Nie ma takiej możliwości, aby tę książkę przeczytać „na raty”. Nie będę pisał o tym, gdzie się spóźniłem ani czego nie zrobiłem przez Charrasa, ale na wstępie muszę przestrzec, że wejście w tę powieść może być bardzo niebezpieczne. Nie tylko dlatego, że nie ma potem praktycznie żadnego wyjścia i po przeczytaniu pozostaje uczucie osaczenia przez autora i jego wizje. Niebezpieczeństwo „Dziewiętnastu sekund” polega głównie na tym, że napięcie i groza są tak umiejętnie stopniowane, iż po lekturze ma się wrażenie przeżycia koszmaru, od jakiego nie można już uciec. Poza tym Charras jest chyba jedynym pisarzem, któremu udało się mnie przechytrzyć i skierować rozwój fabuły na zupełnie nieprzewidziany przeze mnie tor. Jestem za to na niego zły, ale także jestem mu wdzięczny. Czytanie tej książki wymaga nie lada odwagi. Zmusi do konfrontacji z metaforycznym ujęciem przeznaczenia, wyjaśni krok po kroku, czym jest destrukcja (różnie rozumiana), ale przede wszystkim zaskoczy formą. Można bowiem zrobić wielką krzywdę „Dziewiętnastu sekundom” zdradzając, co wydarzy się w finale. A raczej co się dzieje mniej więcej w połowie powieści i do tego to doprowadzi.
Charras opisuje proces samounicestwienia wieloletniego małżeństwa. Miejsce, czas i charakter tej destrukcji nie są do końca przewidywalne. Faktem jest natomiast, że Sandrine i Gabriel – główni bohaterowie książki – próbują za wszelką cenę zakwestionować zarówno wielkość ich przywiązania do siebie, jak i miłość, której ram nie są w stanie ogarnąć i która zamiast uskrzydlać, rujnuje ich całkowicie. Ludzie ci wpadają na nie tyle oryginalny, co ryzykowny plan dowiedzenia sobie, ile dla siebie znaczą. Gabriel ma czekać o umówionej porze na wjazd paryskiej kolei RER. Jeśli na peronie ukaże się Sandrine, jeśli wysiądzie z trzeciego wagonu, jeśli podejdzie do męża, będzie to dowód na to, iż nadal będą razem. Nieobecność kobiety – przewidywana przez męża – ma oznaczać koniec ich związku. Oboje próbują się ukarać, ale i dość przewrotnie udowodnić, że są dla siebie nieprzewidywalni mimo upływu czasu, podczas którego nauczyli się przewidywać własne reakcje i zachowania. Oboje chcą symbolicznej śmierci ich wspólnego życia, albowiem boją się tego, co może ich czekać w kolejnych razem spędzonych latach. Ten skomplikowany proces wyjaśnia następująca refleksja Gabriela: „Znaleźliśmy się w dwuznacznej sytuacji skazanego na śmierć, który popełnia samobójstwo, żeby uniknąć kaźni”. Okaże się jednak, że ani on, ani Sandrine nie są w stanie przewidzieć swoich zachowań. Wydarzy się coś, czego zupełnie nie przewidzieli. Coś wstrząsającego i burzącego plany nie tylko tej dwójki. Coś, czego nie są nawet w stanie sobie wyobrazić, a co będzie prawdziwą kaźnią, przede wszystkim dla Gabriela.
Na tym należy zakończyć opisywanie fabuły, albowiem sugerowanie, co wydarzy się w podziemnym tunelu po prostu zniszczy przyjemność lektury. Uwagę trzeba zwrócić na jedną kwestię. Otóż główni bohaterowie odpowiedzialność za przeżywanie własnych emocji i pragnień oraz odpowiedzialność za swe czyny chcą zrzucić na przypadek. Kiedy czyta się, jak Sandrine łączy spóźnienie metra z końcem jej związku, odnieść można wrażenie paranoi, jakiej poddaje się kobieta. Charras w misterny sposób udowodni, iż upatrywanie symboliki w zdarzeniach od nas niezależnych prędzej czy później doprowadza do katastrofy. Ta wydarzy się zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym. Francuskiemu prozaikowi udało się dodatkowo jeszcze coś - połączenie tematyki obyczajowej z frustracjami i lękami współczesnego człowieka, który nie mogąc określić zagrożenia z zewnątrz, usiłuje odszukać je w sobie i tym samym siebie zniszczyć. Walkę tę obrazuje dodatkowo ciekawa mitologiczna oprawa i fakt, że opowieść jest specyficznym tryptykiem, który od pojęcia wszechmocy i władzy prowadzi do całkowitej utraty kontroli nad sobą i swoim życiem. Wszystko to opisane w konwencji specyficznego reportażu, jaki gra na emocjach czytającego.
Słowa Louisa Aragona, rozpoczynające „Dziewiętnaście sekund”, sugerują także, iż mamy tutaj do czynienia z opowieścią o bólu, którego nie uświadamiamy sobie od razu. Tak jak bolesne jest dla Sandrine i Gabriela poddanie się wymyślonej przez siebie próbie, tak samo bolesne będzie doświadczanie pośrednich konsekwencji tej próby. Chociaż Charras wprowadza do swej opowieści liczne i niekoniecznie potrzebne biografie innych ludzi, poddających się bolesnym próbom, jest to jednak książka stanowiąca bardzo intymny dowód na to, iż dzieło przypadku może skutecznie zniszczyć wszystko, co zupełnie nieprzypadkowo pojawiło się w naszym życiu. Tak jak pociąg, którym ma przyjechać Sandrine… I dziewiętnaście sekund, podczas których przypadek zamieni się w przeznaczenie.
Wydawnictwo Cyklady, 2008
Charras opisuje proces samounicestwienia wieloletniego małżeństwa. Miejsce, czas i charakter tej destrukcji nie są do końca przewidywalne. Faktem jest natomiast, że Sandrine i Gabriel – główni bohaterowie książki – próbują za wszelką cenę zakwestionować zarówno wielkość ich przywiązania do siebie, jak i miłość, której ram nie są w stanie ogarnąć i która zamiast uskrzydlać, rujnuje ich całkowicie. Ludzie ci wpadają na nie tyle oryginalny, co ryzykowny plan dowiedzenia sobie, ile dla siebie znaczą. Gabriel ma czekać o umówionej porze na wjazd paryskiej kolei RER. Jeśli na peronie ukaże się Sandrine, jeśli wysiądzie z trzeciego wagonu, jeśli podejdzie do męża, będzie to dowód na to, iż nadal będą razem. Nieobecność kobiety – przewidywana przez męża – ma oznaczać koniec ich związku. Oboje próbują się ukarać, ale i dość przewrotnie udowodnić, że są dla siebie nieprzewidywalni mimo upływu czasu, podczas którego nauczyli się przewidywać własne reakcje i zachowania. Oboje chcą symbolicznej śmierci ich wspólnego życia, albowiem boją się tego, co może ich czekać w kolejnych razem spędzonych latach. Ten skomplikowany proces wyjaśnia następująca refleksja Gabriela: „Znaleźliśmy się w dwuznacznej sytuacji skazanego na śmierć, który popełnia samobójstwo, żeby uniknąć kaźni”. Okaże się jednak, że ani on, ani Sandrine nie są w stanie przewidzieć swoich zachowań. Wydarzy się coś, czego zupełnie nie przewidzieli. Coś wstrząsającego i burzącego plany nie tylko tej dwójki. Coś, czego nie są nawet w stanie sobie wyobrazić, a co będzie prawdziwą kaźnią, przede wszystkim dla Gabriela.
Na tym należy zakończyć opisywanie fabuły, albowiem sugerowanie, co wydarzy się w podziemnym tunelu po prostu zniszczy przyjemność lektury. Uwagę trzeba zwrócić na jedną kwestię. Otóż główni bohaterowie odpowiedzialność za przeżywanie własnych emocji i pragnień oraz odpowiedzialność za swe czyny chcą zrzucić na przypadek. Kiedy czyta się, jak Sandrine łączy spóźnienie metra z końcem jej związku, odnieść można wrażenie paranoi, jakiej poddaje się kobieta. Charras w misterny sposób udowodni, iż upatrywanie symboliki w zdarzeniach od nas niezależnych prędzej czy później doprowadza do katastrofy. Ta wydarzy się zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym. Francuskiemu prozaikowi udało się dodatkowo jeszcze coś - połączenie tematyki obyczajowej z frustracjami i lękami współczesnego człowieka, który nie mogąc określić zagrożenia z zewnątrz, usiłuje odszukać je w sobie i tym samym siebie zniszczyć. Walkę tę obrazuje dodatkowo ciekawa mitologiczna oprawa i fakt, że opowieść jest specyficznym tryptykiem, który od pojęcia wszechmocy i władzy prowadzi do całkowitej utraty kontroli nad sobą i swoim życiem. Wszystko to opisane w konwencji specyficznego reportażu, jaki gra na emocjach czytającego.
Słowa Louisa Aragona, rozpoczynające „Dziewiętnaście sekund”, sugerują także, iż mamy tutaj do czynienia z opowieścią o bólu, którego nie uświadamiamy sobie od razu. Tak jak bolesne jest dla Sandrine i Gabriela poddanie się wymyślonej przez siebie próbie, tak samo bolesne będzie doświadczanie pośrednich konsekwencji tej próby. Chociaż Charras wprowadza do swej opowieści liczne i niekoniecznie potrzebne biografie innych ludzi, poddających się bolesnym próbom, jest to jednak książka stanowiąca bardzo intymny dowód na to, iż dzieło przypadku może skutecznie zniszczyć wszystko, co zupełnie nieprzypadkowo pojawiło się w naszym życiu. Tak jak pociąg, którym ma przyjechać Sandrine… I dziewiętnaście sekund, podczas których przypadek zamieni się w przeznaczenie.
Wydawnictwo Cyklady, 2008
1 komentarz:
Świetna recenzja, fantastyczna książka. Tak cieniutka a tyle w niej emocji.
Prześlij komentarz