Postmodernistyczny Woland? Szatan przybywający do współczesnego świata z na wskoś nowoczesną misją? Diabeł, który jest wszechobecny i kusi skuteczniej, niż w przypadku Jezusa Chrystusa? Powieść Irka Grina przekonuje nas o tym, że „Szatan jest bytem. Osobowym. Złośliwym”. Jej tytuł nakazuje skupić się na tym, którego fizycznie nie ma i pominąć całą galerię mniej lub bardziej ciekawie skonstruowanych postaci, aby szukać go między nimi. Frapujące to będą poszukiwania, bo i fabuła niekonwencjonalna, wciągająca. Podczas lektury tej na poły detektywistycznej, na poły sensacyjnej powieści z eschatologicznym wydźwiękiem i mrocznym podtekstem, miłośnicy mocnych wrażeń nie będą mogli narzekać. Ci, którzy lubią, jak trup ściele się gęsto, jucha zalewa kolejne strony, a bohaterowie walą do siebie z bazuki lub odpalają ładunki wybuchowe, nie będą do końca usatysfakcjonowani, niemniej „Pan Szatan” stanowi dość inteligentną i spójną łamigłówkę literacką, jaką warto rozwiązać.
Wszystko rozpoczyna się w momencie, kiedy zostają zamordowani dwaj mężczyźni. Mord to okrutny i wydaje się rytualny, albowiem denaci mają w plecy wbity krucyfiks. Z czasem dołączy do nich trzeci wybraniec mordercy, a całą zagadkę (niekoniecznie rozwijającą się wokół morderstw) będzie próbował rozwikłać dzielny Józef Maria Dyduch – były zakonnik, prywatny detektyw i psycholog, któremu bardzo pomogą przymioty i cechy charakteru, jakich nabył podczas swego dotychczasowego życia.
Dyduch zamierza się ożenić i zmienić swój żywot. Linię zmiany nakreśli jednak pojawienie się tajemniczej femme fatale, prostytutki Marii, która uda się wraz z nim w podróż do miejsc naznaczonych piętnem opętania przez Szatana i gdzie bohaterowie podejmą grę z grupą inteligentnych terrorystów, ale przede wszystkim z samymi sobą, własnymi uprzedzeniami i kompleksami. Maria od samego początku wydaje się demoniczną kusicielką z piekła rodem, która zmienia się jak kameleon tak, jak kolor jej fryzury i kształt makijażu. Wiedzie ona bohatera na skraj emocjonalnej przepaści, kiedy nakazuje odkrywać kolejne mroczne strony własnej natury. Grzech w jej pojęciu nie istnieje, a naiwność zachowań skontrastowana jest z siłą własnych przekonań i charakteru kobiety. Swoją profesję traktuje jak swoistą misję : „Mam dziewięćset lat i spośród przedstawicielek najstarszego zawodu świata jestem jedną z najmłodszych. Bo jak się zostaje k..., proszę pana, to już na wieczność. Jesteśmy jak wampiry, tylko nikt w nas nie wierzy. Nie wierzy się przecież w coś, co istnieje ponad wszelką wątpliwość”. I tak jak szatańska ze swej natury jest owa kusicielka, tak diabelskie sidła oplatające ją i Dyducha są równie niezauważalne, choć tak samo wampiryczne.
Nasz dzielny detektyw będzie zmuszony radzić sobie nie tylko z Marią i jej niezwykłym urokiem, ale także z fanatycznym islamistą – widmem, który pojawia się i znika, wciąż znajdując się o krok przed Dyduchem. Pan Szparag – tak infantylnie zwie się ten, którego moc jest ogromna i który steruje całym procesem współczesnego „kuszenia”, jakiego doświadczać będzie detektyw w – prawie- sutannie. Przewodnik po Ziemi Świętej, a następnie po Europie, nienawidzący zachodniej cywilizacji, a jednocześnie idealnie się w nią wpisujący nowoczesnością poglądów i zachowań, ma swoje ugruntowane przekonania dotyczące świętej wojny, jaką toczy i wyraża je następująco: „Dżihad to nie jest jakaś wysublimowana gra filozoficzna. Dżihad to krew. Nieważne, czyja. Byle było jej dosyć na ofiarę”. Jaki będzie finał zaplanowanej przez Szparaga walki i czy uda mu się do końca kontrolować poczynania Dyducha? Na te i wiele innych pytań odpowie uważna lektura „Pana Szatana”.
Celowo pomijam wielu innych, mniej lub bardziej istotnych dla rozwoju akcji bohaterów. Dość wspomnieć, że w powieści poznamy niesamowite krakowskie bliźniaki, demonicznego policjanta z peerelowską skazą na sumieniu oraz młodziutkiego wyraziciela muzułmańskiej wiary w sprawiedliwość, który okaże się żmiją, jaką na swojej piersi wyhoduje Dyduch... Najistotniejszy jednak wydaje się głos sumienia (czy aby na pewno?), odzywający się w bohaterze za każdym razem, kiedy mniej lub bardziej bezpośrednio odnosi się do istnienia diabła. On sam jest stale na kartach tej powieści obecny i mam nadzieję, że czytelnik nie spotka go w najbardziej mrocznej postaci...
Grin pozwala się dobrze bawić, ale jednocześnie skłania do zadumy. Buduje swoją powieść na zasadzie fotograficznych kadrów obrazkowych – pstryk i już jesteśmy gdzie indziej, z innymi bohaterami; pstryk i powracamy do poprzednio porzuconej sytuacji. Dodaje kilka zbędnych, a zapadających w pamięć epizodów (jakoś do tej pory realnie widzę pobicie żebraczki na Plantach, nocne wejście przez okno matki narzeczonej Dyducha, czy mężczyznę wymiotującego na dworcu w Avila), nade wszystko robi nam spektakularne show, w którym obecność lub jej brak będą zasadniczymi tropami interpretacyjnymi.
Świat Książki, 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz