2013-12-21

"Putter" Aman Payor

Wydawca: Warszawska Firma Wydawnicza

Data wydania: 31 października 2013

Liczba stron: 98

Oprawa: miękka

Cena det: 24 zł

Tytuł recenzji: Pięć niejednoznaczności

To krótka  - prawdopodobnie przez mężczyznę napisana - książka o niemożności wejścia w relacje przy jednoczesnym pragnieniu zagłębiania się w tajemnice namiętnych przeżyć. Homoseksualnych. Tak, w tym momencie znaczna część męskich czytelników przestanie czytać niniejsze omówienie. A sama w sobie konstrukcja opowiadań autora kryjącego się pod pseudonimem Aman Payor jest na tyle intrygująca, że opowiedziane historie nabierają znamion uniwersalnych i wykraczających poza płeć. Ambiwalentne odczucia wzbudza „Putter”, ale na pewno skłania do myślenia. To rozpisana na pięć głosów historia gier, cielesnych transakcji, analiza emocji skrytych gdzieś w ciele; książka, która nie epatuje pornografią, a zanurzona jest całkowicie w efemerycznej erotyce. Dodatkowo opowiada o ludziach, dla których ciało jest mapą poszukiwań; siebie w sobie i inności, dzięki której można lepiej zrozumieć to, kim się jest. Co się czuje i jakim się w tym odczuwaniu staje. Interesujący zbiorek pięciu formalnie dość skomplikowanych tekstów, które bronią się przede wszystkim tym, że potrafią ukazać ulotność fascynacji czymś, co stale jest zagadką, choć wywołuje czytelną namiętność i jeszcze bardziej wyraźniejsze żądze. O czym to tak naprawdę jest?

Nieważne, czy zdarzenia dzieją się we śnie, na planie filmowym, na ulicach Paryża czy na wirtualnym polu golfowym. Ważne są reakcje, jakie zachodzą między bohaterami. I punkty wyjścia do tych reakcji. Co się stanie, kiedy życiowa partnerka o jeden raz za dużo użyje słowa „sofa”? Do czego doprowadzi rozmowa przy rzeźbie hermafrodyty w Luwrze oczekującego na sprawę rozwodową brodacza i prywatnego przewodnika po Paryżu, który boryka się z kolejnym finansowo chudym rokiem swojej egzystencji? Dokąd zabierze nas traumatyczne wspomnienie o żonkilach – zmorze gastarbeiterskiej pracy, która odebrała życiu zmysłowość? Co się wydarzy, kiedy naruszona zostanie relacja między egzotycznym tancerzem a widzem, obserwującym dużo bardziej uważnie niż wszyscy inni?

Aman Payor zaczyna od niejednoznaczności. Od pewnych pęknięć na twardej fakturze życia, jakie nazywamy codziennym. Jego mężczyźni ulegają złudzeniom i poddają się namiętności wynikłej ze zwykłych zbiegów okoliczności, jakich można było uniknąć, ale się nie dało. Seks heteroseksualny, tradycyjne dzielenie się ciałami między mężczyzną a kobietą, zostaje zbanalizowane przez rytuał, przewidywalność, przez fetysze wokół i przez pustkę. Treść kryje się w relacjach dla niektórych z bohaterów zakazanych. Właściwie iskrzą tylko zmysły, bo rozum zasypia i odchodzi wraz z niechcianym wspomnieniem sofy, żonkili, rodziny usiłującej wyswatać na siłę. Payor ukazuje momenty trudne do uchwycenia, kiedy namiętności rodzą się z potrzeby chwili, a ta - niczym nieuzasadniona – prowadzi zwykle to szybkiego zaspokojenia żądzy i do oderwania się od samego siebie w chwilowym szale zapomnienia, z kim i po co się zbliżamy.

Uważam, że najciekawszym opowiadaniem, najbardziej niejednoznacznym ze wszystkich pozbawionych przecież jednoznaczności przekazu, jest „Kurort” – dramatyczna i kameralna opowieść o bliskości seksu i śmierci, o szaleńczym zapętleniu między pożądaniem a pustką życia. Przybywający do Gdańska turysta z Dubaju przygotowuje się do policyjnego przesłuchania świadom, iż jego tajemnicza znajomość z osobnikiem pragnącym pozbawić się życia, będzie skupiać niezdrową uwagę i będzie czymś, z czego konieczne będzie tłumaczenie się. Aman Payor wydaje się pisać tak, jakby żadne tłumaczenie się z własnej twórczości nie było mu potrzebne. To są surowe w gruncie rzeczy zapisy stanów emocjonalnych, jakie rodzą się ze zmysłowości skrytej na co dzień, w tyglu obowiązków, rzeczy do wykonania, słów do powiedzenia, gestów do pokazania. Pokazana jest także dwuznaczność męskich oddziaływań. Nie jesteśmy pewni, czy mamy do czynienia z ocierającymi się o ekscentryzm podszyty pornografią obrazkami z życia, w którym obserwować możemy te jego przejawy, o jakich często wstydliwie się milczy. Stąd też moc tych krótkich narracji – jest w nich jakaś kaleka groza nazywania rzeczy przyziemnych, a jednocześnie wyrafinowany kunszt opowiadania o namiętnościach fatalnych, które – mimo wszystko – przynoszą coś na kształt spełnienia, dają zadowolenie.

Putter to rodzaj kija golfowego, za pomocą którego, blisko dołka, wymierza się tak zwaną „krótką piłkę”, by „zaliczyć” ów dołek. Takie jest metaforyczne wytłumaczenie opisywanych w opowiadaniach relacji międzyludzkich; dość mglisty tekst z okładki książki wikła jej zrozumienie chyba bardziej niż chciałby zawikłać to sam autor. Nie wiemy w gruncie rzeczy, jaką taktykę opowiadania o szybko nawiązywanych i porzucanych relacjach w namiętności, anonimowy autor przyjmuje i stosuje.

To jest pięć tekstów-zagadek w gruncie rzeczy. Tak jak bohaterowie opowiadania „Rue de Babylone” zawierają dżentelmeńską umowę o prawie do obopólnej rozkoszy, tak czytelnik podejmuje się interpretacji opisanych zdarzeń z umownym przekonaniem, iż wszystko jest prawdopodobne, choć osadzone gdzieś jakby na granicy snu i jawy. To proza nasycona erotyką zawłaszczania, korzystania z bliskości i porzucania bez żadnych wyrzutów sumienia. Można potraktować te opowiadania jak gejowskie wynurzenia o niczym, osnute pretensjonalną nutą wyrażania nicości za pomocą przenośni. Można też zastanowić się nad tym, czy nie dane nam jest przypadkiem czytać prozę tak bliską ulotnym namiętnościom, jakie przecież nie proszą się o wyrażenie…

Iskrzy na kartach tej książki. Jest tam jakiś potencjał, jest coś specyficznego. Byłaby to pozycja naprawdę godna polecenia, gdyby wszystko, o czym opowiada, nie było tak nieznośnie wieloznaczne. Bo po przeczytaniu można się podzielić przemyśleniami, co właśnie zrobiłem, ale do końca nie można być pewnym, do jakiego świata, jakich przeżyć i jakich bohaterów tak naprawdę się dotarło. Co gorsza – czy warto było docierać tam, gdzie prawdopodobnie nic poza formalną grą narracyjną na nas nie czeka. A ryzyko takiej konstatacji – mimo wszystkiego, co napisałem powyżej – jest jednak dosyć duże…

Brak komentarzy: