2015-10-26

"W imię dziecka" Ian McEwan

Wydawca: Albatros A. Kuryłowicz

Data wydania: 7 października 2015

Liczba stron: 256

Tłumacz: Anna Jęczmyk

Oprawa: twarda

Cena det.: 32 zł

Tytuł recenzji: Ważne decyzje

Ian McEwan już w "Marzycielu" opowiadał o trudnej konfrontacji z dorosłością. W najnowszej książce snuje fantazje na temat odpowiedzialności człowieka za swój los w tej magicznej chwili ukończenia właściwego wieku. Ale to przede wszystkim powieść o zderzeniu młodzieńczego idealizmu z pragmatyzmem i niezależnością. McEwan zestawia ze sobą cierpiącego na białaczkę chłopca i wiekową panią sędzię, która musi podjąć decyzję o jego dalszym życiu lub niebycie. "W imię dziecka" ukazuje dramaty w sposób bardzo stonowany. Jest kameralnie, ale proza ta przesycona została skrywanymi emocjami. Podobnie jak muzycznymi dźwiękami, bo to właśnie muzyka odegra w tej książce kluczową rolę. Otrzymujemy głęboko symboliczną opowieść o ratunku i zgubie. O pewnym niebezpiecznym rodzaju bliskości i jego konsekwencjach. O tym, że określenie "umrzeć za wiarę" nie jest dzisiaj tylko niebezpiecznym anachronizmem. O relacji, w której znaczenie będą miały sumienie i moralność, ale także o tym, co się dzieje, kiedy wiara i ufność w drugiego człowieka zaczynają szwankować.

Fiona Maye jest doświadczonym sędzią. Wierna przepisom prawa rodzinnego, egzekwuje je bez większych wahań, bo rozumie, że ma dobrą intuicję oraz wie, że od prowadzonych spraw trzeba się dystansować. Środowisko prawnicze bardzo ją ceni - jej precyzję, zasadniczość, pewien rodzaj pedantyzmu. Fiona bez wahania orzeka na sali sądowej. Zajmuje się sądem prawa, a nie moralności, co podkreśla w jednym ze swoich uzasadnień. Okaże się jednak, że stanie naprzeciw dylematu, którego pozornie sprawne rozstrzygnięcie przyniesie szereg zaskakujących Fionę konsekwencji. McEwan zmusi bohaterkę do konfrontacji z własnym wnętrzem. Z uczuciami, dla których nie znajduje czasu na co dzień, i z namiętnościami nie tyle zgubnymi, ile całkowicie obcymi dobiegającej sześćdziesiątki kobiecie, która przez całe życie kierowała się logiką i rozumem, budując dystans wobec świata.

Małżeństwo Fiony przeżywa kryzys. Mąż oświadcza, że chce przed śmiercią przeżyć romans dający mu zaspokojenie potrzeb, o których istnieniu żona zapomniała. Tymczasem ona sama przyjmuje jego decyzję i opuszczenie domu z zaskakującym spokojem. Wrzucona w wir obowiązków, nie analizuje pobudek męża i nie chce bliżej przyjrzeć się temu, dlaczego Jack decyduje się na tak odważny, w gruncie rzeczy desperacki krok, który może kosztować go bardzo wiele. Autor buduje symultanicznie dwie dramatyczne sytuacje. Z jednej strony - wahania i wątpliwości Fiony, która pozostaje sama ze swoimi przeżyciami i nieokreślonym bliżej poczuciem pustki wraz z przegraną. Z drugiej natomiast - narastające napięcie w związku z nową sprawą, w której trzeba działać szybko i gdzie liczy się ludzkie życie. Takie, któremu sędzina przyjrzy się z bliska, bo spojrzy w twarz chłopcu odmawiającemu transfuzji krwi i tym samym pogodzonemu z rychłą śmiercią.

Motyw oporu świadka Jehowy wobec przetaczania płynu ustrojowego wykorzystał przed rokiem Daniel Grou w swym przejmującym filmie "Cud" z zaskakująco inną rolą Xaviera Dolana. Religijny opór przed medycznym zabiegiem także u McEwana staje się źródłem egzystencjalnego niepokoju, rodzi dodatkową frustrację i wzmaga boleść. Rodzice umierającego Adama z całym przekonaniem są gotowi poświęcić życie dziecka w imię religijnego nakazu. On sam znajduje się w orbicie ich wpływów, ale zaskakująco dojrzale interpretuje nie tylko to, co na temat transfuzji mówi jego religia. Fiona Maye podejmuje decyzję o spotkaniu z chłopcem. Nie spodziewa się, że ta konfrontacja znacznie zaważy na tym, jaki wyda wyrok. Z jednej strony Adam w świetle prawa nadal jest dzieckiem i jego zdolność oceny sytuacji może być zaburzona, można ingerować w jego sprzeciw wobec medycyny. Druga strona jest dużo bardziej mroczna - tego samego Adama ledwie kilka miesięcy dzieli od metrykalnej dorosłości i podjęcie za niego decyzji zdaje się czymś, co przerasta sędziego. Fiona jednak podejmuje decyzję. Po spotkaniu z chłopcem wygłasza wyrok - jak zawsze przemyślany, podparty logicznymi argumentami, zaprezentowany bez emocji i z przekonaniem o tym, że oto padają słuszne słowa.

"W imię dziecka" to książka o rodzących się wątpliwościach, ale także o wspomnianej we wstępie konfrontacji. Decyzja, jaką podejmuje Fiona, jest nieodwołalna. Wcześniej McEwan stara się zwrócić naszą uwagę na problem możliwości wyboru. Wraz ze swoimi bohaterami rozmyśla nad jego sensem i statusem oraz nad siłą sprawczą decyzji, od której nie ma już odwrotu. To świetna książka o perspektywie widzenia spraw i rzeczy. Doskonała jest pierwsza scena, w której dowiadujemy się, co Fiona z taką wyrazistością i pewnością widzi w swoim salonie. Okazuje się, że jej spojrzenie na światopogląd, emocje i przeżycia drugiej osoby będzie się znacznie różnić od spoglądania na sprzęty, których pewności nikt jej nie odbierze. Tymczasem - w tle, a może na pierwszym planie - rozgrywa się dramat małżonków. Fiona Maye zmuszona jest do konfrontacji z zaskakującą decyzją męża. Ich drogi się rozchodzą  w momencie, w którym sędzina zbliża się z młodym Adamem. Nikt nie jest w stanie przewidzieć konsekwencji odejścia Jacka. Tak jak nikt nie przewidzi, co będzie nieść ze sobą decyzja Fiony w sprawie życia Adama.

Teatralizacja scen sądowych idzie w parze z impresjonistycznym wręcz oddawaniem ulotności wrażeń, które kryją się w sferze niedopowiedzeń. Fiona nie jest w stanie opowiedzieć o tym, co czuje, ani umierającemu Adamowi, ani decydującemu się na desperacki krok Jackowi. Jednocześnie zmuszona będzie ponieść konsekwencje tego, co sama postanowi. Kogo porzuci, a kogo przygarnie? Który z mężczyzn - będący u jej boku od lat czy nowo poznany, czarujący wrażliwością i charyzmą młodzieniec - w przeciągu kilku dni, a potem drażliwych tygodni zdeterminuje myśli i działania kobiety? Który odejdzie, który powróci?...

McEwan fantazjuje na temat roli kobiety osamotnionej. Takiej, która osiągnęła sukces i dobrobyt, ale zabrakło jej czasu na macierzyństwo czy dbanie o fizyczną bliskość w małżeństwie. Fiona znajduje się w sytuacji dramatycznego rozdarcia. Podwójnego i tym bardziej przejmującego. Autor "Betonowego ogrodu" każe spojrzeć sobie w twarz wtedy, kiedy stajemy w osłupieniu i zaskoczeniu tym, jak wielki mamy wpływ na otaczających ludzi i jak bardzo nie jesteśmy tego wpływu świadomi. To mądra opowieść o przywiązaniu do życia, zasad i do porządku. Historia destrukcji dwóch ostatnich i niepokojącego emocjonalnego chaosu, z którego wyłonić się może zupełnie inna osoba. Nowa Fiona. Nowy Adam. Być może także nowy Jack. W orbicie wpływów tej trójki autor umieszcza nas bardzo dyskretnie, ale jednocześnie silnie odciska ślad, bo tkwimy w bolesnym centrum dwuznacznego dramatu. Obserwujemy, jak przemyślane decyzje rodzą zupełnie nieprzewidywalne konsekwencje. Przyglądamy się pękaniu skorupy przyzwyczajeń i wkraczamy do świata bolesnych przeżyć, z którymi zwykle nikomu nie jest po drodze. Subtelna i wstrząsająca opowieść, w której dochodzi do prawdziwych ludzkich spotkań. Także do rozstań. Wszystko zarysowane sugestywną kreską. "W imię dziecka" to książka poruszająca do głębi - o nowym życiu, nowych perspektywach, o niezwykłych zaskoczeniach. Bo nigdy nie wiemy o sobie tyle, by być czegokolwiek do końca pewni.

  KUP KSIĄŻKĘ

Brak komentarzy: