Wydawca: W.A.B
Data wydania: 24 czerwca 2015
Liczba stron: 526
Tłumacz: Iwona Zimnicka
Oprawa: miękka
Cena det.: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Ku przestrodze...
Åsne
Seierstad - dziennikarka od lat
zajmująca się ważnymi problemami świata - stanęła przed zadaniem bardzo
trudnym, zapewne angażującym w specyficzny sposób i szalenie bolesnym. Po
dramacie 22 lipca 2011 roku trzeba było napisać książkę o Norwegii. O swojej
ojczyźnie naznaczonej zbrodnią. Oddać ducha przerażenia przemocą na tle
politycznym, opisać dramaty zabitych, norweski lęk i solidarność oraz wgłębić
się w życie społeczne, przyjrzeć się różnorodności, kreśląc ramy zmian w
Norwegii od lat powojennych po obecne, by dosadnie zadać pytanie o to, dlaczego
stało się to, co się stało, i kto za to odpowiada. To nie jest opowieść o
Breiviku Andresie i na pewno nie jest to książka w jakikolwiek sposób stawiająca
tę postać na piedestale. Przeciwnie. Seierstad napisała ją przede wszystkim w
hołdzie ofiarom napaści. Z ogromną szczegółowością odtworzyła fakty - zarówno
te z życia zabójcy, jak i jego późniejszych ofiar. Prześledziła zmiany
norweskiej polityki, zwłaszcza dotyczącej imigrantów, nakreśliła tło społeczne,
weszła głębiej w szeregi Partii Pracy i sugestywnie opisała czas, kiedy scenariusz
narodowej tragedii zalągł się i formował w umyśle tego, który na sali sądowej
zdecydowanie zaprzeczył jakiemukolwiek odrzuceniu. A to z niego, z obojętności
i nieumiejętności wyjścia naprzeciw izolacji, zrodziła się trauma i późniejsze
śmierci. Breivik to nie napiętnowany psychopata. To jeden z Norwegów. Doskonały
tytuł prowokuje i przeraża. Zło, które ujawniło się 22 lipca, narodziło się tak
naprawdę dużo wcześniej. Nikt nie chciał zwrócić na nie uwagi. Dziś każdy stara
się żyć normalnie. Tak jak normalnie żyli wszyscy, wśród których zabójca czuł
się coraz bardziej wyobcowany. Ta narracja zmusza do pamiętania, do rozważenia
norweskiej kondycji obywatelskiej i kondycji rządu w kraju, który nie potrafił
szybko i skutecznie zareagować na terror, bo nigdy nie sądził, że stanie się
jego ofiarą...
Anders Breivik od początku był
niechcianym dzieckiem. Åsne Seierstad skupia się na dzieciństwie i dorastaniu
niezwykle problematycznego chłopca, który tak naprawdę cały czas tkwił we
własnym, alternatywnym świecie.
Labilna emocjonalnie matka na przemian tuliła i odpychała. Breivik zmuszony był
do konfrontacji z mroczną stroną jej natury. Potem, być może w charakterze
zadośćuczynienia, przyjęła z powrotem pod swój dach biednego chłopca, któremu
trzeba było dać odrobinę czułości. Tyle tylko, że ten chłopiec już jej wtedy
nie potrzebował, hartował się latami na polu wirtualnej gry i budował
filozofię, dzięki której chciał w przyszłości wstrząsnąć posadami Norwegii.
W narracji Seierstad wyraźnie
widzimy, w jaki sposób Anders Breivik zapierał się samego siebie z przeszłości,
zacierał ślady po sobie, uniemożliwiał innym kontakt ze sobą z czasu przeszłego,
a wszelkie możliwe formy odrzucenia rekompensował kolejną szaloną aktywnością. Można zadać sobie pytanie, czy jego kroki
skierowałyby się w lipcu 2011 roku na Utøyę, gdyby opieka społeczna jednak
odebrała go matce, urząd nie umył rąk w sprawach karnych z młodzieńczego okresu
fascynacji graffiti, a ojciec zwyczajnie zaakceptował, nie zmuszając do
bolesnego dystansu i nie czyniąc pustki, rekompensowanej przez Breivika przez
całe życie. Gdyby nie był tak okrutnie poddawany ostracyzmowi za swą inność.
Odepchnął go ojciec, odsuwali się od niego szkolni koledzy, nawet na pewnym
etapie współgracze internetowi. A w opozycji do zła tego świata kwitł plan.
Zamysł szaleńca, który był początkowo zafascynowany coraz liczniej obecną w
Norwegii imigracją, gdy widział jej niepoprawną politycznie siłę i czerpał moc
z działań imigranckich gangów ulicznych. Ta sama imigracja wraz z ideą państwa
opiekuńczego, coraz bardziej sfeminizowanego i liberalnego, państwa
zezwalającego na utratę tak ważnego przed laty konserwatyzmu, kazała mu
wystąpić z manifestem. Zareagować. Dokonać eksterminacji tych, którzy
doprowadzili Norwegię do przerażającego stanu. Bez empatii. Bez wzruszeń.
Metodycznie, krok po kroku, wszystko poprzedzone planem...
Nie biografia Andersa Breivika
jest w książce Seierstad najważniejsza. Bohaterami pierwszego planu są młodzi
norwescy aktywiści Partii Pracy, którzy zmuszeni będą skonfrontować się z
szaleńcem na wyspie Utøya. Ich
życiorysy. Chłopcy z północy kraju, dla których życie dopiero się zaczynało,
i dwie Kurdyjki, które uciekły z ojczyzny przed piekłem wojny i zamętu. Åsne
Seierstad pokazuje młodą Norwegię symbolizowaną przez inteligentnych ludzi z
ogromnym apetytem na życie. Bano, imigrantka, dokłada wszelkich starań, by stać
się taką, jak wszyscy wokół. Jej rodzina to jedna z tysięcy, dla których
poszanowanie norweskiego ładu i dostosowanie się do niego są priorytetem, bo
potem można w nowej ojczyźnie żyć naprawdę. Planujący zamach i zabójstwa nie
wie nic o tych, którym przerwie linię życia. Oni to życie celebrują i szanują.
On zamyka się w sobie, oddala od ludzi, konstytuuje nową tożsamość, roi plany i
rośnie w nim przekonanie, że ma do wykonania misję dziejową.
A
sama Norwegia w tle? Prawością zwycięża przemoc. Ważne historycznie momenty, polityczna
sytuacja w kraju łączą się z opisywanymi biografiami. Na fali euforii igrzysk
olimpijskich w Lillehammer słyszymy słowa, że być w czymś dobrym to typowo
norweskie. Jednocześnie pojawia się fantazja o tym, że ludzkie działanie i
postępowanie jest tak samo nieprzewidywalne jak zorza polarna, którą mogą tak
często podziwiać wraz z rodzinami chłopcy z północy kraju. Norwegia po
zamachach i morderstwach - odtworzonych w tej publikacji z chirurgiczną wręcz
precyzją, minuta po minucie - na nienawiść odpowiada miłością, na przemoc
zjednoczeniem. Norwegia da możliwość obrony i sprawiedliwego procesu.
Pozostanie otwarta, tolerancyjna, choć Breivik nazwałby ją uległą. Musi
zmierzyć się także z traumą szeregu nietrafionych decyzji, w wyniku których po
eksplozji bomby w stolicy zabójca miał czas i możliwości, by uśmiercać kolejne
ofiary na oddalonej blisko 40 km od Oslo wyspie. Bo Åsne Seierstad wypunktuje
wszystkie słabości, niedociągnięcia, opisze chaos i brak koordynacji z 22 lipca.
Gdyby nie one, młodzi ludzie mogliby ocaleć. Może przynajmniej część z nich...
Książka
o przynależności i wspólnocie - tak ją określa autorka w zakończeniu. Obrazuje
losy czarnej owcy, jednostki niedopasowanej do wspólnoty, ale też przez tę
wspólnotę odrzuconej. Po drugiej stronie ci wszyscy, którzy chcieli swoje życie
podporządkować temu, by pomagać innym, zmieniać kraj.
Także imigranci, których problemowi Åsne
Seierstad poświęca sporo miejsca, ale przede wszystkim dlatego, że oddaje ducha
myślenia szaleńca oraz - kontrastowo - codzienność rodziny Rashidów. Myślę, że to
opowieść o narodowej sile, o sile nie tyle poprawności politycznej, ile
otwartości i demokracji. O kraju, który zaskakuje zagraniczną opinię publiczną,
gdy na sali sądowej prokuratorzy i obrońcy ściskają na powitanie dłoń szaleńca.
Tym, że otrzymał od organów sprawiedliwości praktycznie to, co chciał i że
uczyniono go oskarżonym traktowanym podmiotowo.
"Jeden
z nas. Opowieść o Norwegii" to przede wszystkim próba podmiotowego zaprezentowania
ofiar. Tak jak na sali sądowej, tak w narracji położony jest nacisk na to, by
ukazać ofiary zła, nadając im imiona, określając życiorysy. To także książka
o tym, że można błądzić w ideologicznej mgle, ale w Norwegii można także, a
nawet trzeba, żyć uczciwie i szanować wolność oraz demokrację. Norwegowie
wybrali miłość i stonowany spokój zamiast nienawiści i zemsty. Nie wszyscy -
jak nie wszyscy potępili czyny Breivika, chłonąc jego ideologiczne tłumaczenia
się z przemocy. Seierstad napisała jednak historię kraju, który być może pewne
kwestie zaniedbał, a pewnym ludziom nie stworzył warunków do rozwoju, ale kraju
przede wszystkim podnoszącego się po traumie. Tej zarysowanej wieloaspektowo, z
niezwykłą czułością i ogromną empatią, jakiej zawsze brakowało zabójcy z 22
lipca 2011. Ta data na zawsze pozostanie w pamięci jako przestroga na różnych
płaszczyznach. Także o wieloznaczności słowa "przestroga" jest ta
poruszająca do głębi książka.
2 komentarze:
Z ogromną chęcią przeczytam tę książkę. Pamiętam, jak w jednym z numerów "Czasu Kultury" poruszana była podobna tematyka. Artykuł wychodził od tragedii z Breivikiem w roli głównej, lecz poruszał o wiele szersze zagadnienia, związane nawet ogólnie mentalnością Norwegów. Takie rozbudowanie treści w formie książki wygląda wielce interesująco, a poza tym okładka już dawno mnie do siebie przyciąga zza wystawowych okien księgarni.
Książka warta przeczytania i refleksji. Czyta się ją jednym tchem , pomimo że opisane mimuta po minucie masowe morderstwo może wstrząsnąć.
Prześlij komentarz