami bardzo zabawne, chwilami dojmująco smutne opowieści). Język opowiadań jest żywy i ustawicznie się zmienia. Czasami wulgarny, czasami subtelny, to czasem język baśni, a niekiedy zabawna stylizacja na staropolską gawędę i barokowy, przestawny szyk naznaczonej dramaturgią i patosem narracji. Nie brak tutaj śmiałych scen erotycznych i opisów ocierających się o pornografię. Najistotniejsze jest jednak, że Żurawiecki w przekonujący sposób ukazuje wszechobecną samotność i ustawiczne napiętnowanie osób homoseksualnych (lesbijka w wieku Balzakowskim zostaje wręcz ukrzyżowana za uwiedzenie młodziutkiej uczennicy, z której matką również wcześniej romansuje). Ta książka próbuje ukazać świat doznań i emocji tych, o których się nie mówi, bo są inni, bo jest ich mniej, bo tak naprawdę się nie liczą.
Autor opublikował swoisty manifest homoseksualizmu. Jednocześnie przystawił środowisku zwierciadło, w jakim samo może się przejrzeć i krytycznie się ocenić. Bawiąc się konwencjami literackimi, naginając prawidła językowe do spraw, o jakich ów język ma mówić, daje polskiemu czytelnikowi świadectwo świata, który nadal istnieje gdzieś pod ziemią heteroseksualnej codzienności. Żurawiecki kpi, bawi, demaskuje, umoralnia i sarkastycznie śmieje się sam z siebie. Ta książka z pewnością wstrząśnie zarówno „heterycką” większością, jak i homoseksualną mniejszością. Dlaczego? Bo do końca nie dowiemy się, co w tym groteskowym świecie wirtualnych i realnych randek jest prawdą, a co fałszem. Niedopowiedzenia ukryte pod maską ironii i obscenicznego czarnego humoru (który chwilami przybiera niebezpieczne natężenie, przestając być humorem, a stając się horrorem) są dominantą kompozycyjną książki, którą trudno jednoznacznie określić mianem powieści.
To przede wszystkim zapis. Naturalistyczny, pozbawiony fałszu (bo głównie demaskujący fałsz), ale prawdziwy i bolesny. Kronika zdarzeń i wrażeń balansująca między światem realnym a wirtualnym. Między prawdą a kłamstwem. Między uczuciem a dojmującą pustką. "Ja, czyli 66 moich miłości" to książka o kształtowaniu - postaw, emocji, rysu fabularnego i kontaminacji słów. Ale nade wszystko to genialnie manipulująca emocjami opowieść o doświadczaniu i przeżywaniu swej seksualności poprzez działanie i interakcje z otoczeniem.
Zapraszam do swoistej gry, jaką toczy na kartach tej książki autor z czytelnikiem. Gry, której reguły ustala nie seksualność, a jej doświadczanie. Nieważne, czy heteroseksualne, czy też homoseksualne. Ważne, że frapującej i dającej do myślenia. Choć obawiam się - a co może było intencją autora- że skandalu obyczajowego ta opowieść nie wywoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz