2012-08-28

"XXL" Jacek Melchior

Kiedy Wojtek – bohater książki Jacka Melchiora – osiąga swój wielki cel i wreszcie wydadzą mu książkę, znajduje ją gdzieś na dolnej półce empiku, gdzie nikt nie zajrzy i nikt się nie zainteresuje. Czerwone serce okładki „XXL” biło po oczach zaraz po wejściu do salonu gdzieś na początku lata. U jego kresu postanowiłem przeczytać tę tak bardzo narzucającą się wtedy kupującym książkę i przyznam, że mam po lekturze mocno ambiwalentne uczucia. „XXL” to tegoroczna powieść wpisująca się – po debiucie młodziutkiego Mikołaja Milcke w 2011 – w poczet współczesnej polskiej literatury homoerotycznej. Jacek Melchior dokłada doń cegiełkę, a może raczej cegłę, bo to powieść pokaźna i choć mająca blisko sześćset stron, prosi się o to, by uszczuplić jej treść przy omówieniu. Nie będę pisał, że historia życia zakompleksionego megalomana (tak! tak!), który w dodatku jest nie tyle erotomanem, co mocno uzależnionym w swym nałogu seksoholikiem, podobała mi się czy w jakikolwiek sposób mnie uwiodła. Niestety. Kilka razy zaskoczyła. Wielokrotnie zniesmaczyła, choć pruderyjny nie jestem. Raz, pod sam koniec, zmusiła do refleksji nad tym, o czym właściwie jest to całe pisanie Melchiora. Spróbuję sam sobie odpowiedzieć na to pytanie.

Wojtek już jako dzieciak był samolubem i nie chciał się niczym z nikim dzielić. Matka straszyła, że urodzi mu braciszka i to młodego cherlawego Wojtusia wprowadzało w stan prawie depresyjny. Na szczęście skończyło się tylko na straszeniu, a całe życie rodzicielka chciała swemu jedynemu synowi uchylić nieba. Niebo symbolicznie otwiera się przed nim w momencie, kiedy odkrywa, że podobają mu się faceci. Gdy po raz pierwszy słyszy obraźliwe słowo „pedał” pod swoim adresem, nie rozumie jeszcze jego znaczenia. Zostanie napiętnowany przez otoczenie szybciej niż sam zdoła określić własną orientację seksualną. Nie jest łatwo być młodym gejem w jakimś prowincjonalnym miasteczku, pośród wielkiej ciemności wiecznie panującego PRLu, gdzie „gay” to jeszcze jakieś słowo z kosmosu. Wojtek kobiet nie lubi i wiązać się z żadną nie zamierza. „Ożenię się z Miki Nakasone albo wcale”. Kiedy okazuje się, że śpiewająca gwiazdka z Opery Leśnej jest poza jego zasięgiem, Wojtek konkretnie i rzeczowo zaczyna się zabierać za facetów.

Swobodę działań da mu oczywiście wyjazd do stolicy na studia. Studiowanie polonistyki rozpoczyna od poznawania męskich przybytków rozkoszy dla obleśnych typów. Nie jest łatwo wyrwać fajny towar w czasach, kiedy nie ma jeszcze internetu, klubów i gdy po prostu w świadomości otępiałego przez komunę społeczeństwa nie istnieje takie pojęcie jak „homoseksualizm”. Młody student jest trochę rozczarowany swoją filologią i nie widzi sensu podniecania się niuansami gramatyki historycznej języka polskiego. Chce poznawać świat i zdobywać facetów. Smutny i gorzki jest obraz tego zdobywania. Bohater zadaje dramatyczne pytanie: „Czy pociąg do facetów to wyrok skazujący na ciężkie roboty w kiblach, parkach i na dworcach, po ciemku i z oczami dookoła głowy, by nie dać się przyłapać?”. Na szczęście nadchodzi zmiana systemu i nowe możliwości, dzięki którym nasz rozbuchany erotycznie Donżuan będzie mógł ulżyć swemu Hrabiemu F. oraz Lejdi Du. Penis i tyłek. Wspaniali bohaterowie pierwszego planu, prawda?

Cała trójka lokuje się w kupionym przez matkę Wojtka schronie, do którego zaproszonych zostanie mnóstwo facetów i odbędzie się niezliczona seria wygibasów, których opisy zajmą sporo stron „XXL”. Wyrywani w klubach, na czacie, poznawani szybko i równie szybko odprawiani po zakończonych aktach kopulacji – nie sposób uwierzyć, że przy takim trybie życia rozbuchany erotycznie Wojciech po pierwsze nie łapie jakiegoś wenerycznego świństwa, a po drugie nie nacina się na samca, który poza kopulacją ma ochotę także odciąć to i owo, splądrować dom, pobić, dać upust pragnieniom zboczeńca, dewianta. Uprawiający seks z połową Warszawy bohater Melchiora w pewnym momencie zadaje sobie pytanie natury egzystencjalnej - „Co właściwie można robić z drugim człowiekiem poza wyruchaniem się?”.

Nie można jednak charakterystyki bohatera „XXL” uprościć i napisać, że to po prostu ograniczony do potrzeb penisa i odbytu szarak. Nie, Wojtek nie jest szarakiem. Jest bardzo inteligentny. Życiowe sytuacje zestawia z kadrami filmowymi, okrasza literackimi cytatami, wskazuje powiązania z muzyką, głównie klasyczną. Jego obsesją poza seksem jest pisanie. I chęć wydania tego, co napisze. Na co dzień ogranicza kontakty z ludźmi, bo nie może ich znieść. Wszystko sprowadza się do szybkich numerków z ogierami, a tak naprawdę im jest ich więcej, tym więcej pustki w życiu Wojtka i poczucia, że rozmienia życie, swój talent i możliwości na jakieś drobne peeleny wciskane w dżinsy kolejnego zaliczonego młodziaka.

Mało odkrywcza fabuła książki Jacka Melchiora sugeruje, iż wartość faceta równa się jego zdolności do kopulacji, zawsze i wszędzie. Tymczasem kompulsywny seks to przecież odreagowywanie frustracji i złości na cały świat, od którego najlepiej trzymać się z daleka. Melchior opisuje samotnika maksymalnie skoncentrowanego na sobie i używającego życia tak, by inni byli od niego z daleka. Nic to, że kiedyś tam płodzi córkę i powinien być za nią odpowiedzialny. Nieważne, że jego partnerzy wykazują czasem chęć do rozmowy i budowania bliskości – przecież nie jest to istotne. Co zatem jest istotne w „XXL”? Podtytuł wskazuje, iż mamy do czynienia z tragikomedią erotyczną. W moim odczuciu jest to mało dramatyczna tragedia ze sporą dawką pornografii, która przede wszystkim śmieszy, a potem już zwyczajnie nudzi.

Melchior jest w stanie zanudzić czytelnika na śmierć. Jego bohater jest antypatyczny i żaden z górnolotnych celów, jakie sobie stawia, nie jest wart tego, by śledzić proces jego zdobywania. Kochać mogą sobie tylko bohaterowie książek Wojtka, nie on sam. Współczuć innym to też nie w jego stylu, choć wciąż współczuje samemu sobie. Nie wiem, czy ma to być przewrotna powieść o sięganiu po to, co nieuchwytne czy też po prostu mało śmieszna groteska malująca panoramę życia niespełnionego artysty i człowieka głęboko nieszczęśliwego w swej tożsamości, może także seksualnej.

„XXL” rości sobie prawo do tego, by dawać wykładnię takich pojęć jak „wolność”, „szczęście”, „spełnienie” czy „samotność”. Autor ubiera swą prozę w często karykaturalnie się z nią splatające cytaty, próbując nadać jej intelektualny wydźwięk. Myślę, że to książka pozorów i pozornie tylko głęboka. Może i pomysł podróży przez czterdzieści lat życia wiecznego chłopca szukającego spełnienia w sobie samym jest ciekawy. Zdarzenia i przemyślenia w tej podróży nie są już ciekawe, bo w gruncie rzeczy niczego w nich nie ma odkrywczego. „XXL” - powtarzam - może znudzić śmiertelnie i uśpić. Zniesmaczyć i oburzyć też, ale na pewno niczym nie zaskakuje. Niczym. Jedyne, co jest w tej książce wielkie i żywe to serce, które bije do nas z okładki. Szkoda tylko, iż autor naprawdę nie włożył w pisanie „XXL” serca. A takie pisanie z naiwnym sugerowaniem głębi nie jest pisaniem prawdziwym.

Nie pomoże temu ani ekspozycja w empiku ani fakt, iż autor jest postacią inteligentną i znającą przewrotność życia. Jego powieść życie imituje. Stara się też kiepsko zaszokować, zwłaszcza heteroseksualnych mężczyzn – czytelników (kobiety raczej będą ziewać przy tej taniej pornografii z rzekomym przesłaniem egzystencjalnym). Ogólnie zabiera czas. I jest to naprawdę czas stracony, którego kiedyś poszukiwał Proust…

Instytut Wydawniczy Latarnik, 2012

5 komentarzy:

Asia Hadzik pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Asia Hadzik pisze...

Chyba podziękuję...

Anonimowy pisze...

ta ksiazka ma kilka bardzo dobrych recenzji, poki samemu sie nie zajrzy, mozna sobie tylko wyrobic zdanie o gustach i guscikach autora recenzji :-)

Anonimowy pisze...

Ja osobiście uwielbiam tę książkę i nie zgadzam się z krytykiem. Wiele razy mnie zaskoczyła, rozśmieszyła a przede wszystkim poruszyła- wbrew pozorom ma ona głębsze przesłanie.Dzieło Jacka Melchiora polecam każdemu , kto jest w stanie ''z przymrużeniem oka'' przebrnąć prze homoseksualne''sceny erotyczne''.

Anonimowy pisze...

Po cholere nam - pedalom - kolejna ksiazka o bohaterze, poszukujacym szczescia, zadajacym sobie egzystencjalne pytani, ostatecznie doswiadczajacego zwyciestwa milosci nad fizjologicznymi potrzebami? Dobrze, ze powstaja takie ksiazki jak "XXL", od ktorych nie oczekuje niczego wiecej, niz czystej rozrywki!