Płonące zapiski to motyw
charakterystyczny nie tylko w „Mistrzu i Małgorzacie”, ale i symbol – stygmat
chyba całego życia Michaiła Bułhakowa, jednego z najmocniej nękanych przez
radziecki system pisarzy. Można by powiedzieć, że był tym jednym, któremu mimo
wszystko się udawało. System totalitarny paraliżował go, blokował jego
działania, ale w gruncie rzeczy doceniał jego talent. Stalin, w którego rękach
była władza absolutna, nie miał władzy nad umysłem i przekonaniami człowieka,
któremu świat zawdzięcza nie tylko pomnikowe dzieło, w którym na Patriarsze
Prudy i do mieszkańców zepsutej do cna Moskwy przybywa szatan, bezsilny wobec
ogromu ziemskiego zła, jakie obserwuje. Bułhakow to po dziś dzień człowiek –
zagadka, a wydane „Dzienniki Mistrza i Małgorzaty”, zawierające zapiski jego
samego oraz notatki czynione ręką trzeciej żony, Jeleny, zagadkę tę jeszcze
bardziej komplikują, oddając głos tym, którzy w Związku Radzieckim go nie
mieli.
O kim w gruncie rzeczy
przeczytamy? O genialnym prozaiku? Dobrym rzemieślniku – dramaturgu, którego
wspierano tylko wtedy, gdy wizjami zbliżał się do wizji sowieckiego ładu i
porządku? O artyście przeżywającym duchową zagładę, zabijanym już za życia? O
neurasteniku z lękiem przestrzeni, prowadzanym po ulicach Moskwy przez żonę niczym
duże dziecko? A może o umyśle tak światłym, że wykraczającym zdecydowanie poza
czas i miejsce, w którym przyszło mu tworzyć i zmagać się z socrealistycznymi
„kanonami” piękna, w jakich czuł się upodlony i ośmieszany? „Dziennik Mistrza i
Małgorzaty” to nie tylko pasjonująca historia życia radzieckiego więźnia,
któremu władza nigdy nie pozwoliła na opuszczenie kraju. Nie tylko świetnie
zestawiona z mrocznymi realiami historia literata, który obserwował cierpienia
jemu podobnych, sam będąc obiektem nagonek i niewybrednych ataków. To przede
wszystkim książka o człowieku, który zdobył coś, co rekompensowało trudy
wegetacji w radzieckim świecie obrzydliwego piękna i fałszywych ideologii. Mam
tu na myśli miłość. Oddanie tak wielkie, że wykraczające poza czas, w którym mogło
się spełnić. Jelena Siergiejewna Bułhakowa to osoba, dzięki której autor trwał
na przekór światu, jaki go nie rozumiał. Ona kochała i rozumiała. Była żoną,
kochanką, opiekunką, trochę matką; starała się ze wszystkich sił wspierać męża,
pomagać mu w pracy, podejmować się zadań związanych z promowaniem jego działań.
Była przede wszystkim jego przyjacielem. Takim, który wierzył w każde napisane
przez Bułhakowa słowo. Takim, który potrafił napisać: „Dla mnie, gdy nie
pracuje, nie pisze swoich rzeczy, życie traci sens”.
Zebrane, opatrzone
wnikliwymi komentarzami i wstępem Wiktora Łosiewa dzieło to opowieść o Mistrzu,
którego degradowano i o zwycięzcy moralnym, który nie uległ systemowi łamiącemu
niejeden kręgosłup moralny. Publikacja zawiera zapiski samego Bułhakowa z
okresu 1921 – 1933 oraz zbiera notatki Jeleny z siedmiu ostatnich lat życia
artysty; kobiety zawsze u jego boku, zawsze oddanej, czujnej, kochającej i
mogącej iść z nim w ogień bez chwili wahania. Oboje żyli w ogniu. Trawił ich
dusze i zatruwał myśli. Nie dawał spać, oddychać, normalnie funkcjonować.
Wzmagał lęki Bułkahowa i cierpienia coraz wierniej oddanej mu Jeleny. To dzięki
niej mamy „Mistrza i Małgorzatę”. Dzięki jej samozaparciu i wierności mężowi
nawet po jego śmierci. Ona ocali pamięć człowieka z obolałą duszą, który
walczył do końca z systemem, chorobą, fałszem ludzi i Moskiewskim Teatrem
Artystycznym, „cmentarzyskiem jego sztuk”, w którym przez chwilę upatrywał
szansę na to, że dane mu będzie rozwijać się twórczo. Wszystko, co pisał,
wcześniej czy później było blokowane. Wszystko to znała, doceniała i szanowała
Jelena Bułhakowa. Warto poznać historię wielkiej miłości, przyjaźni i
obopólnego zaufania w świecie, w którym szukanie tych wartości było pozbawione
sensu. Im się jednak udało. Trwać obok siebie i ze sobą na przekór. Mieć
przewagę moralną nad światem, który o moralności zapomniał. Być i wierzyć, że
jest się sobą. Do końca.
„Pod butem” to zbiór
zapisków oraz listów Bułhakowa, który próbował odnaleźć się w Moskwie. W latach
1921 – 1923 pisze przede wszystkim o biedzie, trudnościach życia w radzieckiej
stolicy, o rozszalałej inflacji, niepewności jutra, o niemocy twórczej i o tym,
że ważniejsze niż najbardziej osobista nawet twórczość są ciepłe walonki i
możliwość zaspokojenia głodu. Autor pisze oszczędnie, jakby obawiał się każdego
zapisanego zdania. Okazuje się, że obawy były uzasadnione. Kiedy w 1926 roku musi
tłumaczyć się z własnej twórczości, dodatkowo prosi władze o zwrot
skonfiskowanych dzienników. Ta trauma spowoduje, iż funkcję domowego kronikarza
przejmie we wrześniu 1933 roku Jelena, a sam Bułhakow zmagać się będzie z
nieustającym strachem o to, że zawsze mogą przyjść, przejrzeć, wykraść, zabrać,
odebrać głos…
„Pod butem” to część
bardziej dokumentalna. Pisarz opowiada, w jakich okolicznościach radziecka
opinia publiczna poznała „Białą gwardię” czy „Fatalne jaja”. Dowiadujemy się,
że stale i uporczywie odmawiał zmian we wszystkich tworzonych przez siebie
tekstach; także tych dramaturgicznych. To czas korespondencji z Zamiatinem,
który przecież wybrał w życiu drogę skrajnie różną niż Bułhakow… Czas, w którym
autorowi przyszło się zmagać z oskarżeniami o to, że jest ideologicznym
przestępcą. Kiedy jako dramaturg przejawia chwilową ugodowość sceniczną na to,
co nakazują władze, przestaje być sobą i cierpi w dwójnasób. Chce wyjechać z
ZSRR, jeśli nie może się przysłużyć państwu. Nie wie jeszcze, że pozostanie w
tej państwowej klatce na zawsze. Niewiele wie, niczego nie może być pewien. Już
w 1923 roku pisze: „Szkoda tylko, że nigdy nie mam pewności, czy to, co
napisałem, rzeczywiście jest dobre. Jakbym dostawał paraliżu mózgu i ręki, gdy
muszę opisać to, co tak głęboko i prawdziwie czuję i myślę”.
Jelena i jej zapiski od 1933
wskazują przede wszystkim pogłębiające się trudności – nie tylko natury
finansowej. Bułhakow duchowo umiera. Tworzy kolejne sztuki. „Bieg”, „Don
Kichot” czy „Batum” nie odnoszą sukcesów „Dni Turbinów”, którymi potem władza także
zajęła się odpowiednio. Cierpi duchowo, choć ma wsparcie w żonie. Jelena
opowiada o tym, jak bał się śmierci i samotności, jak brakowało mu wsparcia
mimo tego, że ich mieszkanie było domem otwartym, a życie towarzyskie kwitło
nieraz do białego rana. Co z tego, skoro wciąż atakowany, wodzony za nos,
krytykowany potajemnie i wprost, nigdy nie zrozumiał, dlaczego jego twórczość
tak bardzo jest atakowana. Gorzko o sobie i rodakach: „Jesteśmy dzikim,
ciemnym, nieszczęsnym narodem”. Dzikość, ciemnota i nieszczęsny los Bułhakowa –
z tym zmagała się kochająca go stale i niezmiennie wielką miłością Jelena. Jego
rzeczniczka, która w zależności od czasu i zdarzeń była jego oczami, uszami,
jego sercem i duszą. Oddała mu swe życie, a on oddał je żonie. Umierał w cierpieniach
i rozczarowany wszystkim. „Dziennik Mistrza i Małgorzaty” próbuje ból i niemoc
tej dwójki oddanych sobie ludzi nie tyle umieścić w historycznym i społecznym
kontekście dziewiętnastu ostatnich lat życia Bułhakowa. Ta książka ma być
świadectwem, na jakie nie było stać ani Michaiła ani Jeleny wtedy, gdy o
prawdzie zapomniano. Wtedy, gdy było tak źle, że nawet Szatan byłby przerażony,
gdyby udało mu się pojawić na tej nieludzko wyjałowionej radzieckiej ziemi…
tłum. Margarita Bartosik
Wydawnictwo MUZA, 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz