2016-06-18

"Biała Rika" Magdalena Parys

Wydawca: Znak

Data wydania: 1 czerwca 2016

Liczba stron: 304

Oprawa: twarda

Cena det.: 37,90 zł

Tytuł recenzji: Jesteśmy pamięcią

Najnowsza powieść Magdaleny Parys to dowód na to, że literatura nie wydobywa się z pisarza samoistnie, że potrzebne czasem są bodźce, sugestywne nakłonienie, impuls od kogoś z zewnątrz. „Biała Rika” – jak to zdradza autorka w zakończeniu – powstała w dużej mierze dzięki namowom innych. Być może z opowieści, zbieraniny faktów, z konfabulacji i z domysłów. To formalnie dość odważny projekt, bo dynamiczna konstrukcja książki opiera się na licznych wtrętach, wstawkach, niechronologicznych wspomnieniach, na zapisie emocji i uczuć oraz na przeskokach czasowych, wciąż gdzieś na marginesach życia, wciąż wokół faktów interpretowanych w różny sposób.

„Biała Rika” nie jest powieścią uporządkowaną i nie opowiada historii w sposób linearny. Wciąż jednak zmierza ku określonemu końcowi, wychodząc z równie wyraźnego początku. Narracja Parys, inspirowana osobistymi doświadczeniami i złożonym losem własnej rodziny, wymyka się kategoriom i nie chce być zaszufladkowana jako powieść danego rodzaju. Bazą są wspomnienia, filarami fakty. Wokół nich sporo interpretowanych na nowo zdarzeń, sporo wspomnień ludzi mówiących i zachowujących się być może inaczej niż w opisie. To sentymentalna topografia Szczecina, Gdańska, Berlina oraz ludzi, którzy ukazują dzieje rodziny w zaskakujący sposób. Babka narratorki wyjeżdża z Niemiec do Polski i po latach słyszy, że nie może już być Niemką. Dagmara – snująca opowieści i wciąż na nowo przypominająca sobie wszystko – opuszcza Polskę, by zamieszkać w Niemczech. To historia ludzkiej migracji i bliskości oraz niezwykle barwna wycieczka w przeszłość. Bolesna i dowcipna, ale przede wszystkim trudna na kilka możliwych sposobów. Biała Rika” to opowieść o pamięci i jej ułomności. O zapamiętaniu i patologicznym chwilami drążeniu przeszłości, by wydobyć z niej to, co oparło się pamięci. Książka bardzo osobista, trudna w odbiorze, ale jednocześnie sugestywnie kreśląca uniwersalną wręcz opowieść o ludzkiej tożsamości. Jesteśmy bowiem tym, co sobie przypomnimy. A rzadko o tym pamiętamy.

Już na samym początku widzimy tę autorską zadziorność i przekonanie, że stworzenie „Białej Riki” będzie nie lada wyzwaniem. Nie chce mi się dzwonić i szukać, i pytać. W ogóle mogę pisać, co chcę, i wymyślać, co chcę, i nie będę niczego sprawdzać. Nie i koniec”. Wcale nie koniec. Zaczyna się pełna ekspresji podróż w głąb samej siebie. Tej, która dorasta w mrocznych czasach stanu wojennego i potem w początkowo obcym sobie kraju. Dagmara jest w tej książce postacią z jednej strony zagubioną, z drugiej jednak – najbardziej konsekwentną w rodzinie, jeśli chodzi o przypominanie sobie zdarzeń. Ważnych lub mniej istotnych, ale na pewno mających wpływ na to, jak ukształtowała się jej rodzina. Drzewa genealogiczne ze swoimi stałymi modyfikacjami pokazują trud, z jakim narratorka gromadzi informacje o złożonych oddziaływaniach na siebie ludzi z jej rodziny. Rodziny, w której jest wiele babć. One są początkami różnych historii, w nich też historie się zamykają. Babcia Rika w maju 1945 roku rodzi syna w obozie dla uchodźców, a jej bliźniacza siostra Gerda opłakuje porzucenie przez mężczyznę, który stanął u boku Riki. Być może Gerdzie zabrakło odwagi do działania, jakiego podjęła się siostra, a być może jeden mężczyzna dla dwóch sióstr miał być jednocześnie kimś, kto zbawia i wrzuca w otchłań porzucenia. Obie siostry są od siebie daleko. Dagmara usiłuje zbadać istotę tego dystansu. Nadać wspomnieniom wyraźny kształt i jednocześnie odmalować w wyobraźni to, o czym nikt już nie chce pamiętać. Zaczyna tworzyć barwną, choć ryzykowną dla czytelnika opowieść. Historię o tym, jak wiele z naszych przodków może tkwić w życiu, które dopiero kształtujemy.

„Biała Rika” to książka o przypominaniu sobie i o bezsilności wobec luk, które tworzą się w pamięci. To także opowieść o pewnego rodzaju mitologizacji rodziny i barwna narracja o szarych czasach, w których widmo wojny ponownie pojawiało się w świadomości tych, którzy tę wojnę, drugą światową, zaczynali już zapominać. Czy można zapomnieć o piekle, w którym rodziło się nowe życie? Czy czas powojennej zawieruchy na zawsze naznaczył rodzinę rozbitą na podgrupy i społeczności oddzielone od innych przez wspomnienia, przesądy, niewybaczone grzechy i przez zaniechanie? Chodzi o zaniechanie bliskości i rozsypkę, w której tkwią ludzie, dla których Dagmara usiłuje znaleźć wspólną płaszczyznę. Rysowane i poprawiane na nowo drzewa genealogiczne to wyraz dziecięcej bezsilności i jednocześnie determinacji – fakty trzeba ze sobą połączyć, wspomnienia powiązać, oddać głos niemowom i kazać zamilknąć tym, co powiedzieli za dużo. Magdalena Parys na naszych oczach rozgrywa także swoiste pojedynki z redaktorką oraz osobami weryfikującymi to, co przypomina sobie i usiłuje nazwać po swojemu. „Biała Rika” to zatem powieść o kilku prawdach i przekonaniach. Opowiada o tym, co się wie, i o tym, co można sobie wyobrazić. O myśleniu życzeniowym, które pomaga porządkować chaos czasu minionego. O tym, że najmocniej pamięta się swoje własne przeżycia, ale sięga się także głębiej – skądś się pochodzi, po kimś dziedziczy się cechy. Po kimś przejmuje trudny los i historie pełne tajemnic.

Ta książka nie kreśli nam tylko anatomii bezradności wobec własnej pamięci. Pokazuje siłę, z jaką można wydobywać od innych wspomnienia oraz namawiać ich na zwierzenia, które porządkują czas miniony. To również opowieść o mowie grobów i o rozważaniu głosów, które przebrzmiały już dawno, ponownie się nie odezwą. „Biała Rika” to także pełna anegdot opowieść o dziewczynce, która dorasta w świecie pełnym absurdów i niedoborów. Są też niedobory pamięci albo jej wybiórczość. Są liczne poszukiwania. I ciągła niepewność tego, jaki ostatecznie nadać kształt tej narracji.

Parys zaczyna od krótkich i rwanych zdań, by pogłębiać stopień opisu rzeczywistości, a w zakończeniu sprawiać wrażenie najzupełniej pewnej tego, o czym i jak pisze. To trudna droga mierzenia się z przeszłością, ze skomplikowaną strukturą rodzinną i z tym, że każdy człowiek w jakiś sposób ukształtował tożsamość dorastającej Dagmary. Tej, która odbywa potem drogę w przeciwnym kierunku niż ten obrany przez zakochaną w Polaku Niemkę. „Biała Rika” staje się na naszych oczach, choć w gruncie rzeczy opowiada o wszystkim, co już się wydarzyło. A jednak nie mamy pewności, jak wiele w tej powieści prawdy, a ile zmyślenia. Magdalena Parys odważnie komunikuje nam prostą prawdę – zawsze widzimy świat przez pryzmat wyobraźni i wybiórczych wspomnień. Zawsze staramy się go porządkować subiektywnie. Czasami robimy to po wyraźnych namowach innych. Wszystkim, którzy wpłynęli na stworzenie „Białej Riki”, należałoby podziękować, bo Magdalena Parys daje nam powieść oryginalną, jednocześnie bawiąc i smucąc. Każąc myśleć o własnym czasie przeszłym i tym, skąd wydobyliśmy się tacy, jacy jesteśmy.

1 komentarz:

blogger pisze...

Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, doktorowi Agbazarze, wspaniałemu rzucającemu zaklęcia, który przywrócił mi radość, pomagając mi odzyskać ukochaną, która zerwała ze mną cztery miesiące temu, ale teraz jest ze mną dzięki pomocy doktora Agbazary, wspaniałego koło zaklęć miłosnych. Dziękujemy mu za wszystko, możesz zwrócić się do niego o pomoc, jeśli jej potrzebujesz w trudnych chwilach poprzez: ( agbazara@gmail.com )