Pomijając koszmarną okładkę książki, kryminalna opowieść Thomasa Kangera jest naprawdę niezłym dokonaniem. Losy głównych bohaterów zaczynają być coraz ściślej związane ze zdarzeniami minionymi, a zagadka morderstwa sprzed 25 lat zdeterminuje działanie pewnej szwedzkiej policjantki, Eliny Wiik. Książka jest niezła, ale nie wybitna; trudno bowiem jakoś emocjonalnie związać się z którąkolwiek opisywaną postacią, trudno współczuć i współprzeżywać to wszystko, co opisuje Kanger, a przecież o to chyba w kryminalnej powieści chodzi – by czytelnik dał się jej porwać niczym jakiejś namiętności. Kanger nie porywa, ale kroi nam całkiem interesującą intrygę, osadzoną w szwedzko-norweskich pejzażach.
W 1979 roku w tajemniczych okolicznościach została zamordowana Ylva Malmerg. Poszukiwania mordercy utknęły w martwym punkcie i zdarzenie nie zostało wyjaśnione. Elina Wiik podejmuje się na nowo rekonstrukcji zdarzeń sprzed lat i musi się bardzo spieszyć, bo już niebawem sprawa Ylvy Malmerg ulegnie przedawnieniu. Dzielna obrończyni porządku z Västerås z czasem zaczyna traktować los zabitej kobiety bardzo osobiście. „Jeśli Ylva obnaży przed nią swoje życie, to i ona sama będzie mogła zobaczyć się wyraźniej”. Bo samotność, zagubienie, uległość i zamknięcie w sobie Ylvy wydają się być bliskie Elinie Wiik. Postać prowadzącej śledztwo jest co najmniej niejednoznaczna – z jednej strony to kobieta silna, niezależna i dominująca, z drugiej nieszczęśliwa singielka, która zazdrości koledze z pracy życia rodzinnego i którą nękają wyrzuty sumienia po tym, jak pozbyła się dziecka i pożegnała z mężczyzną, jaki miał na nią kiedyś destrukcyjny wpływ.
Zaskakujące są także motywacje Eliny, by podjąć się sprawy, która jest co najmniej kłopotliwa. Bohaterka wybiera ją pod wpływem sugestii byłego przełożonego i wbrew swemu obecnemu przełożonemu, Egonowi Jönssonowi, z którym Elina toczy ambicjonalną walkę. Trudno bowiem nie zauważyć, że policjantka jest osobą dość próżną i przekonaną o swoich niewyobrażalnie dobrych umiejętnościach, jakie pozwolą jej zdemaskować przestępcę, którego szwedzka policja kryminalna nie mogła ująć 25 lat temu. Elina jest także przekonana, że sprawie potrzebna jest kobieca intuicja, świeże spojrzenie i inteligencja, której można jej pozazdrościć. Trudno jednak zrozumieć – bez przyjrzenia się pewnym analogiom w postępowaniu Eliny i Ylvy względem mężczyzn – dlaczego dawna zagadka kryminalna tak bardzo spędza sen z powiek komuś, kto przecież ma w codziennej pracy dużo spraw do załatwienia. I chciałoby się, by ktoś dał Wiik małego prztyczka w nos. Cieszy, gdy tak się stanie…
Kanger czyni swą powieść bardziej atrakcyjną, wprowadzając doń jeszcze jedną bohaterkę, Kari Solbakken. Dziewczynę poznajemy w Wietnamie, gdzie próbuje uciec od samej siebie, a po powrocie do Szwecji wikła się w nietypową znajomość z sąsiadem Robertem i wyrusza z nim do Norwegii, by odkryć prawdę o swoim pochodzeniu. Losy Kari i Roberta oraz poczynania Eliny Wiik toczą się symultanicznie i z czasem ze sobą łączą. Obie kobiety będą musiały skonfrontować się z kilkoma faktami, które nieco je przerosną.
Jeśli dołożymy do tego kilka interesujących postaci drugoplanowych (między innymi czarnoskórą Grace Makondele z Oslo), stworzy nam się historia dynamiczna i wielowątkowa. Kanger umiejętnie stopniuje napięcie i czytelnik nieraz zostanie zaskoczony rozwojem zdarzeń. Warto uważać podczas lektury, bo wiele spraw, zdarzeń i postaci nie będą tym, czym się pozornie wydają. Warto również zwracać uwagę na szczegóły, jak choćby wspomnienie tajemniczego psa, o którymi Kari i Robert dowiadują się w trakcie podróży do północnej Norwegii.
Skandynawska beletrystyka kryminalna ma się całkiem nieźle i Kanger dodatkowo gruntuje pozycję tego typu literatury. Wartka akcja „Mężczyzny, który przychodził w niedzielę” wywołuje ciekawość, ale nie ekscytację. Zasadniczym mankamentem książki jest fakt, iż autor potrafi co prawda zaintrygować zdarzeniami, ale nie jest w stanie wywołać empatii w stosunku do stworzonych przez siebie postaci. Mroczna opowieść o morderstwie sprzed lat broni się zatem tym, iż jest po prostu dobrze warsztatowo napisaną powieścią kryminalną.
Wydawnictwo Czarne, 2009
W 1979 roku w tajemniczych okolicznościach została zamordowana Ylva Malmerg. Poszukiwania mordercy utknęły w martwym punkcie i zdarzenie nie zostało wyjaśnione. Elina Wiik podejmuje się na nowo rekonstrukcji zdarzeń sprzed lat i musi się bardzo spieszyć, bo już niebawem sprawa Ylvy Malmerg ulegnie przedawnieniu. Dzielna obrończyni porządku z Västerås z czasem zaczyna traktować los zabitej kobiety bardzo osobiście. „Jeśli Ylva obnaży przed nią swoje życie, to i ona sama będzie mogła zobaczyć się wyraźniej”. Bo samotność, zagubienie, uległość i zamknięcie w sobie Ylvy wydają się być bliskie Elinie Wiik. Postać prowadzącej śledztwo jest co najmniej niejednoznaczna – z jednej strony to kobieta silna, niezależna i dominująca, z drugiej nieszczęśliwa singielka, która zazdrości koledze z pracy życia rodzinnego i którą nękają wyrzuty sumienia po tym, jak pozbyła się dziecka i pożegnała z mężczyzną, jaki miał na nią kiedyś destrukcyjny wpływ.
Zaskakujące są także motywacje Eliny, by podjąć się sprawy, która jest co najmniej kłopotliwa. Bohaterka wybiera ją pod wpływem sugestii byłego przełożonego i wbrew swemu obecnemu przełożonemu, Egonowi Jönssonowi, z którym Elina toczy ambicjonalną walkę. Trudno bowiem nie zauważyć, że policjantka jest osobą dość próżną i przekonaną o swoich niewyobrażalnie dobrych umiejętnościach, jakie pozwolą jej zdemaskować przestępcę, którego szwedzka policja kryminalna nie mogła ująć 25 lat temu. Elina jest także przekonana, że sprawie potrzebna jest kobieca intuicja, świeże spojrzenie i inteligencja, której można jej pozazdrościć. Trudno jednak zrozumieć – bez przyjrzenia się pewnym analogiom w postępowaniu Eliny i Ylvy względem mężczyzn – dlaczego dawna zagadka kryminalna tak bardzo spędza sen z powiek komuś, kto przecież ma w codziennej pracy dużo spraw do załatwienia. I chciałoby się, by ktoś dał Wiik małego prztyczka w nos. Cieszy, gdy tak się stanie…
Kanger czyni swą powieść bardziej atrakcyjną, wprowadzając doń jeszcze jedną bohaterkę, Kari Solbakken. Dziewczynę poznajemy w Wietnamie, gdzie próbuje uciec od samej siebie, a po powrocie do Szwecji wikła się w nietypową znajomość z sąsiadem Robertem i wyrusza z nim do Norwegii, by odkryć prawdę o swoim pochodzeniu. Losy Kari i Roberta oraz poczynania Eliny Wiik toczą się symultanicznie i z czasem ze sobą łączą. Obie kobiety będą musiały skonfrontować się z kilkoma faktami, które nieco je przerosną.
Jeśli dołożymy do tego kilka interesujących postaci drugoplanowych (między innymi czarnoskórą Grace Makondele z Oslo), stworzy nam się historia dynamiczna i wielowątkowa. Kanger umiejętnie stopniuje napięcie i czytelnik nieraz zostanie zaskoczony rozwojem zdarzeń. Warto uważać podczas lektury, bo wiele spraw, zdarzeń i postaci nie będą tym, czym się pozornie wydają. Warto również zwracać uwagę na szczegóły, jak choćby wspomnienie tajemniczego psa, o którymi Kari i Robert dowiadują się w trakcie podróży do północnej Norwegii.
Skandynawska beletrystyka kryminalna ma się całkiem nieźle i Kanger dodatkowo gruntuje pozycję tego typu literatury. Wartka akcja „Mężczyzny, który przychodził w niedzielę” wywołuje ciekawość, ale nie ekscytację. Zasadniczym mankamentem książki jest fakt, iż autor potrafi co prawda zaintrygować zdarzeniami, ale nie jest w stanie wywołać empatii w stosunku do stworzonych przez siebie postaci. Mroczna opowieść o morderstwie sprzed lat broni się zatem tym, iż jest po prostu dobrze warsztatowo napisaną powieścią kryminalną.
Wydawnictwo Czarne, 2009
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz