Wydawca: Prószyński
i S-ka
Data wydania: 16 czerwca 2016
Liczba stron: 288
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 32 zł
Tytuł recenzji: Kuracjusze i detektywi w sutannach
Joanna Szwechłowicz
proponuje nam swoją trzecią narrację – „Siła wyższa” to jej najlepsza powieść!
Odnosi się wrażenie – i sugeruje to sama autorka w posłowiu – że może to być
ostatnie spotkanie z rewelacyjnym kryminałem retro, bo nadchodzący w jej
opowieściach czas drugiej wojny światowej nie będzie u Szwechłowicz tłem dla
tragikomicznych zdarzeń, w których za każdym razem odkrywamy pokłady ludzkiej
hipokryzji i gdzie śmieszność połączy się ze smutkiem oraz przekonaniem o tym,
że wciąż marzymy o czymś, co nieosiągalne. W „Sile wyższej” będziemy śledzić
losy benedyktyna Aleksandra Herbsta, którego oryginalność – postawy i poglądów –
z pewnością zaskarbiła sympatię czytelników „Ostatniej woli”. Tym razem dołączy
do niego w śledztwie niejaki Florian Myszkowski, egoista i gbur, gruntujący się
latami w pogardzie dla ludzkości, jednocześnie rubaszny i niepokojąco
ograniczony myślowo. Ta para – działając incognito i kryjąc swe sutanny –
opuści Wielkopolskę i uda się do Krynicy śladami zaginionego księdza. Szwechłowicz ponownie zamknie w pewnej
ograniczonej przestrzeni specyficzną grupę osób i zmusi nas do zastanawiania
się nad tym, kto z nich wyjątkowo źle życzył poznańskiemu uciekinierowi, bo
właśnie w Krynicy Wojciech Kalinowski wyda ostatnie tchnienie, lądując w
sadzawce i powodując ambiwalentne uczucia krynickich kuracjuszy. Ponownie –
jak w "Ostatniej woli" – każdy będzie wzbudzał podejrzenia, a spektakularny
finał przyniesie rozwiązanie detektywistycznego śledztwa. Będzie w nim mowa o
uprzedzeniach, zawiści, ksenofobii oraz hipokryzji. Taka Polska katolicka w
pigułce. Oglądana z dwóch stron – z punktu widzenia przedstawicieli Kościoła
katolickiego i jego wiernych. Może jednak nie do końca tak bardzo wiernych.
Ojciec Florian jest
przekonany o tym, że nie warto pomagać ludziom. Biedni i ubodzy znajdą się
zawsze, a przecież Kościół musi trwać. Ludzkość jest dla Myszkowskiego
zbieraniną egocentryków, którzy dążą tylko do zaspokojenia swoich potrzeb.
Gdyby chciał być altruistą, nie poszedłby do zakonu. Florian Myszkowski to
uosobienie pychy i swoistego narcyzmu. Przykład zachowania sugerującego, co
może dziać się w klasztornych murach i w jaki sposób mogą one kształtować
świadomość. Czego boi się Kościół katolicki w przededniu drugiej wojny
światowej? Wystarczy posłuchać ojca Floriana. Nieprzekonanego do tego, by
przemierzać Polskę i szukać w Krynicy innego księdza, który pewnego dnia
zniknął, wprawiając w konsternację przełożonych. Więcej zaangażowania w sprawę
poszukiwania przejawia Aleksander Herbst – jemu niejako piątym kołem u wozu
jest obecność Myszkowskiego, z którym różnią go nie tylko ideologia i filozofia
postrzegania rzeczywistości. Obaj benedyktyni muszą w Krynicy odnaleźć
Wojciecha Kalinowskiego i namówić go do powrotu do Poznania. Nie są istotne
powody, dla których zniknął. Ma ponownie pełnić posługę i wrócić do swego
uporządkowanego świata, aby Kościół nie musiał odpowiadać na niewygodne
pytania. Bo tak naprawdę nie wiadomo, dlaczego poznański ksiądz opuszcza swą
plebanię. Powody takiego zachowania mnoży w wyobraźni Myszkowski. Tymczasem
detektywi w sutannach przybywają do Krynicy, gdzie skonfrontują się z tym, jak
duże różnice występują między tym, co przekazuje Kościół katolicki, a tym, co
myślą jego owieczki.
Katolicki
pensjonat panien Malickich może być taką Polską w pigułce. Kurację odbywa się
tam z przyjemności, z przypadku i za karę. Barwna galeria postaci dowodzi
pewnej różnorodności w społeczeństwie, ale jednocześnie bezlitośnie punktuje
cechę wspólną wszystkich polskich katolików – zaściankowość i zamknięcie się w
świecie stereotypów, oportunizmu i dwuznaczności działań. W
krynickim pensjonacie znajdą schronienie wszyscy ci, którym nie jest w różny
sposób po drodze z codziennością gdzieś poza tym miejscem. Mamy inwalidę
wojennego, który wciąż widzi wokół japońskie zagrożenie. Jest tajemnicza młoda
wdowa z uroczym pięciolatkiem. Mniej uroczy są specyficzni bliźniacy i ich
rodzice na skraju rozpadu małżeństwa. Są panny na wydaniu i stare panny. Jest
kostyczna kucharka. Jest niebieski ptak, któremu nie układają się kontakty z
kobietami. Odnajduje się także sam Wojciech Kalinowski, ale poznańscy
wysłannicy nie skłonią go do powrotu, albowiem ubiegnie ich ktoś, kto ciosem w
głowę pozbawi księdza życia.
Joanna
Szwechłowicz rozprawia o ludzkiej moralności i pokazuje przykłady sytuacji, w
których hipokryzja przyjmuje mroczną, zdeformowaną postać.
Myszkowski i Herbst uważnie przyglądają się kuracjuszom, starając się
jednocześnie zajrzeć w ich przeszłość. Ważne są bowiem motywacje, dla których
ci ludzie znaleźli się w krynickim pensjonacie. Istotne jest uważne słuchanie i
podglądanie, które w dość niewydarzony sposób uskutecznia Florian Myszkowski.
Herbst analizuje specyficzne stosunki między pensjonariuszami i w miarę
sprawnie rozpoznaje, kto z nich może być mordercą. A „Siła wyższa” – z bardzo
wieloznacznym tytułem – to książka o tragicznej drodze od miłości do zabójstwa.
Obok pragnienia śmierci pojawią się pragnienia prawdziwego życia i potrzeba
sprawiedliwości, której deficyt odczuwają kuracjusze zamknięci przed światem w
kręgu prywatnych neuroz i smutków.
Szwechłowicz umieszcza swoich bohaterów w przestrzeni, która – zamiast uleczać –
staje się dla nich wyjątkowo opresyjna. Portretuje logikę myślenia kategoriami
katolickiego miłosierdzia i bezlitośnie punktuje ułomności wierzących, lecz
niepraktykujących. Ta powieść przesycona jest ironią i pełna
humorystycznych scen, ale opowiada przecież o smutnych ludziach w smutnych
okolicznościach oraz o tym, że wciąż żyjemy w stanie niezgody z tym, co oferuje
nam rzeczywistość.
Pośród czytelnych
złośliwości, aluzyjnej zawiści i na polu konfrontacji skrajnie różnych od
siebie poglądów dość dobrze się bawimy i przypuszczamy, kto mógł zabić. Autorka
tym razem nie mnoży trupów. To bardziej
powieść obyczajowa, taki specyficzny przekrój przez polską mentalność i jej
uprzedzenia. Mimo śmiechu chwilami jest naprawdę strasznie. Zwłaszcza wtedy,
gdy przekonujemy się, iż szereg wypowiadanych poglądów tkwi w umysłach wielu z
nas także dzisiaj, blisko osiemdziesiąt lat później. „Siła wyższa” to
opowieść o fałszu altruizmu i o mrocznych obliczach egoistów. Trochę w niej
feminizmu, trochę oportunizmu, ciekawa zagadka i sporo wieloznaczności. Wyborna
lektura, ale do takich autorka zdążyła nas już przyzwyczaić. Tym razem – w moim
odczuciu – oddaje w nasze ręce rzecz najlepszą i świetnie dopracowaną.
PATRONAT MEDIALNY
1 komentarz:
Czyżby zaściankowość i zamknięcie się w świecie stereotypów, oportunizmu i dwuznaczności działań naprawdę były cechą wspólną wszystkich polskich katolików?
Cechą wielu, owszem. Bezdyskusyjnie. Tylko że między "wszystkich" a "wielu" jest wielka różnica.
No chyba, że rzeczywiście zna Pan wszystkich polskich katolików i jest Pan przekonany o prawdziwości swoich słów na podstawie własnych doświadczeń...
Ale jeśli nie, to proszę nie generalizować.
Pozdrawiam, Maria
Prześlij komentarz