Wydawca: Znak
Data wydania: 13 września 2017
Liczba stron: 272
Oprawa: miękka
Cena det.: 37,90 zł
Tytuł recenzji: Poszukując siebie
Nowa powieść Anny Cieplak
stanowi taki pozytywny rewers książki sprzed lat, uznanej przeze mnie za zbędną:
„Nie uderzy żaden piorun” Dominiki Ożarowskiej. Tam dojrzewające bohaterki
miotały się we własnej nibylandii, tutaj Cieplak kreśli sylwetkę dziewczyny,
potem bardzo konkretnej i zdecydowanej w swoich działaniach kobiety, choć stale
wątpiącej emocjonalnie w siebie i zadającej pytania o tożsamość, które
egzemplifikuje powtarzające się pytanie o to, czy jest ładna. „Lata powyżej
zera” – po naprawdę doskonałym i zasłużenie nagrodzonym debiucie „Ma być czysto”
– to książka, która nieco rozczarowuje. Trochę wygląda to tak, jakby autorka
zagospodarowała narracyjnie okresy życia pominięte w debiucie. Tam portretowane
były gimnazjalistki i ich dorosłe opiekunki, tutaj nacisk najpierw położony
jest na fundamentalne przeżycia i doznania jeszcze z okresu szkoły podstawowej,
a potem po niej – w czasie licealnym oraz w okresie tak zwanej dojrzałości do
życia, który tutaj obrazują gorzka trochę w swej wymowie emigracja i
symboliczny z niej powrót, z imperatywem wykonania pewnego badania. Jakiego?
Może testu na gotowość do życia? Cieplak opowiada o czasie, w którym życie się
formowało, i nie daje nam odpowiedzi na pytania o to, czy jej bohaterka
ostatecznie odnalazła samą siebie na jakiejś z jego dróg. „Lata powyżej zera” literacko nie
zachwycają. Najpierw mają przykuć uwagę wymienianymi markami, trendami i
sposobami, w jaki kapitalizm wchłaniał Polskę. Potem – z nastawieniem, że
zidentyfikowany czytelnik będzie zachwycony – toczy się historia dalszego
życia, którego już nic nie zaznacza, bo wspólnota pokoleniowa kończy się w
momencie, kiedy trzeba wziąć za to życie indywidualną odpowiedzialność.
Wtedy każda historia jest osobna, a z opisywaniem osobności Cieplak sobie nie
radzi. Wie jednak, że przywiąże do siebie wielu poprzez model powieści
pokoleniowej. Są wspomnienia, jest identyfikacja. Zanikają czujność i myślenie
o tym, czy to dobra literatura.
Kiedy uprowadzone samoloty
wbijają się w wieże World Trade Center, Anita Szymborska postanawia przejść do
bardziej świadomego etapu życia i poczuć odpowiedzialność za to, kim jest, co
robi, z kim się zadaje, o czym myśli i jaki to będzie mieć związek z przyszłością.
Na razie koncentruje się na związkach z muzyką. Miłość do niej dzieli z ojcem,
który zasadniczo słucha czegoś innego, ale jest gotów kupić Anecie tę kasetę, o
jakiej marzy. Potem następuje opis tego, w jaki sposób gusta muzyczne zmieniały
się razem z funkcjonalnością przedmiotów wokół. Pojawiają się w życiu bohaterki
tacy chłopcy i tacy mężczyźni, przy których odważy się pytać o sprawy czasem
wstydliwe, czasem zupełnie niezrozumiałe. Idzie przez życie z podniesioną głową
i bacznie rozgląda się wokół. Szuka bliskości i odnajduje jej namiastki. Ta z
przyjaciółką, która wymiotuje w wannie na imprezie, przetrwa tylko pewien czas,
kiedy rozejdą się priorytety i sposób postrzegania dojrzałego życia. Anita szuka sensu w tym, co na pozór
bezsensowne, i przynależności do ludzi, którzy siłą rzeczy łączą się dzięki
podobnym przeżyciom i doznaniom. Ostatecznie pozostaje uformowana nie przez
społeczność, ale przez własne poszukiwania. I to jest ciekawe w tej
książce, to wydobywanie siebie z otchłani bodźców i wrażeń, które nie mają
większego wpływu na ostateczny kształt życia.
„Lata powyżej zera” są
sentymentalną wyliczanką. Zdarzeń, projekcji marzeń, bolesnych doświadczeń
pierwszych i pierwszego nazywania skomplikowanych emocji, które są tu jedynie
delikatnie nakreślone. Książka opowiada o dekadzie dorastania, która jest
jednocześnie dekadą wrastania w siebie. Budowania czegoś stabilnego na przekór
zmiennym ludziom i temu światu, który co rusz w rodzinnym Będzinie pokazuje
podkoloryzowane, unowocześnione oblicze. Są sygnalizowane doświadczenia wspólne
– każdy pamięta, co robił 11 września 2001 roku albo wówczas, gdy umarł Jan
Paweł II. Ale Cieplak nie koncentruje się na zdarzeniu jako takim. Pokazuje je
jako punkt wyjścia do czegoś, co zrozumie się potem. A nie wszystko można
zrozumieć. Na przykład odejścia babci. Powinna być wieczna, a nie jest. Kurczowe
trzymanie się przekonania, że dobrzy ludzie pozostają na zawsze, zmienia
optykę, gdy okazuje się przeszłością…
Problem
z drugą powieścią Anny Cieplak polega na tym, że otwiera nam sporo ścieżek
interpretacyjnych, ale niczego nie domyka. Jest to narracja pytań, lecz
jednocześnie w sposób przewidywalny i mało sugestywny opisuje prozę życia, z
którą każdy zetknął się w tym intensywnym wymiarze, kiedy musiał przeżyć,
zobaczyć lub powiedzieć coś po raz pierwszy. Wspomniałem już, że
książka uwiedzie tych, którzy będą się identyfikować z mapą mentalną punktowaną
tu przez charakterystyczne nazwy, niejednokrotnie synonimy całego zasobu pojęć
do opisania znaczącego doświadczenia pokoleniowego. Poza tym jednak nie dzieje
się tu nic. Jest konkretna bohaterka, jej konkretne problemy, próba zbliżenia
się do trudu poszukiwań samej siebie i odpowiedzi na pytania egzystencjalne…
ale nie ma w tym wszystkim mocy przekonania, jakiejś charakterystycznej i
przykuwającej uwagę frazy. Opowieść jest senna i momentami nijaka. A przecież o
tym, co w życiu każdego najważniejsze, bo o chwilach i ludziach zapamiętywanych
na zawsze – choć szybko odchodzą i pozornie nie pozostawiają znaczącego śladu.
To
ten rodzaj powieści, przy której modnie jest przyznać, że porwała i pozostała z
czytającym. Chciałbym, żeby pozostało z niej coś więcej niż poczucie
wątpliwości co do tego, o czym właściwie jest.
Jasne – jest o dorastaniu, goryczy porażek, o zmieniającym się świecie,
priorytetach, o wydobywaniu się z grup rówieśniczych, chęci samostanowienia, o
poszukiwaniu własnej drogi dorosłego życia i o wspomnieniach, które kształtują
na zawsze. Chodzi jedynie o to, w jaki sposób jest to opisane.
Niesatysfakcjonujący, kiedy liczy się na plastyczną historię o zapamiętywaniu,
bo przecież „Lata powyżej zera” to przede wszystkim powieść o ludzkiej pamięci.
Ta dziewczyńska, potem kobieca narracja pełna empatii i wyjątkowej wrażliwości na
detale świata wokół zamyka się w otwartym zakończeniu, które ratuje powieść
przed katastrofą bylejakości. Anna Cieplak tym razem rozczarowuje, ale wciąż
mam nadzieję na to, że opowie nam jeszcze o życiowych inicjacjach językiem i
składnią, dzięki którym zapamięta się wiele – np. tyle, ile można było wydobyć
z „Ma być czysto”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz