Tej monumentalnej powieści
nie jest potrzebne równie monumentalne jej omówienie. Dlaczego? Dlatego, że to
głównie historia pytań, a nie odpowiedzi. Tych zadawanych przez narratora oraz
wszystkich, jakie padają z ust rozlicznych bohaterów. „Wyznaję” to zagadka. Pod
jednym słowem ukryła się historia wieloznaczna i trudna do opowiedzenia.
Recenzenci usiłują do czegoś ją porównać, mniej lub bardziej trafnie zestawić
ze znanymi nazwiskami, technikami pisarskimi; z historią idei i cywilizacji, z
pojęciem zła, niesprawiedliwości i utraty, o jakich pisano już wielokrotnie, bo
mało które tematy są tak wdzięczne literacko i w gruncie rzeczy tak
powierzchownie jedynie spenetrowane. Machina promocyjna wtłoczyła w świadomość
czytelnika książkę, której nie można zdefiniować. Jaume Cabré stworzył
ewolucyjne w swej strukturze dzieło sztuki. Tak, to dzieło sztuki;
polifoniczne, misternie skonstruowane, pozostawiające poczucie niedosytu, ale
przede wszystkim niepokoju, bo poruszone zagadnienia zgłębiane są w atmosferze
lęku, niepewności i z wszechobecną świadomością tego, iż czas upływa
nieuchronnie, a ta narracja nieśmiało próbuje go zatrzymać, podejmując próby
tyleż niemożliwe, co mocno spektakularne.
To wyznanie Adriana
Ardévola, ale nie możemy być tego do końca pewni. Znajdujący się u schyłku
życia muzyk, naukowiec i lingwista opowiada o własnym losie, ale wychodzi poza
ramy czasowe okresu, w jakim może przebywać i poznawać świat. Adrian snuje
historie i osadza je w tej Historii, która od czasów Świętej Inkwizycji po
okrucieństwo wojennych obozów zagłady, wiecznie udowadniała, iż niepojęty jest
ogrom zła, które drzemie w nas i stanowi siłę sprawczą, która nie tylko rujnuje
ludzkość, ale niejednokrotnie doprowadza do mentalnej i duchowej śmierci
jeszcze zanim odejdzie się ze świata wraz z ostatnim tchnieniem. To narracja o
wielu sprawach, ale Zło wydaje się tematem naczelnym. Książka niepokorna wobec
czytelnika i zastawiająca na niego pułapki. Narracja pierwszoosobowa miesza się
z trzecioosobową, często jest afabularna, mamy w niej luki, przeskoki czasowe;
jedna historia kryje w sobie kilka kolejnych, a te rozbite są w czasie i
przestrzeni, by szkatułkowa kompozycja książki na każdej stronie zaskakiwała.
Niewiele w „Wyznaję” jest do końca tym, czym się wydaje. Przewrotność tej powieści
dobrze definiują słowa przyjaciela Adriana: „nie znaczy tak”. To pisarski bunt
przeciw jednoznaczności przekazu. O istocie zła bowiem nie można opowiadać
jednoznacznie.
Adrian jest synem
właściciela sklepu, ponurego i kostycznego mężczyzny, denuncjatora czasów
Franco, robiącego za plecami żony i
otoczenia pokątne interesy, za które przyjdzie mu słono zapłacić. Matka Adriana
to cień kobiety do czasu, kiedy przejdzie metamorfozę, gdy zmuszona będzie sama
zająć się sklepem i wychowywaniem syna. Tego syna, który nigdy w rodzinie czuł
się niekochany. „W moim domu nigdy nie było miłości. Ja byłem tylko przypadkową
konsekwencją zdarzeń”. Nieprzypadkowa jest chyba tylko bliskość z pewnymi
skrzypcami. Instrumentem życia Adriana i przedmiotem naznaczonym krwią,
wędrującym z rąk do rąk pośród niesprawiedliwości i okrucieństwa. Adrian gra na
skrzypcach nutę co najmniej smutną. Skrzypce Viala to źródło opresji i
cierpienia. Takiego, o jakim Adrian nie ma pojęcia, ale przed którym
przestrzega go matka, mówiąc: „Nie urodziliśmy się po to, żeby być szczęśliwi”.
Adrian Ardévol pragnie nadać
swemu życiu sens i mimo wszystko odnaleźć szczęście. Tymczasem na jego drodze
piętrzą się coraz większe trudności. Życie nie toczy się tak, jak zaplanował.
Osamotniony w dzieciństwie i młodości, nieudolnie próbuje zbliżyć się do ludzi,
ale przede wszystkim do tego, co czynią oni ze światem będącym piekłem, o jakim
trudno opowiedzieć i trudno nawet wyrazić to za pomocą muzyki. Jego rodzice
zabierają do grobu tajemnicę nieczułości, a syn chce dać innym wszystko to,
czego nie doświadczył. Tymczasem doświadcza okrucieństwa losu, które przybiera
różne twarze i kryje się pod historycznymi maskami tylko po to, by gnębić
Adriana, jaki doświadcza zła w różnych postaciach, próbując zgłębić nie tylko
jego esencję, co przede wszystkim narzędzia, jakimi się posługuje.
Narrator nie wierzy w Boga. „Bóg
chrześcijański jest okrutny i mściwy. Jeśli popełnisz błąd i nie żałujesz,
skazuje cię na wieczne piekło. Wydaje mi się to tak niewspółmierne, że nie chcę
wchodzić z nim w żadne układy”. O Bogu nie myślą ani nazistowscy oprawcy ani
okrutni Inkwizytorzy, choć to przecież rzekomo boska wola kieruje ich
działaniami. Swojego rodzaju Absolutem, formą transcendentnej wędrówki po
zbroczonej krwią Europie bez ducha, są z pewnością dźwięki fatalnych skrzypiec,
które grają o tym, czego nie sposób wypowiedzieć. Nawet jeśli opowiada się o
swoim życiu symfonicznie, wielogłosowo.
Obok zła i okrucieństwa
tkwiących w ludzkiej naturze mamy także miłość, która ma być dla Adriana
zbawieniem. Jej obiektem jest Sara Voltes – Epstein, rysowniczka żydowskiego
pochodzenia. Oboje przez dłuższy czas trzymają się z dala od siebie z powodu
niecnych intryg matek Adriana i Sary, które decydują za nich, każąc im żyć
osobno. Tymczasem Sara to nie tylko obiekt westchnień Ardévola i osoba, do
której kieruje swe wyznanie. Sara to pewna idea; swoiste antidotum dla całej
piekielnej przestrzeni ludzkiej krzywdy, o której Adrian opowiada językiem
dostojnym i pozornie pozbawionym emocji. Tylko dzięki miłości narrator znosi
znamiona zła, jakie nie dają mu żyć. Nie tyle widzi zło wokół siebie, nie tyle
wciąż dziwi go dziejowa siła oddziaływania zła; on sam jest w pewnym stopniu
zły. Nie może wybaczyć sobie tego, że przypomina ojca, którego kiedyś adorował,
naiwnie wierząc, że zbliży się do niego. Przeciwwagą do tego, w jaki sposób
Adrian widzi w życiu siebie, jest filozofia jego przyjaciela Bernata Plensy,
który tylko pozornie wydaje się mężczyzną o rozbuchanym ego, dla którego nie
jest ważne nic poza nim samym.
Cambré napisał misterną
opowieść o roli przeznaczenia w życiu, o wychodzeniu temu przeznaczeniu
naprzeciw, o małości ludzkich działań i o tym, że w konfrontacji z szeroko
rozumianym złem wciąż jesteśmy bezsilni i biernie się mu poddajemy. To książka
o ludzkim okrucieństwie i okrucieństwie czasów, w jakich przyszło żyć tym,
którzy powinni poznawać życie w innej epoce, na innej płaszczyźnie, w inny niż
wyznaczony im sposób. Dramat Adriana Ardévola to także dramat braku własnej
woli i dramat słabości kogoś, kto choćby dzięki pięknu muzyki próbuje swe
słabości zwalczyć. Tyle tylko, że muzyka może być równie podstępna, co ludzka
podłość i małość, o której opowiada przecież wspaniała i wielka książka. Nie
uważam, by było to jakieś wybitne arcydzieło wszechczasów. To sprawnie
skrojona, inteligentna i pasjonująco wieloznaczna historia ludzkiego losu
naznaczonego Złem, od którego nigdy nie można się uwolnić…
tłum. Anna Sawicka
Wydawnictwo Marginesy, 2013
20 komentarzy:
Wszystko brzmi bardzo skomplikowanie, ale i tak chcę ją przeczytać :) Mam nadzieję, że choć trochę z niej zrozumiem.
Przeglądałam książkę, a to ze względu na okładkę, ale kiedy przeczytałam notkę wydawniczą, przestraszyłam się i tak, każda z nas: ksiązka i ja poszła własną drogą
A ja mam wciąż niesprecyzowane zdanie o tej książce. Przeczytałam, ale przyznam, że autor mnie nie porwał swoimi wynurzeniami na temat struktury i nieustannej obecności zła w każdym przejawie życia. Mam wrażenie, że wszystkiego dowiedziałam się już od innych autorów. Jestem zresztą po stronie tych, którzy twierdzą, że Littell w "Łaskawych" zrobił to lepiej. A poza tym zwyczajnie mnie główny bohater irytował swoim podejściem do świata i ludzi, bezwładnością i brakiem iskry w działaniu:)
Bardziej zaciekawiły mnie zabiegi stylistyczne i konstrukcyjne, bo książka jest piekielnie sprawnie napisana i obmyślana - to sprawiało, że momentami lektura była naprawdę porywająca. I jeszcze te poukrywane smaki, cytaty z pisarzy i myślicieli - to rzeczywiście była dobra zabawa. Po ostatniej stronie zostałam jednak z przeświadczeniem, że ktoś mnie tu sprawną machiną promocyjną naciągnął na kilkadziesiąt złotych (bo ulegając pokusie szybkiego zapoznania się z treścią, nie poczekałam zwyczajowo, aż książkę kupi zaprzyjaźniona biblioteka:))
Czuję, po przeczytaniu recenzji, że ta książka została napisana dla mnie, tylko dlatego, że podejmuje problematykę zła... Kupię, przeczytam, podzielę się krytyką i odniosę się do recenzji Pana Jarosława. Pozdrawiam
PS Mam pytanie: czy w książce dużo strumieni myślowych i ustępów filozoficznych/refleksyjnych?
Właśnie mam ochotę ją kupić :) Myślę, że warto mieć ją w swojej biblioteczce :)
Zapraszam do mnie - dopiero zaczynam przygodę z blogowaniem :)
Ksiązka moim zdaniem genialna. Równie dobra recenzja. Znalazłem w niej słowa-klucze pomagające zwerbalizować mój własny, mocno emocjonalny odbiór tej książki...
Pozwoliłem sobie polecić na własnym (blogów o książkach jest chyba więcej niż samych sprzedawanych egzemplarzy :) ) ksiazkowo.epoznan.pl
Właśnie idę ją zakupić:) Wspaniała.
Przeczytałam, początkowo z trudnościami, później z zaciekawieniem, pod koniec z wypiekami na twarzy. Skończyłam i od razu zaczęłam czytać od nowa, żeby lepiej połapać się w zawiłościach czasowych i postaciowych, że tak to ujmę.
Specyficzna, porwana narracja ma moim zdaniem oddawać stan psychiki Adriana, który spisując wspomnienia jest w początkowym stadium choroby. A mnogość czasów i bohaterów - to chyba wypadkowa zawodu i zainteresowań Adrian oraz stanu jego umysłu, który coraz częściej odrywa się od rzeczywistości, by błądzić gdzieś po meandrach historii i idei, mieszając je ze wspomnieniami.
Bardzo wnikliwa recenzja. Dla mnie tę książkę czytało się tak, jakbym układała mozaikę - zbieramy malutkie elementy, które powoli tworzą piękny obraz całości. Byłam pod ogromnym wrażeniem kunsztu autora. Zapraszam na moją recenzję na: http://pozycjeobowiazkowe.blogspot.com/2016/02/wyznaje-jaume-cabre-wydawnictwo.html
W tej recenzji są spoilery - jestem gdzieś w 1/9 książki, a ojciec jeszcze siedzi w gabinecie i pokazuje synowi skrzypce.
Recenzja, której autor opowiada fabułę, jest żałosna. Opowiadać fabułę książki można przy piwie kolegom i koleżankom, którzy tej książki nie przeczytają. Może lepiej zacząć pisać przepisy kulinarne? Niczego wówczas nie będę się czepiać! Obiecuję!
Książki jeszcze nie mam, ale uważam, na podstawie tej recenzji, ze pan Jarosław tez jest utalentowanym literatą.
Dzieło, które czytałem partiami, delektując się kolejnymi odkryciami, kontekstami, zagadkami... Wspaniała książka! Recenzja bardzo dobra, ale polecam ją raczej po lekturze niż przed - pozwala uporządkować własne przemyślenia o tej znakomitej prozie.
Kiedy zaczynałam czytać "Wyznaję" już od pierwszych akapitów czułam, że mam do czynienia z dziełem wybitnym, ale nie przeczuwałam, że ta powieść sprawi, że zostanę pokonana tą synkretyczną narracja, że zostanę pokonana tą historią o kurrrewkim życiu.
Jest to historia Adriana, który jako dziecko inteligentne i wybitnie uzdolnione jest przez rodziców traktowane przedmiotowo, jest dzieckiem, którym toksyczni rodzice z dumą chwalą się uzdolnieniami, ale nie potrafią przytulać. Ten brak miłości zaważy na jego całe późniejsze życie. Ta powieść to wyznanie, które popełnia bohater kierując je do swojej nieżyjącej ukochanej. To wyznanie, to nie tyle spowiedź co próba uporządkowania wspomnień w formie chaotycznej tego co się wydarzyło i co mogło się wydarzyć. Narracja nieoczekiwanie przeskakuje z pierwszoosobowej na formę trzecioosobową. Tu nakładają się historie teraźniejsze z przeszłymi. W "Wyznaję" autor przez powtarzające się sekwencje konsekwentnie udowadnia, że wszystko jest wtórne, albowiem powtarzają się nie tylko same historie, ale pomimo zmieniających warunków okoliczności pozostają takie same. To powieść o miłości, trudnych relacja i wyborach. To opowieść przerażająca, bo nie tylko w sugestywny sposób opisuje ból, ale też skupia się na tym co w życiu okrutne, w tym kurrewskim życiu.
Wspaniala powiesc. Od lat nie czytalam tak dobrej. Dla mnie to powiesc o zlu, o milosci, o samotnosci, o przyjazni.
Hmmm, właśnie kończę powoli. Tak, powoli, bo są książki, przy których człek zwalnia, bo aż żal, że za chwilę koniec. Nie ukrywam również, że Cabre (tutaj) wykończył mnie psychicznie :) ale i uzależnił od siebie, bo po "Jaśnie panie" oraz "Agonii dźwięków" no i teraz "Wyznaję" sięgnę po następne po prostu.
Wyznaje, przeczytałam i jeszcze w niej siedzę.
Prześlij komentarz