Wydawca: Marginesy
Data wydania: 24 marca 2021
Liczba stron: 456
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Nieoczywista sensacja
Być może część moich czytelników ze zdziwieniem odnotuje obecność recenzji takiej książki. Sam w zasadzie nie mogę wyjść ze zdziwienia, ale mam z Jakubem Ćwiekiem tak jak ktoś, kto uświadamia sobie nagle, że spróbował pysznego wypieku, o którym kiedyś tylko słyszał, a od teraz będzie się nim zajadał z przyjemnością. Nieprzypadkowo stosuję takie porównanie, bo nowa powieść tego autora usatysfakcjonuje także miłośników słodkości. Między porcjami wysokokalorycznych smakowitości Ćwiek umieści dużą dawkę adrenaliny, niesamowicie podkręci tempo i pokaże, że powieść sensacyjna to nie tylko mordobicie i pędząca szaleńczo do przodu akcja. W „Drelichu” znakomicie wypadają postacie kobiece. Jest tu miejsce na nietuzinkowe poczucie humoru autora, a całość – jakkolwiek mroczna i brutalna – wydobyła się z wyobraźni kogoś, kto jest doskonałym obserwatorem rzeczywistości. Fikcja literacka w tej powieści jest o tyle prawdopodobna, że wyrasta ze scen i scenek, które tworzą nasze życie codzienne – czasami gorzkie, czasami prozaicznie nudne, ale zawsze będące materiałem do świetnej fantazji. Jakub Ćwiek umie ludzi słuchać i podglądać. Dlatego jego książka jest wiarygodna. Nie tylko z powodu uprawdopodobnienia wszystkich sposobów walk opisanych tutaj tak drobiazgowo. Bardzo mi się podoba dezynwoltura pisarza, który – sam zresztą zaznacza to w posłowiu – wykorzystuje szarość prozy życia i zamienia ją w soczystą prozę literacką pełną wyjątkowych smaczków dla czytelników spragnionych szaleństwa i frapującej opowieści.
Wracając do cukierniczej metafory, odnoszę wrażenie, że nie chcę w tym momencie sprawdzać, jak przebiegała ewolucja wypieku, ale mam ochotę do niego wracać, bo ma znakomitą strukturę. Mówiąc wprost: zapoznałem się tylko z „Topielą” Ćwieka, ominąłem czas zdobywania przez niego popularności, nic nie wiem o tym, w jaki sposób ukształtował się jego styl pisania, ale bardzo mi odpowiada to, z czym teraz się spotykam. To nie jest żadna wymuszona lekkość czy silenie się na jakieś spektakularne wolty, aby przykuć uwagę. To całkiem swobodna fraza kogoś, kto umie opisywać człowieka w działaniu. Pokazywać, że to działanie często wynika z jakiegoś zbiegu okoliczności, z tego, kto staje nam na drodze i w jaki sposób wpłynie na nasze poczucie bezpieczeństwa. „Drelich” to przewrotna powieść o sile rodziny i o tym, że ze sposobu postrzegania wroga przez bohatera literackiego można wysnuć również fantazje o tym, kim naprawdę jest ten bohater. U Ćwieka mogą to być zdeterminowani gangsterzy, ale równie dobrze delikatna materia samoświadomości. Bo o ile portret psychologiczny tytułowej postaci jest w zasadzie skończony, o tyle ciekawie wyglądają tu bohaterki – kobiety z drugiego planu stające do walki przede wszystkim z tym, co je dotąd ograniczało.
Od nich zresztą wszystko się zaczyna. Milena wpada w panikę, kiedy wychodzi na jaw, że jej mąż wie o tajemniczej znajomości z mężczyzną, z którym Milena z pewnością nie powinna się kontaktować. Wszystko od początku wskazuje na to, że jest nim Marek Drelich. A to oznacza dla niego kłopoty, choć kłopoty to jego drugie imię i dotychczas nie było takich, z którymi nie mógł się uporać. Tymczasem obserwujemy jego byłą żonę, która musi zjawić się w szkole i wyjaśnić problematyczną sytuację. Syn Drelicha, Nikodem, pobił kolegę. Zrobił to świadomie, dotkliwie i być może tak, jak uczył go tata. Iza zmuszona jest najpierw do konfrontacji z dyrektorem szkoły i ojcem poszkodowanego chłopca, a potem z tym, od czego chciała się odciąć dzięki rozwodowi. Była żona głównego bohatera wybrała inny scenariusz. Miała dość „życia pod presją zła”. Ale szybko okaże się, że perypetie obu kobiet połączą się, a Iza będzie zmuszona stawić czoła prześladowcom razem z byłym mężem, od którego odeszła razem z dziećmi, obawiając się zagrożeń stale obecnych w jego życiu.
Zaczyna się fascynująca intryga, która toczy się w nieprzewidywalny sposób. Od przypadkowo wykorzystanego zdjęcia dotrzemy do groźnych porachunków gangsterskich, a Ćwiek nikogo tu nie będzie oszczędzał. Dość powiedzieć, że walka będzie opierała się na taktyce, nie na przypadkowych działaniach świadczących o sile. Bo Marek Drelich to mężczyzna przewidujący zdarzenia, działający na adrenalinie, ale równocześnie metodycznie. Taka konstrukcja bohatera zapewnia nam brak nudy w kolejnych rozdziałach, kiedy Jakub Ćwiek stosuje technikę wrzucenia czytelnika w jakąś już gotową sytuację, którą dopiero trzeba zrozumieć. A poza tym dynamizm książki opiera się właśnie na antycypacjach – najpierw odkrywamy, co należy zrobić, by wykonać plan działania, a dopiero później poznajemy go w szczegółach. I widzimy również to, w jaki sposób autor dba o precyzję opisu każdej ze scen.
Dlatego ta sensacyjna powieść tak bardzo mnie do siebie przyciągnęła. Nie proponuje oczywistych antagonistów i łatwych do przewidzenia wydarzeń, w których zarysowane problemy mają się rozwiązać. Ćwiek rzeczywiście myśli chwilami filmowo i parę scen odzwierciedla pewnie jego tęsknotę za sensacyjnym kinem klasy B lub nawet C, ale akcja nie jest ani schematyczna, ani w żaden sposób przewidywalna. Tym bardziej że szorstkość, determinacja i gotowość do konfrontacji siłowych Drelicha zderzają się tu z jego specyficzną wrażliwością, do której nie dostajemy pełnego dostępu. Być może Jakub Ćwiek dba w ten sposób o to, aby jego bohater był wiarygodny w kolejnych częściach cyklu, a być może tak ma już być, że Marek Drelich to z jednej strony ktoś oczywisty, z drugiej jednak – postać wywołująca całą masę wątpliwości. Kochający ojciec i mąż, profesjonalny przestępca, doskonale planujący swe działania neurotyk, który koncentruje się na upływie czasu i specyficznie go wykorzystuje?
„Drelich” ze świetnie
skonstruowanym podtytułem świadczącym o tym, że Jakub Ćwiek nie sugeruje nam tu
prostych tez, jest wbrew pozorom
powieścią o moralności, uczciwości i takim honorze, na którego brak utyskuje
jeden z bohaterów tej książki. Całość zapewnia rozrywkę na naprawdę dobrym
literackim poziomie i pokazuje, że Jakub Ćwiek doskonale wie, jak rozpisać
każdą scenę i każdy dialog. Wszystko w „Drelichu” jest elementem układanki,
ale również dowodem na to, że autor nie poddaje się łatwości, z jaką twórcy
tego typu literatury ulegają skłonności hiperbolizacji. Nie będzie tu
przejaskrawień, absurdów czy scen z gatunku „zabili go i uciekł”. W sensacyjnej
konwencji jawi nam się tutaj rzecz o lojalności względem siebie i rodziny. O
tym, że cały przestępczy świat stworzony został z toksycznych zależności. Jakub
Ćwiek chce pokazać nietuzinkową tożsamość gangstera. Dlatego buduje nie jedną, lecz
kilka ciekawych postaci. I czyta się to znakomicie. To była naprawdę duża
czytelnicza frajda: wejść w ten gatunek literacki, którego jeszcze nie
smakowałem, akurat z tą książką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz