2018-01-12

„Purezento” Joanna Bator

Wydawca: Znak

Data wydania: 29 listopada 2017

Liczba stron: 288

Oprawa: twarda

Cena det.: 36,90 zł

Tytuł recenzji: Specyficzna harmonia

Trzeci rok z rzędu przynosi książkę Joanny Bator, wobec której nie jestem w stanie ustosunkować się jednoznacznie. Zarówno uwiera na kilka sposobów, jak i wymusza pewien dystans, niezrozumienie świata przedstawionego. Po raz trzeci jednak czuję duży niedosyt i mam wrażenie jakiegoś literackiego mylenia tropów albo mnożenia nieistniejących, igrania z czytelnikiem w ramach kolejnej gry. „Purezento” ma znowu zaskoczyć. Zaskakiwała „Wyspa Łza” u progu 2015 roku, zaskoczył „Rok królika”, ukazując się pod koniec 2016. Sposób, w jaki zapowiada się kolejną powieść Bator, wyczerpał się w swej formie i treści, podobnie jak najnowsza książka wyczerpuje swój potencjał już samym tym, że ma nawiązać do ukochanej przez autorki Japonii. Zarówno nomenklatura, jak i sposób budowania zdań mają nam wyraźnie określać, gdzie jesteśmy, ale zupełnie nie wiem, po co się tam znaleźliśmy. Podobne wątpliwości jako czytelnik miałem z „Wyspą Łzą” i symboliką niejednoznacznych poszukiwań na Sri Lance oraz z „Rokiem królika”, którego forma jakby eliminowała mnie jako czytającego, albowiem była to hermetycznie skondensowana opowieść o dziwacznym kobiecym egocentryzmie. Teoretycznie „Purezento” to powieść mająca mieć mniej skomplikowaną strukturę niż poprzednie. Wręcz daje się odczuć, że chodzi w niej o proste sprawy i wypunktowanie rzeczy pierwszych. Wciąż powraca charakterystyczny dla Bator motyw utraty i niemożności pogodzenia się z nią, ale japoński adres nie czyni z tej powieści narracji atrakcyjnej. Historia tonie w kliszach. Jest na szczęście zdecydowanie pozbawiona słownych ozdobników wcześniejszych publikacji, ale także ociera się o pretensjonalność radami w stylu „płyń z prądem rzeczy jak mała papierowa łódeczka” i innymi bon motami zgrabnie wpasowanymi w rzeczywistość Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie odnalazłem się w tym wszystkim. Nie przejąłem się. Odnoszę wrażenie, że to nie kwestia wrażliwości czy skupienia przy lekturze. Raczej szkielet konstrukcyjny powieści oparty na truizmach skrytych w pięknych, egzotycznych opakowaniach ze słów.



Całość tekstu na stronie "Czas Kultury"

3 komentarze:

PESTKA pisze...

Cieszę się, bo już myślałam, że to ja zwariowałam. Do niedawna nie znałam twórczości Joanny Bator, wokół zachwyty, ochy i achy.
A tu wpadł mi w ręce "Rok królika".
No cóż. Książka musi mnie zahipnotyzować. W zgiełku moich zajęć domowych z trójką dzieci, książka musi mnie wołać ( tak opowiadam dzieciom). A tu niestety. Przeczytałam, owszem, bo nigdy nie zostawiam napoczętej książki.
Mogę powiedzieć, że książka jakby trochę o niczym. Troszkę romansu, troszkę zbrodni, troszkę filozoficznych przemyśleń. Postacie miałkie, bez wyrazu. Zdarzenia jakby przypadkowe, miejsca również, brak jakiegokolwiek ciągu przyczynowo skutkowego. Zakończenie pozostawiające czytelnika w chaosie.
Jeśli ktoś zna już twórczość Joanny Bator, to dla uzupełnienia tejże lektury, nie polecam tracić czasu.

Kinga K. pisze...

Chyba raczej nie dla mnie :3

Unknown pisze...

Stanowczo będę unikał. Trochę za bardzo egzotyczna to lektura.