„Sefer” to powieść-zagadka i powieść-wyzwanie. Książka, w której utalentowana poetka mierzy się ze słowem w prozie i książka rozpięta gdzieś między dwoma bliskimi Lipskiej miastami – Wiedniem i Krakowem. Zaskakujące jest nie tyle to, że mamy tutaj do czynienia z prozatorskim dokonaniem kogoś, kto stale wykorzystywał semantyczne tajemnice słów i tworzy teraz w gruncie rzeczy liryczny obraz świata doznań minionych i aktualnych pewnego austriackiego psychoterapeuty. Zaskakująca jest struktura tej powieści i fakt, że Lipska obudowała ją gęstą metaforyką, co czyni z „Sefera” zarówno intelektualne wyzwanie, jak i opowieść, z której rodzi się dużo więcej pytań niż odpowiedzi.
„Miniony czas jest już po drugiej stronie klepsydry, zasypany na zawsze”. Autorka wydaje się odwracać klepsydrę, uważnie przyglądać się na nowo przesypującemu się piaskowi i układać opowieść o przeszłości, w której kryje się na co dzień Jan Sefer. Mężczyzna jest być w swym fachu nieco staroświecki i to nie tylko dlatego, że leczy pacjentów starej generacji fluoksetyną. Jan Sefer odczuwa bezradność wobec lęków i urojeń tych, którzy odwiedzają jego gabinet, bo tak naprawdę sam potrzebuje terapii. Będzie nią wyjazd do Krakowa – miasta, z którym wiążą się wspomnienia z wojenną przeszłością jego ojca. Sefer planuje podróż bardzo dokładnie i zbiera obserwacje, czyniąc z nich coś na kształt impresji z podróży (które to impresje autorstwa pewnego Argentyńczyka pozwalają mu zrozumieć specyfikę polskiego miasta, zanim jeszcze się w nim pojawi).
Kraków w oczach Austriaka to dość prowincjonalne miasto. Miasto zniszczonych chodników, wszędobylskich gołębi, wulgarnego języka, zaniedbanych kamienic i niechęci kelnerów, kiedy pragnie się zjeść w którejś z kawiarni poranny posiłek. Ale Kraków to także intelektualne wyzwanie dla Sefera. Miasto żyje własnym życiem i to życie podlega analizie bohatera, który czyni to niejako z zawodowego obowiązku. Zresztą Sefer i o Polsce wypowie się jako terapeuta: „Gdyby ten kraj miał być moim pacjentem, to musiałbym go położyć w klinice i gruntownie przebadać”.
Ważne są postacie kobiece w życiu bohatera. Najważniejsza z nich to ciotka, pod której wpływem Sefer nieustannie się znajduje i której życiowe sentencje stale powtarza. Jeszcze w Wiedniu poznajemy byłą żonę bohatera, po spotkaniu z którą musi ratować się słuchaniem „Wariacji Goldbergowskich”. Wyprawa do Krakowa to okazja do poznania Marii. Kobieta wywiera na terapeucie duże wrażenie. Wrażenie robią także pamiątki, jakie Maria prezentuje bohaterowi. W Krakowie Sefer tkwić będzie między chwilami utrwalonymi na sepiowych fotografiach z lat dwudziestych minionego wieku a doznaniami w towarzystwie Marii, która okazuje się być bardzo dobrym przewodnikiem po obcym dla Austriaka mieście. Dodatkowo w atmosferze kawiarnianej Sefer pozna także córkę znanego polskiego artysty i tak naprawdę każda z kobiet – z Austrii i Polski – wciąż będzie wpływać na sposób myślenia i odczucia Jana Sefera.
Fabularnie „Sefer” przypomina opowieść o zagranicznym wędrowcu, który poznaje miasto i kraj kontrastów, dwuznaczności i niejasności. W tym znaczeniu książka Lipskiej przypomina wydaną także w tym roku „Zatopioną zimę” Hopkina. Nie chodzi jednak w tej powieści o fabularne szczegóły, zdarzenia nie są w niej do końca tym, czym się wydają, a tropy interpretacyjne odsyłają do licznych dzieł kultury – literackich, malarskich i muzycznych. Trochę może tego wszystkiego za dużo, trochę nazbyt naszpikowana ta proza odniesieniami do czytelniczych i muzycznych pasji Sefera. Chwilami odnieść można wrażenie, że ta proza przeładowana jest symboliką i że nie zawsze czytelne symbole idą w parze z zawikłaną metaforyką.
Pewne jest natomiast, że „Sefer” to specyficzna powieść drogi i powieść o kształtowaniu własnego obrazu w oparciu o to, jak widzą nas inni. Być może jest to także specyficzna gra z czytelnikiem, testowanie jego percepcji, sprawdzanie jak odebrana zostanie proza w wykonaniu kogoś, kto zajmował się dotychczas tylko poezją. Lipska intryguje i kusi, ale chwilami odnosi się wrażenie, że jej powieść mimo wszystko nie zapadnie w pamięć na długo. Może dlatego, że dostępu do własnej pamięci Jan Sefer mimo wszystko broni tak skutecznie.
Wydawnictwo Literackie, 2009
„Miniony czas jest już po drugiej stronie klepsydry, zasypany na zawsze”. Autorka wydaje się odwracać klepsydrę, uważnie przyglądać się na nowo przesypującemu się piaskowi i układać opowieść o przeszłości, w której kryje się na co dzień Jan Sefer. Mężczyzna jest być w swym fachu nieco staroświecki i to nie tylko dlatego, że leczy pacjentów starej generacji fluoksetyną. Jan Sefer odczuwa bezradność wobec lęków i urojeń tych, którzy odwiedzają jego gabinet, bo tak naprawdę sam potrzebuje terapii. Będzie nią wyjazd do Krakowa – miasta, z którym wiążą się wspomnienia z wojenną przeszłością jego ojca. Sefer planuje podróż bardzo dokładnie i zbiera obserwacje, czyniąc z nich coś na kształt impresji z podróży (które to impresje autorstwa pewnego Argentyńczyka pozwalają mu zrozumieć specyfikę polskiego miasta, zanim jeszcze się w nim pojawi).
Kraków w oczach Austriaka to dość prowincjonalne miasto. Miasto zniszczonych chodników, wszędobylskich gołębi, wulgarnego języka, zaniedbanych kamienic i niechęci kelnerów, kiedy pragnie się zjeść w którejś z kawiarni poranny posiłek. Ale Kraków to także intelektualne wyzwanie dla Sefera. Miasto żyje własnym życiem i to życie podlega analizie bohatera, który czyni to niejako z zawodowego obowiązku. Zresztą Sefer i o Polsce wypowie się jako terapeuta: „Gdyby ten kraj miał być moim pacjentem, to musiałbym go położyć w klinice i gruntownie przebadać”.
Ważne są postacie kobiece w życiu bohatera. Najważniejsza z nich to ciotka, pod której wpływem Sefer nieustannie się znajduje i której życiowe sentencje stale powtarza. Jeszcze w Wiedniu poznajemy byłą żonę bohatera, po spotkaniu z którą musi ratować się słuchaniem „Wariacji Goldbergowskich”. Wyprawa do Krakowa to okazja do poznania Marii. Kobieta wywiera na terapeucie duże wrażenie. Wrażenie robią także pamiątki, jakie Maria prezentuje bohaterowi. W Krakowie Sefer tkwić będzie między chwilami utrwalonymi na sepiowych fotografiach z lat dwudziestych minionego wieku a doznaniami w towarzystwie Marii, która okazuje się być bardzo dobrym przewodnikiem po obcym dla Austriaka mieście. Dodatkowo w atmosferze kawiarnianej Sefer pozna także córkę znanego polskiego artysty i tak naprawdę każda z kobiet – z Austrii i Polski – wciąż będzie wpływać na sposób myślenia i odczucia Jana Sefera.
Fabularnie „Sefer” przypomina opowieść o zagranicznym wędrowcu, który poznaje miasto i kraj kontrastów, dwuznaczności i niejasności. W tym znaczeniu książka Lipskiej przypomina wydaną także w tym roku „Zatopioną zimę” Hopkina. Nie chodzi jednak w tej powieści o fabularne szczegóły, zdarzenia nie są w niej do końca tym, czym się wydają, a tropy interpretacyjne odsyłają do licznych dzieł kultury – literackich, malarskich i muzycznych. Trochę może tego wszystkiego za dużo, trochę nazbyt naszpikowana ta proza odniesieniami do czytelniczych i muzycznych pasji Sefera. Chwilami odnieść można wrażenie, że ta proza przeładowana jest symboliką i że nie zawsze czytelne symbole idą w parze z zawikłaną metaforyką.
Pewne jest natomiast, że „Sefer” to specyficzna powieść drogi i powieść o kształtowaniu własnego obrazu w oparciu o to, jak widzą nas inni. Być może jest to także specyficzna gra z czytelnikiem, testowanie jego percepcji, sprawdzanie jak odebrana zostanie proza w wykonaniu kogoś, kto zajmował się dotychczas tylko poezją. Lipska intryguje i kusi, ale chwilami odnosi się wrażenie, że jej powieść mimo wszystko nie zapadnie w pamięć na długo. Może dlatego, że dostępu do własnej pamięci Jan Sefer mimo wszystko broni tak skutecznie.
Wydawnictwo Literackie, 2009
4 komentarze:
Piszesz o przeładowaniu metaforyką i tropami - dodam, że czytałem gdzieś, iż są tu też wyraźne nawiązania do autentycznych osób ze środowiska krakowskiego. Podobno niemal każda postać w książce ma swój odpowiednik w rzeczywistości, ale czytelne jest to tylko dla tych, którzy znają co nieco intelektualną śmietankę Krakowa. W sumie to taka powieść-łamigłówka, powieść z kluczem. Zapewne w pełni może być doceniona dopiero przez tego, kto ów klucz posiada.
Główkowałem trochę. Kody zawikłane, ale do rozpoznania. Starałem się napisać o tej książce tak, by nie zniechęcić tych, którzy wspomnianej przez Ciebie intelektualnej śmietanki nie znają :-)
Jarku,
najlepszego z okazji dwulecia:)
Książka dotarła?
Dzięki!
Jeszcze jej nie mam, ale chyba mój listonosz jest na jakimś urlopie.
Prześlij komentarz