Miniony rok przyniósł dwie
książki z opowieściami kobiet; dwa zbiory wywiadów z tymi, które zdecydowały
się publicznie o sobie opowiedzieć. Jakość wywiadów, jaką prezentuje Remigiusz
Grzela w wydanych niedawno „Wolnych”, nie ustępuje przenikliwości pytaniom
Aleksandry Boćkowskiej, autorki książki „One za tym stoją”. Tyle tylko, że ta
druga, wydana dość tendencyjnie 8 marca i zawierająca osiem rozmów z kobietami
sukcesu, jednak nie jest jakością tak dobrą jak „Wolne”, bo to książką z tezą; niekoniecznie słuszną, a
wciąż podkreślaną. Grzela wybrał swoje rozmówczynie wedle zupełnie innych
kryteriów niż Boćkowska. Zdecydował się – w przeciwieństwie do swojej koleżanki
po fachu z „Elle” – na rozmowy z kobietami, których historie zajmują nie
dlatego, że coś wywalczyły i za coś tam są odpowiedzialne, a my winniśmy im
wdzięczność. Kobiety w książce Grzeli dla niego samego są bohaterkami, bo
zdobyły w życiu prawdziwą wolność. Musiały o nią czasem długo zabiegać. To
rozmówczynie, które już przeżyły w życiu to, co najważniejsze – jak Julia
Hartwig czy Wanda Wiłkomirska – oraz takie, których wybory sprzed lat dopiero
owocują. Powodują tym samym, iż ich życie może się zmienić, nie uznając zasady,
że metrykalnie dojrzałe przeszły już w życiu wszystko, co najważniejsze.
Ta książka nabiera nowego
wymiaru po tym, jak przed kilkoma dniami odeszła Teresa Torańska, jedna z
rozmówczyń Remigiusza Grzeli. Widać w ich rozmowie wzajemną bliskość i
poczucie, że dyskutują nie tyle o czymś ważnym, co się wydarzyło, ale przede
wszystkim o planach na przyszłość, bo żywioł życia między nimi kipi. Sama
Torańska – baczna, wnikliwa i uważna dziennikarka z przypadku – chciała w życiu
jeszcze wiele osiągnąć, niejednej historii wysłuchać; przedstawić czytelnikom
prawdę o tragedii smoleńskiej i zajrzeć głęboko w oczy Donaldowi Tuskowi, który
może kiedyś zgodziłby się na długą i szczerą rozmowę. Torańska opowiada o
własnym dojrzewaniu do tego, aby być dziennikarką. Zwraca uwagę, że współczesne
dziennikarstwo jakby wyzbyło się pamięci, jest bezrefleksyjne, nastawione na
wierszówkę i zysk. Ona zawsze pisała po to, by zrozumieć problem, jaki porusza.
Uważam, że Remigiusz Grzela ujawnia w „Wolnych” nie tylko fascynację warsztatem
Torańskiej i jej bezkompromisowość, co potwierdza, iż dobry dziennikarz
powinien umieć słuchać. Zasłyszane przez niego historie walczących o wolność i
zdobywających ją w różnych aspektach życia są wielogłosową opowieścią o
tożsamości i wewnętrznej sile, której przyjrzał się ktoś, dla kogo pytać, to
znaczy starać się naprawdę rozumieć.
Można zadać sobie pytanie,
czy coś łączy utytułowaną poetkę, kilka aktorek i dziennikarek, prowadzącą w
Gdańsku tramwaj, jaki zatrzymała w 1980 roku czy też światowej sławy skrzypaczkę
albo siostry reżyserujące filmy, które wraz z matką opowiadają o momentach
przejścia do życia, gdy musiały wziąć za siebie pełną odpowiedzialność. Można o
to pytać, ale wydaje mi się, iż takie pytanie nie jest tutaj istotne. Grzela
nie tyle stara się pokazywać podobieństwa, co przede wszystkim rozmawiać z kobietami,
jakim los niekoniecznie dawał drugą szansę; zdobyły ją, wykradły albo przyszła
do nich przypadkiem. Niektóre – jak Zofia Posmysz – afirmują po prostu fakt, że
żyją. Dla innych bycie tą, którą jest się teraz, to efekt trudu dorastania do
własnej tożsamości i spośród tych rozmówczyń najbardziej przejmująca jest
opowieść Teresy Nawrot. Ta aktorka – emigrantka ukazuje dwa oblicza teatru
Grotowskiego, który wywarł na nią kolosalne wrażenie. Gdzieś między niebem a
piekłem Laboratorium, między radością pracy a traumą upokorzeń; między wiarą we
własne możliwości a poddaniem się uzależnieniu od leków uspokajających – tam
gdzieś wykuta jest prawdziwa twarz Teresy Nawrot, która odnalazła swe szczęście
i spełnienie.
Piękne są opowieści tych
odrzucanych i niekochanych, które jednak znalazły w życiu to, co ma Teresa
Nawrot. Henryka Krzywonos ze swym trudnym żywotem niepokornej politycznie
nakreśla jedynie życie w patologicznej rodzinie bez miłości. Mimo braku wzorców
udało jej stworzyć inną. Historia jej rodzinnego domu dziecka urzeka w
równym stopniu, co opowieść o nieustępliwości, jakiej dał początek dzień, w
którym zatrzymała swą „piętnastkę”. Przeszłość Henryki Krzywonos odeszła wraz z
ideałami podzielonych dziś członków „Solidarności”. Tymczasem zwracają uwagę
historie tych kobiet, które z demonami przeszłości poradzić sobie nie mogą,
choć przecież widzimy, iż pozornie radzą sobie nieźle. To wspomniana Zofia Posmysz ze
swoją obozową przeszłością. Krystyna Chiger, która czternaście miesięcy
spędziła w lwowskich kanałach. Alina Świdowska grająca postać swojej matki,
lekarki z getta i współpracownicy Marka Edelmana. Kobiety, która miała czas i
zrozumienie dla wszystkich, a nie dla własnej córki.
Są też kobiety, które z
różnych przyczyn nie chcą mówić o sobie. To Julia Hartwig czy Hanna Krall.
Budują w rozmowach dystans, ale jednocześnie są szczere. Formalizm i dyscyplina
pisania Hartwig idzie w parze z jej pragnieniem nieobciążania nikogo własnymi
przeżyciami. Krall tymczasem umieszcza samą siebie gdzieś w głębi swoich
reportaży, ale nigdy nie wskazuje, gdzie tak naprawdę się ukryła. Wylewność
Wandy Wiłkomirskiej, która szczerze przyznaje, że nagrała się już i nażyła
kontrastuje z pozornym chłodem wyżej wskazanych rozmówczyń. Tymczasem ich
historie, tak jak dziesięć pozostałych, to ujmujące prostotą opowieści o życiu
w cieniu przeszłości i przeszłości, dzięki której mogły raźniej patrzeć w
przyszłość. „Wolne” to zdecydowanie zbiór pytań, a nie odpowiedzi. Kobieca
dojrzałość niejedno ma imię. Remigiusz Grzela potrafi to imię wywołać nawet z
największej ciemności wspomnień.
Nic nie szkodzi, że
większość z tych rozmów była już publikowana. Do takich wywiadów warto wracać.
Takim wywiadom należy się kolejne życie. Bo takie zdobyły od losu niektóre
bohaterki tej książki.
Wydawnictwo „Krytyki
Politycznej”, 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz