Wydawca: Wydawnictwo
Uniwersytetu Jagiellońskiego
Data wydania: 12 października 2016
Liczba stron: 272
Przekład: T. Klimkowski, K.
Brykner
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,65 zł
Tytuł recenzji: Obcy w Bukareszcie
Ioanna
Pârvulescu i Filip Florian stworzyli literacki obraz dziewiętnastowiecznej
Rumunii, portretując zarówno jej barwną stolicę, jak i bolączki społeczeństwa
przechodzącego bolesny proces transformacji. Florian w „Dniach króla” ukazał
wcześniejszy okres, lata 1866-1881, moment wyłaniania się nowoczesnej
państwowości Rumunii. W powieści Pârvulescu mamy już rok 1897, a właściwie jego
ostatnie dni. Świnie, które musiał przepędzać sprzed swego pałacu Karol
Hohenzollern-Sigmaringen, nadal są ubijane w Bukareszcie – mieście, które
bardzo chce być europejskie, ale wciąż ma swoje lokalne problemy w postaci
braku kanalizacji czy elektryczności, konieczności robienia prania na nabrzeżu
Dymbowicy. Nic to jednak. Bohaterowie książki „Życie zaczyna się w piątek”
zdają sobie sprawę, że w ostatnie dni roku żegnają to, co warte pożegnania, a
przyszłość może mieć niejeden, lepszy kształt. Na fantazjowaniu dotyczącym
przyszłości powieść się kończy. Rozpoczyna dość tajemniczo, odnalezieniem
pewnego mężczyzny, który nie wie do końca, kim jest naprawdę, oraz
postrzelonego jasnowłosego młodzieńca. Obaj skupią na sobie uwagę kilkunastu
barwnie zarysowanych bohaterów tej narracji. Bukareszteńczyków, którzy mają
nadzieję na to, że ich przyszłość będzie radosnym czasem. Czasem, w którym
Rumunia będzie jeszcze lepsza i piękniejsza.
Ioanna Pârvulescu
stworzyła niezwykłej urody panoramiczną powieść o ludziach szukających swej
przynależności i starających się określać własną tożsamość w kontekstach, które
nakreślone są przy okazji portretowania obyczajowości rumuńskiej metropolii
końca XIX wieku.
Autorka oddaje głos ludziom żyjącym we własnych światach, ale dzielącym ten
wspólny. Wszystkich zaczyna łączyć sprawa tajemniczego Dana. Odnaleziony
mężczyzna uznaje, że jest stołecznym dziennikarzem. Znajduje też szybko posadę
w redakcji gazety. Tymczasem sam nie jest do końca pewien przede wszystkim
tego, w jakiej płaszczyźnie czasowej się sytuuje. Dan Creţu jawi się nam jako
człowiek poza czasem – bez przeszłości, bez usytuowania w teraźniejszości.
Przybysz znikąd, który nie tylko ściąga na siebie uwagę innych, ale także
zaskakująco szybko zjednuje sobie ich sympatię. Ioanna Pârvulescu tak jak
portretujący swych przybyszów z Niemiec Florian ukazuje jednostkę wyobcowaną,
która oswaja różnorodność dziewiętnastowiecznego Bukaresztu. Dan Creţu wkradnie
się w łaski kilku osób, jednak swoją tajemnicę zachowa aż do końca. Karol I i
jego dentysta z
„Dni króla” staną się integralną częścią miasta, do którego przybyli.
Portretowane
dni końca 1897 roku to czas, w którym wiele się dzieje. Lekarze zachwycają się
wynalazkiem promieni rentgenowskich, bukareszteńscy policjanci wdrażają do
swojej pracy nowoczesną technikę daktyloskopijną. Władze miasta chcą skończyć z
barbarzyńskimi pojedynkami odbywanymi z użyciem broni. By zadbać o czystość
mieszkańców Bukaresztu, rozdaje się im talony do miejskiej łaźni. W tym
wszystkim straszy widmo Kuby Rozpruwacza i niektórzy zastanawiają się przez
chwilę, czy nie jest nim właśnie Dan Creţu. Wiele się dzieje. To rzeczy
obiecujące, znamionujące postęp i wywołujące niepokój o to, jak w tym postępie
odnajdzie się każdy Rumun. Pârvulescu
pokazuje realia dziewiętnastowiecznego życia w Bukareszcie, portretując
różnorodnych bohaterów tworzących coś na kształt drabiny społecznej. W ich
rozmyślaniach dostrzegamy, kto jest kim dla kogo i jak uporządkowane jest
społeczeństwo, jakie są hierarchie ważności. Bo sprawa Dana pośrednio lub
bezpośrednio dotknie prawie każdego. Ośmioletniego gońca Nicu, który ciekaw
jest każdej nowej formy istniejącego świata, a na co dzień zmaga się z
urojeniami chorej matki. Zaczytanej w Thackerayu Iulii, córki doktora Leona
Margulisa. Pana Costache, poczciwego stołecznego policjanta. Złodziejaszka
Inelaru. Nawet samotnego generała Algiu, który cierpi po stracie żony. Nicu
chce się zbratać z Danem, Iulię mężczyzna coraz bardziej ciekawi. W
jakimkolwiek kręgu towarzyskim pojawi się Dan Creţu, wywołuje dużą ciekawość,
bo zdaje się pochodzić spoza drabiny społecznej Bukaresztu i nie jest wrośnięty
w miejską tkankę, nie tworzy jej na takich zasadach jak inni bohaterowie.
„Życie zaczyna się w
piątek” to barwna powieść obyczajowa, która nieco rozczarowuje wątkiem
kryminalnym. Nic to. Ioanna Pârvulescu w naprawdę sugestywny sposób przenosi
nas do świata, w którym każdy z bohaterów mógłby snuć swoją opowieść, tworząc
nową książkę, niezależną narrację.
Wielogłosowość jest najważniejszą zaletą tej powieści. Umiejętność empatycznego
ukazania ludzkich bolączek i jednoczesne powiązanie kilkunastu biografii w
spójną i pasjonującą całość. Nie chodzi tylko o zagadkowość Dana i jego
obecność w wielu miejscach. To przede wszystkim obraz świata, w którym każdy ma
przypisane mu miejsce i choć często marzy o lepszym statusie, spełnia się w
tym, co robi. Sporo u Pârvulescu wnikliwych obserwacji – bohaterowie lustrują
się nawzajem, próbują w sobie czytać, dopowiadać sobie pewne rzeczy. Mnożą się
podejrzenia, ale także elementy komiczne – rozmowy, przemyślenia, sposoby
budowania zdań i wyrażania opinii. Bukareszt końca XIX wieku brzmi bardzo
różnorodnie. Ma też różne oblicza. Codzienności trudnej i pełnej deficytów, ale
jednocześnie przepełnionej pewną witalnością, której poddaje się prawie każdy –
ze swymi nadziejami i lękami.
Ioanna
Pârvulescu z czułością i uwagą portretuje przede wszystkim niziny społeczne.
Środowisko tych, którzy muszą walczyć wyjątkowo ciężko, by przekuć każdy
kolejny dzień w zwycięstwo. Stąd też charakterystyczna perspektywa ulicy
zestawiona z egzaltowanymi niekiedy zwierzeniami z salonu Iulii. Poza tym
wszystkim – będzie to powieść o tym, co bardzo ludzkie i niezmienne. O marzeniu
posiadania – każdy chce wygrać w loterii. O pokusie łatwego łupu – sprawa
zaginionej ikony. O tym, że każdy może sobie wyobrazić lepszy świat dla siebie,
ale nie każdy ma możliwość, by cokolwiek zmienić. Dan wchłania w siebie ludzkie
bolączki, nadzieje i marzenia. Bukareszt jest dla niego miejscem swojskim i
obcym jednocześnie. Dla czytelnika jest to przede wszystkim pasjonująca
opowieść o ludziach, czasie i mieście, do których nie można już powrócić. Pârvulescu pisze niezwykle dojrzale,
personalizuje dramaty swoich bohaterów i dba o ich wiarygodność. Proponuje
odrobinę ekscentryzmu oraz grę z wyobrażeniami o świecie, jakie mają różni
ludzie z tego samego miasta. Czyta się to wyśmienicie i to jedna z tych
książek, która zabiera do świata przedstawionego, gdzie czujemy się nadzwyczaj
swojsko, choć nie do końca go rozumiemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz