2008-04-14

"Schiza" Paulina Grych

Oto przed nami powieść nowych czasów, której fabułę tkają losy antybohaterów. Oto przekonująca pokoleniowa opowieść o nieprzystosowanych. Oto książka, która zabierze głos w imieniu tych, którzy na co dzień głosu nie mają, których życie odstawiło na boczny tor, a farmakologiczne substytuty szczęścia próbują walczyć z ich lękami, obsesjami i kompleksami. Paulina Grych opowiada o ludziach, których spotyka się coraz częściej. O ludziach zamkniętych w sobie i w swoich mieszkaniach. Ludziach, którzy nieśmiało przyglądają się życiu i z niechęcią patrzą na własne odbicie w lustrze. Reporterska dociekliwość pomogła zburzyć w „Schizie” psychologiczną i emocjonalną wieżę Babel, pozwoliła odtrąconym przez życie wylizać wzajemnie swoje rany, pocieszyć się i nadać sensowny bieg zdarzeniom, których kalejdoskop ukazuje nam przekonująco Polskę zawistną i nietolerancyjną, Polskę ułomną i bardziej chorą, niż wszyscy ci, którzy za takich się uważają.

Neurotyczna Diana za wszelką cenę próbuje wychodzić życiu naprzeciw i mierzyć się z przeciwnościami losu, które dla niej są o wiele bardziej dotkliwe, niż dla innych. Poznając zakompleksionego i niezrealizowanego pisarsko Karola, nieśmiało otwiera się na ludzi i próbuje stanąć mocno na własnych nogach. Zakochana w swym psychoterapeucie niedoszła matka zostaje porzucona przez chorego na schizofrenię Roberta, a potem usilnie próbuje odnaleźć szczęście w ramionach niemieckiego kochanka. Jej przyjaciółka Beata widuje wulgarne anioły, nienawidzi pewnego popularnego serialu i przeżywa traumę przykrego doświadczenia seksualnego. Jenny - matka Diany to impulsywna artystka, dla której historia pewnej żydowskiej rodziny zatoczy symboliczny krąg, zaś córka przez większą część życia stanowić będzie balast. Kobieta zaś zostanie zmuszona do tego, by odbudować na nowo swą tożsamość i podnieść się z głębokiej depresji po nieudanej próbie poszukiwania spełnienia za zachodnią granicą.

Zawikłane losy kobiet to za mało? Proszę bardzo, dodajmy do tego także mężczyzn tak samo kalekich życiowo, ale jednocześnie będących wybawcami dla kobiet. Oto Heniek, damski bokser w młodości, niepogodzony ze swym pochodzeniem, ale przechodzący jednocześnie duchową metamorfozę, dla której bodźcem stanie się odszukanie Jenny i układanie z nią życia na nowo. Mamy w powieści także weterana wojennego Marka, który nie potrafi odnaleźć się w świecie, w jakim kule nie świszczą nad głowami, a piasek pustyń Iraku i Afganistanu nie wdziera się do oczu i ust. Marek usiłuje uciec przed wspomnieniami i dominującą ciotką oraz jej duszącymi perfumami. Kiedy wydawać by się mogło, że jakiekolwiek normalne życie (bez brania pod uwagę życia z kobietą) wydaje się w wykonaniu Marka niemożliwe, okazuje się, że cnotliwa i zamknięta w sobie Beata znajdzie w nim prawdziwego anioła i pomoże mu uporać się z wojennymi demonami.

Kiedy Henryk wesprze na duchu Jenny i doprowadzi do pojednania matki z córką, a Marek pokaże Beacie, że seks z mężczyzną niekoniecznie musi wiązać się z bólem i wstydem, możemy dość do wniosku, że Paulina Grych stawia optymistyczną kropkę nad i, domykając tę wielowątkową opowieść i okraszając ją „happy endem” rodem z najbardziej szmirowatych amerykańskich filmów. Nic jednak bardziej mylnego. To książka o trudzie budowania marzeń w pozbawionym marzeń świecie. Książka o oswajaniu lęków i pozornym ich odpędzaniu. Smutna książka o wykluczonych i książka o wykluczeniu, któremu można zapobiec jedynie poprzez ciepło i empatię w gronie podobnych sobie. „Schiza” opowiada o losie, który się nie wypełnia i o życiowej drodze, jaka się nie kończy. O tych, którzy z puzzli własnego życia próbują ułożyć spójny obraz życia innych poszkodowanych. Ta powieść jest wielowarstwowa i wieloznaczna. Równie pokręcona jak jej bohaterowie, ale na każdej stronie tak samo prawdziwa i sugestywnie wciągająca w ten nieprzyjazny z pozoru świat.

Każdy z bohaterów „Schizy” będzie próbował na nowo zrozumieć siebie i otaczający go świat. Grych napisała przede wszystkim o próbach. Nie ma w tej książce gotowych recept na szczęście, ale są w niej przedstawione różne, nieporadne często drogi dochodzenia do szczęścia. Szacunek dla autorki należy się przede wszystkim za pochylenie nad zgarbionymi życiowo i wysłuchanie tych, których wargi próbują szeptem wyartykułować ból i bunt wobec rzeczywistości. Chociaż ta szczecińska schiza dotyka do żywego czytelnika, warto jest przyjrzeć się jej bliżej, a następnie… rozejrzeć wokół, bo być może jakaś Diana, Janka, Beata, Marek czy Henryk czekają tylko, aby ich wysłuchać i im pomóc…

Wydawnictwo W.A.B., 2008

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Do połowy książka jest znośna, bo nakreślono kilka postaci - raczej odbiegających od normy, językiem dość żywym, momentami zabawnym, potem już sam cukier dla naiwnego czytelnika. Oto PRLowski biznesmen i jebaka, właściciel audi, itd. udziela pomocy i gościny przeróżnym porąbanym osobom, inny właściciel audi, kiedyś mięśniak i supermen zakochuje się w szurniętej starej dewotce w sweterku z kupciuszka, bita i poniewierana przez brata siostra zakłada po studiach własną rodzinę i przebacza bratu, 15 letni gówniarz (jebaka) płodzi dojrzałej sąsiadce syna i mamy cudnowne zakończenie pełne miłości i szacunku. Po drodze jeszcze kilka cudów - jasnowidz odnajduje uciekinierkę z Polski w zatęchłym berlińskim mieszkaniu, porwanie jej od psychopaty idzie jak po maśle, Żydówka, ocalała z holokaustu do męża Żyda i syna zwraca się "Żyd" i to w PRL-u, w otoczeniu antysemickim.