2014-01-17

"Jak się ma twój ból?" Pascal Garnier

Wydawca: Claroscuro

Data wydania: 24 stycznia 2014

Liczba stron: 176

Tłumacz: Gabriela Hałat

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 29 zł

Tytuł recenzji: Między życiem a śmiercią...

Pascal Garnier nie żyje od czterech lat. To jego ostatnia powieść. Edytorska dbałość wydawcy każe po nią sięgać delikatnie; krucha i fascynująca jest forma okładki. Wewnątrz treść, która może nas pogrążyć w stuporze. Pozornie prosta historia, jaka zostaje w świadomości i nie pozwala nam na jej porzucenie. Mówi bowiem o sprawach ostatecznych. O życiu i o śmierci. Każe opowiedzieć się po jednej ze stron - kieruje nasze myśli ku odchodzeniu albo ku witalności. Wszystko inne, gdzieś pomiędzy, jest mało ważne, miałkie, schodzi na dalszy plan i się nie liczy. Życie to powolne gorzknienie, fatalizm i przeświadczenie o rychłym końcu czy może naiwna wiara w szczęście, idiotyczne wręcz przekonanie, że życie to pasmo radości, szans i możliwości? Garnier subtelnie sugeruje, ale musimy mimo wszystko wybrać - żyję ze świadomością bólu istnienia czy żyję bez świadomości, przyjmując każdy kolejny dzień za dobrodziejstwo? Dwuznaczne, niepokojące, niebezpieczne nawet. W czarno-białej tonacji. Groźne. A może po prostu prawdziwe jak wieczne balansowanie między życiem a śmiercią?

Rozpoczyna się od sceny pozorowania samobójstwa. Starszy mężczyzna przymierza się do tego, by udusić się za pomocą skakanki. Nie on podejmuje ostateczną decyzję. Ktoś mu pomoże. Ten, który kocha życie, a staje się zabójcą. Co wydarzyło się wcześniej? Co połączyło Simona Marechalla i młodego Bernarda Ferranda? Dlaczego jeden czeka gotowy na odejście, a drugi mu to odejście umożliwia? Pascal Garnier powoli, uważnie, precyzyjnie doprowadzi nas do tragicznego końca, opowiadając o tym, co zaszło od momentu, w którym ci dwaj mężczyźni po raz pierwszy spojrzeli na siebie.

Simon jest zmęczony życiem. Niewiele już czuje, praktycznie nic. Już na samym początku porównany jest do rzeźby nagrobnej, bo w istocie tlą się w nim tylko resztki życia. Czasu jawiącego mu się teraz jako pustka. Simon bowiem zadaje sobie dramatyczne pytanie: "Pewnego dnia przyszedłem na świat... I co się stało potem?". Francuski pisarz nie zapełni nam tej pustki; otrzymamy jedynie strzępy wspomnień, kilka ciepłych wzruszeń pozostających z Simonem do końca i smutne wizje z przeszłości, które kazały mu się w życiu zająć takim, a nie innym fachem. Marechall likwiduje szkodniki, w specyficzny sposób zajmuje się deratyzacją. Przed nim ostatnie zadanie. Przedtem przypadkowe spotkanie. Z Bernardem - prostodusznym chłopcem z okaleczoną dłonią, który ujmuje Simona swoją życiową nieporadnością, swą jednocześnie wielką siłą do pokonywania z radością każdego kolejnego dnia, bez względu na to, ile smutku może ze sobą nieść. Bernard smutku nie widzi, nie odczuwa go, istnieje gdzieś obok wszelkich mrocznych stron życia, które tak dokładnie zbadał już Simon. Zachwyca się nieskomplikowanym życiem Bernarda. Podejmuje wysiłek poznania go bliżej. Wykorzystania raczej. Ale dla Simona jedno z drugim już dość dawno zlało się w całość...

Bernardowi w dotychczasowym życiu dobrze wychodziło tylko łapanie much i puszczanie kaczek. Jego matka, prosta robotnica, wychowywała go najlepiej, jak umiała. Sama nie umiała żyć, po prostu. Wciąż walczyła o szczęście, ale wiecznie przegrywała. Pozostał jej mało rozgarnięty syn, ruiny sklepu, chroniczny kaszel i butelka negrity. A także żal za wszystkim, co stracone i czego nie można było zaznać. Bernard jest silnie związany z emocjonalnie zaburzoną matką i chociaż relacje są skomplikowane, Ferrand raczej nie czuje ich ciężaru. Poznanie Simona jest dla niego dużym przeżyciem. Starszy mężczyzna to substytut ojca, który porzucił matkę zaraz po urodzeniu się Bernarda. Chłopaka ujmuje szczerość Simona. Nie chce widzieć pod nią tego, jaki nowy znajomy jest naprawdę. Nie chce zrozumieć jego zgorzknienia, jego zamknięcia się w sobie, jego przekonania o życiu zmierzającym do bezwzględnego końca; tego końca, który czasami z różnych powodów trzeba przyspieszyć.

Obu mężczyzn połączy zależność, wbrew pozorom mało skomplikowana. Wspólnie będą coś robić, wspólnie przeżyją kilka zdarzeń, los ześle im przypadkowe kobiety komplikujące plany, ale przede wszystkim obaj będą stanowić byty niezależne i niemożliwe do wzajemnego przeniknięcia. Tym bardziej zastanawiająca jest bliskość między nimi i fakt, iż Simon z powodu Bernarda roni pierwszą od bardzo długiego okresu czasu łzę...

Garnier w prosty sposób wykorzystuje motyw podróży oraz operuje kontrastem w każdym możliwym jego znaczeniu. Wiedzie nas ku zatraceniu, bo musimy - co wcześniej zasygnalizowałem -  jednoznacznie opowiedzieć się za którymś z bohaterów. Poznając ich przeszłość, zaczynamy rozumieć motywacje, ale boleśnie zderzony ze sobą witalizm i pustka budują niewyobrażalnie wielkie napięcie, które towarzyszy do ostatniej strony, podczas gdy czytamy prostą w gruncie rzeczy historię, jakiej koniec dodatkowo już poznaliśmy.

Jak się ma twój ból? Tak podobno pozdrawiają się mieszkańcy jednego z afrykańskich krajów. Tak mogliby witać się Simon i Bernard, gdyby tylko dane im było powitać się ponownie. Cierpienie za życia i boleść tego życia przeżywania wplecione są w każde słowo tej dramatycznej historii. To książka o prawie do życia i do umierania. O okrucieństwie i łagodności. O uczciwości i lojalności jakie stoją gdzieś poza życiem i umieraniem. O postrzeganiu świata i jego przeżywaniu - na dwa, krańcowo różne sposoby. W końcu przewrotna makabreska z tezą, bo przecież wiemy od początku, że Bernard pozbawia życia Simona; kto się tu komu sprzeniewierza i jak to możliwe, że miłujący życie pod każdą postacią Ferrard jest w stanie pomóc komuś innemu się z nim rozstać?

Pascal Garnier operuje dość surowymi środkami wyrazu. Niektóre porównania i symbole wydają się nawet odrobinę pretensjonalne, ale powstaje z tego historia dwuznaczna, emocjonalnie wyczerpująca i taka, że nie da się jej po prostu opuścić. "Jak się ma twój ból?" hipnotyzuje już tytułem; potem poniewiera czytelnikiem i pozostawia go z wieloma znakami zapytania, bo to jedna z książek, które o życiu i człowieku mówią prawdy uniwersalne bez względu na to, jak niewygodne te prawdy miałyby być. Garnier czule pyta o ból. Wyzwala go i nazywa na kilka sposobów. Oddaje do naszych rąk ostatnią opowieść, jaką spisał. Porusza i mocno niepokoi...

Brak komentarzy: