Wydawca: Czarne
Data wydania: 7 października 2015
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda lakierowana
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Polskie piekło...
Autor "Lepperiady" już przed dwoma laty udowodnił, że stać go na reportaż, który jest
bezkompromisowy, trudny do zaakceptowania, śmiały i jednocześnie przyciągający
uwagę. Nie inaczej jest z książką "Białystok. Biała siła, czarna
pamięć". To rzecz o mieście na Podlasiu, które wymazuje pamięć. O mieście,
w którym żyła kiedyś żydowska diaspora, a gdzie dzisiaj skrzętnie wypiera się
jej istnienie. To opowieść o miejscu, gdzie deprecjonuje się dokonania Ludwika
Zamenhofa, który obserwował białostocki rynek w XIX wieku, snując marzenia o
stworzeniu narzędzia dającego możliwość pełnego porozumienia - ponad
podziałami, kulturami i religiami. Ale to także książka o polskiej mentalności,
ksenofobii Polaków i tak licznie nagromadzonych uprzedzeniach, że chwilami nie
da się tego czytać dalej, bo poraża nasileniem absurdu, gniewu, zawiści,
uprzedzeń i przede wszystkim nienawiści do tego, co inne. Kącki nie napisał książki o Białymstoku. On pokusił się o okrutną
diagnozę polskich uprzedzeń i pseudomitów, pokazał mroczną stronę katolicyzmu,
umieścił czytelników w centrum tego, co może być w Polakach najgorsze. Oddał
nam do rąk opowieść o Podlasiu, z której wyczytać można historie innych miast i
regionów. "Białystok" to książka o śladach po zgodzie i o
stygmatach konfliktów. O tym, że Polacy muszą mieć - jak tytułowe miasto -
ogromne problemy z własną tożsamością, skoro wykazują się taką dozą agresji i
nietolerancji wobec wszelkich przejawów inności.
Marcin Kącki objeżdża także
okolice Białegostoku. Jest w Łapach, Sokółce, w Hajnówce i Jedwabnem. Wydobywa
stamtąd opowieści, które są równie mroczne co te białostockie i dodatkowo
komplikują odbiór reportażu - bardzo niejednoznacznego przecież, z kilkoma
tematami przewodnimi, z kilkunastoma zasygnalizowanymi tezami. Wszędzie na
prowincji czają się strach i uprzedzenia. O wielu sprawach lepiej nie mówić,
wiele należy zapomnieć, sporo jest obojętności i nad wyraz wiele uwielbienia
dla religijnych fetyszy. To nakreśla obraz Podlasia, którego nie chce się
zachowywać w pamięci. A jednak region, w
którym dawniej kwitła wielokulturowość, i miejsce, gdzie każda różnorodność
umożliwiała dodatkowy rozwój społeczności, nie pochyla się nad swoją historią z
uwagą. Co więcej - pisze ją na nowo, w bardzo dramatycznej formie.
Zaszczepia poczucie zagrożenia i pozwala Polakom toczyć ich prywatne wojenki o
polskość, które przeradzają się w przerażający spektakl wszelkiego rodzaju
uprzedzeń.
Kącki chce je zrozumieć,
nakreślić ich genezę, wskazać zachodzące między nimi zależności. Uważnie słucha
swoich rozmówców, dokładnie notuje ich opowieści. Penetruje wszystkie newralgiczne sfery życia
Białegostoku. Stara się oddać trudne do opisania nastroje i naprawdę zrozumieć,
co zaszło w mentalności ludzi przez nieco ponad wiek, że dzisiaj duszą się w
swym światku pełnym lęku, wypierają podpowiedzi zdrowego rozsądku, zapierają
się swojej historii i histerycznie stoją na straży religijności jako oręża do
walki ze wszystkim, co inne, nieznane, niepolskie, niepochodzące stąd. Reportaż Kąckiego stara się odpowiedzieć na
pytanie o to, skąd wzięło się tyle nienawiści w mieście, które kiedyś uchodziło
za tolerancyjne i szanujące każdego obywatela. Autor wdziera się w
przeszłość zapisaną w aktach czy dziennikach. Ukazuje, w jak demoniczny sposób
jest ona dzisiaj interpretowana. Nakreśla nieudolność i groteskowość organów
ścigania, które walczą z wiatrakami, a agresywne przejawy antysemityzmu i
ksenofobii wciąż znaczą Białystok bardziej niż niejedno doświadczenie obu wojen
światowych.
Tak, miasto najpierw
doświadczyło destrukcyjnej siły niemieckiego ognia, potem rosyjskich bomb, ale
najgorsza w tym wszystkim jest polska niepamięć. W Łapach stale ukrywa się
pewna kobieta. Niegdyś dziewczyna pochodzenia żydowskiego, którą uratowano
przed wywózką do obozu, i jej obecność miejscowi katolicy sankcjonują jako
dowód ich dobroci serca i tolerancji dla inności. W Białymstoku nie ma już
często miejsca na dobroć i szacunek. Są malowane na murach i pomnikach
swastyki, są agresywne zachowania ludzi różnego wieku, statusu społecznego oraz
wykształcenia. Wciąż czai się gdzieś ten ksenofobiczny demon, który raz za
razem ukazuje nową twarz, zdaje się wypełzać z innego miejsca. Kącki opisuje
groteskowe miejscowe przepychanki o symbole pamięci i o nazewnictwo miejsc, z
których usuwane są ślady po żydowskich mieszkańcach oraz wszelkie inne, dające
dowód tego, że Białystok kiedyś był inny, niż ma być dzisiaj. Dziś są określone
grupy ludzi, którym ciężko jest żyć w mieście i którym współmieszkańcy
przypomną, że nie mogą czuć się swobodnie. Jest też wiele newralgicznych
kwestii, z którymi władza i mieszkańcy nie mogą sobie poradzić. To tak jakby
pisano na nowo definicje i wykłócano się o oczywistość już istniejących. To nie
tylko gniew grafficiarzy i niepokój przyjezdnych. To przede wszystkim ogromna
siła nietolerancji, pod którą kryją się narodowi działacze i szumne hasła
wykorzystywane w wykoślawionej wersji przez ludzi powtarzających to, co
usłyszeli od innych.
Marcin
Kącki rozmawia nie tylko z tymi, którzy śmiało prezentują swoje poglądy.
Zarysowuje również dramat tych ukrytych życiorysów, dla których niepewność i
różnorodne formy mimikry to wyraźne stygmaty codziennego życia. Bo
w Białymstoku z jednej strony strach powiedzieć, co się naprawdę myśli, z
drugiej jednak - ginie się w tym mrocznym kształcie niedopowiedzeń, kiedy
trzeba się dopasować, by mieć spokój i nie wyróżniać się zanadto. W tym
znaczeniu jest to reportaż o strachu i zachowawczości. Także o ludziach
odważnych i krewkich, którym strach i zachowawczość innych są bardzo na rękę.
Myślę, że opowieść o Białymstoku to historia,
która mocno uderza w nas, Polaków. Punktuje uprzedzenia i wskazuje, do czego
mogą prowadzić. Pokazuje, że wielu nie uczy się na błędach i zbyt wielu nie jest w
stanie mentalnie spotkać się z czymś innym niż to, co tradycyjnie polskie, a
często dramatycznie przerysowane. Kącki zadaje pytania o to, skąd bierze się
polska ksenofobia i w jaki sposób rasizm przechodzi na kolejne pokolenia.
Ukazuje jednocześnie heroizm walki o ważne ślady pamięci. Te, które mają
świadczyć o mieście różnorodności, gdzie Zamenhof rozmyślał o stworzeniu
narzędzia porozumienia. Stworzył esperanto. Tuż obok niego powstało także
piekło na ziemi. Miasto gotujące się w złości i uprzedzeniach. Białystok jest w
każdym miejscu Polski. Wszędzie jednak możemy go zmieniać.
1 komentarz:
Są nawet Łapy? To tym bardziej sprawia, że chcę i MUSZĘ przeczytać tę książkę, bo jestem rodowitą Łapianką. Z jednej strony ta pozycja bardzo intryguje, ale z drugiej boję się, bo wygląda na to, że autor porządnie nas... zjechał. ;-) Tak jak wszędzie, tak i u nas - są ludzie nietolerancyjni i nienawidzący wszystkich "innych", a także tacy, którzy nie mają takich problemów...
Prześlij komentarz