Wydawca: Wielka
Litera
Data wydania: 6 maja 2015
Liczba stron: 304
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Męskie sprawy
Powieść Andrzeja
Saramonowicza trochę przypomina zgrywę, ale przypuszczam, że nią nie jest. To
całkiem serio pisanie o kondycji współczesnej męskości, która zatrzymuje się na
etapie chłopięctwa, a wszystkie działania podporządkowuje wyłącznie normom
społecznym, jakie ma się ochotę jedynie kontestować niczym rezolutny
jedenastolatek - jeden z bohaterów tej powieści. Problem "Chłopców" polega na tym, że przemycają zbyt wiele
truizmów, by wydobyć z nich jakieś twórcze refleksje. Nieznośna jest sentencjonalność
narracji, która w niektórych momentach prawdami objawionymi nazywa oczywistości
znane od zarania dziejów. Andrzej Saramonowicz umieścił swoich bohaterów w
dość hermetycznej przestrzeni relacji opartych na zdradach, seksie i wymienianiu
się partnerami. Kompulsywnie bawią się w miłość dorośli, a ich świadome
wszystkiego dzieci częściowo powielają toksyczne wzorce, a w związku z tym
świat przedstawiony pokazuje równie wiele rozpaczliwych pogoni za czymś
wartościowym i stałym, co scenek rodzajowych z życia dysfunkcyjnych rodzin
sankcjonujących pewne typy zachowań liberalizmem i przekonaniem, że każdemu
wolno błądzić.
Otrzymujemy dwie zazębiające
się narracje - ojca i syna. Jakub jest neurochirurgiem, który w sensie
dosłownym zagląda ludziom do głów, a autor bawi się także znaczeniem przenośnym
tego sformułowania. Czy trafnie, trzeba samemu ocenić. W jego narracji
dostrzegamy najpierw szaleńczą radość z odzyskania wolności po rozwodzie, a
potem już tylko równię pochyłą, jaką są akty seksualne z wszystkimi sąsiadkami
i matkami kolegów jego syna, które mają stanowić bolesną egzemplifikację
wolności zagubionego. Syn Mateusz bardzo uważnie przygląda się ojcu i
początkowo ufa mu bezgranicznie nawet wtedy, gdy zaufanie zawodzi kilka
niefortunnych działań Jakuba. Jedenastolatek przyjaźni się z synem przyjaciela
swego ojca. Niedaleko pada jabłko od
jabłoni. Wszystko zszyte jest jakoś grubymi nićmi i powstaje z tego szereg
zależności do przewidzenia. Jakub cierpi z powodu obcości ojca, do którego już
nie może skierować słów pretensji. Mateusz chciałby z ojcem rozmawiać inaczej i
o wielu swoich problemach mu opowiedzieć, ale widzi to szaleńcze miotanie się
między aktami seksualnymi, pracą a mało wyszukanymi rozrywkami służącymi ucieczce
od rzeczywistości. Saramonowicz stawia pytanie o to, kto w tym układzie
jest dla drugiego prawdziwym mężczyzną i jak wiele cech samca można
odziedziczyć, a ile wykształcić przez kontestację zachowań starego.
Rozwody i romanse stanowią
prawie całą treść świata pewnej dzielnicy, w której kolejne małżeństwa się
rozstają na oczach dzieci, coraz mniej zdumionych, bo tradycyjny dom i rodzina
stają się czymś na kształt czułego archaizmu, gdy rodzice dążą do spełniania
się w roli stale poszukujących. Jakub poszukuje własnej tożsamości. Seksualność
jest dla niego sferą uciekania od odpowiedzialności za bycie sobą. A trzeba być
innym niż ojciec, lepszym od niego. Kobiety nadziewające się na jego penisa
rekompensują sobie tym pustkę w takim samym stopniu, w jakim Jakub zwalnia się
z odpowiedzialnego życia na rzecz męskich rozrywek, które mu się przecież
należą. A obok chłopiec, który wcale nie jest niewinny, za to dużo bardziej
świadomy pewnych problemów niż jego ojciec. Mateusz jest mocny w gębie i nie tylko. Nadmiar wulgaryzmów, które po
pewnym czasie po prostu niszczą jako taką przyjemność lektury, nie jest w żaden
sposób usankcjonowany, choć to w takim języku ma się też ujawniać i
przekształcać męskość poszukująca. Największy problem Mateusza to
niemożność poczucia czegoś stałego w rozpadających się relacjach między
rodzicami. Sam zaczyna poszukiwania, chce być męski po swojemu, chce zdobywać,
mieć, kochać i szanować na własnych zasadach. Mimo całego relatywizmu moralnego
wokół, gdzie dorośli kopulują, upijają się, przeklinają i w gruncie rzeczy
odstawiają swoje dzieci gdzieś na boczny tor.
Andrzej
Saramonowicz w mało odkrywczy sposób opowiada o dwóch historiach osamotnienia i
dwóch rodzajach męskości, dla których wspólnym mianownikiem będą pragnienia i
potrzeby koncentrujące się wokół kobiet, piłki nożnej, chropowatej nieco
przyjaźni oraz dzielności na co dzień, którą podkreśla żołnierska nomenklatura -
w założeniu mająca prawdopodobnie ubarwiać komicznie narrację powieści. Nad
wyraz dojrzali chłopcy kryją w sobie wady własnych ojców. Próbują rozpaczliwie
nie powielać ich błędów, ale co rusz stawiani są w sytuacjach, w których muszą
postąpić jak tata. Wszyscy - młodsi i starsi - poszukują odmiany i męczą się w
swym konformizmie, bo nie mają odwagi wyjść gdzieś poza główny nurt życia.
Chłopcy Saramonowicza tworzą rytuały, którymi obwarowane są ich specyficzne
relacje. Tkwią w opozycji do świata kobiet tak namiętnie w swym egoizmie
deklinujących zaimki osobowe, ale jednocześnie budują wciąż na nowo mury
własnego świata. Muszą poczuć się bezpiecznie, a osiągną to tylko dzięki
podejmowaniu wyzwań. Męskość w tej
prozie nie jest męskością w kryzysie. Ona znajduje się w stanie permanentnego
pobudzenia i wiecznej niepewności. Ani Jakub, ani Mateusz nie są w pewnym
momencie świadomi tego, jak bardzo uciekają od swoich potrzeb. Prowadzenie ich
ku odkryciu tego, co zasłaniają przed samymi sobą, czyni z "Chłopców"
narrację o dość przewidywalnym charakterze, bo finał męskiej walki o swoje
rozczarowuje niepotrzebnym przecież dydaktycznym tonem oraz rozwiązaniem, które
czyni z tej powieści taką bajkę z pięknie uwypuklonym morałem i sugestią, że
wszystko się ułoży.
Można się przy
"Chłopcach" pośmiać, można trochę podumać, zniesmaczenie także może
się przydarzyć, ale nie bądźmy pruderyjni czy konserwatywni - ta opowieść ma
pokazywać, jak bardzo się gubimy w świecie złudnej wolności i jak często,
paradoksalnie, chcemy przywrócić życiu porządek, od którego uciekliśmy. Proza Saramonowicza jest trochę groteskowa,
trochę patetyczna. Autor nie może się zdecydować, w jakiej konwencji
przedstawić nam problemy bohaterów. To bardzo czytelna opowieść o ludziach,
którzy chcieliby być królami życia, ale utrudnia im to wieczne udawanie
szczęścia - tego prawdziwego przecież nie mogą dosięgnąć. "Chłopcy"
zarysowują problemy i kreślą tezy, które w żadnej mierze nie są nowe ani
twórcze. To kolejna opowieść o niemożności bycia dorosłym naprawdę i o
dzieciństwie, do którego wkrada się zbyt wiele goryczy ze świata tych, co
uważają się za odpowiedzialnych opiekunów, sami potrzebując takowych. Nihil
novi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz