Wydawca: Wielka
Litera
Data wydania: 7 lutego 2018
Liczba stron: 328
Oprawa: miękka
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Grzechy nasze dziedziczne
Dynamiczna fraza stu
dwudziestu pięciu krótkich rozdziałów składających się na „Wstyd” przypomina
dokonania pisarskie Sylwii Chutnik i Zośki Papużanki, ale Iga
Zakrzewska-Morawek prezentuje się tu w bardzo osobliwym stylu, proponując nam
specyficzną polifonię ludzi naznaczonych traumami z przeszłości. Uważność, dbałość o detale, szczegółowość
obserwacji i zaskakujące porównania – styl „Wstydu” na pewno jest wyróżniający,
bo to w języku i poprzez język autorka oddaje wszelkie ułomności emocjonalne,
wszystkie naznaczone bólem wspomnienia i marzenia, których nie można spełnić,
choć bardzo by się chciało nie popełniać błędów toksycznych rodziców. „Wstyd”
jest między innymi o tym, że całe życie dźwigamy ciężar tych błędów,
bezskutecznie usiłując uwolnić się od wychowawczych porażek. To opowieść o tym,
że matka i ojciec wypalają się stygmatem na skórze i w świadomości. Że trudno
jest wyprzeć pomyłki tych, którzy powinni prowadzić przez życie, a nie czynić
je niemożliwym do zniesienia. Zakrzewska-Morawek prezentuje bohaterki z krwi i
kości, które cierpią do wewnątrz, na zewnątrz pozostając czujne i gotowe albo
do walki, albo do kompulsywnej ucieczki. W świetnie dynamizowanej frazie
opowiada o poczuciu wyobcowania i o tym, jak niezmiernie trudno jest zbudować
tożsamość w opozycji do rodziców. To także książka o odrzuceniu, trudnym
macierzyństwie i potrzebie wyrażenia swoich lęków w najprostszy z możliwych
sposobów. O trudnych więziach i o zaskakujących relacjach. Zmuszająca do
koncentracji, by nie pogubić się w poszczególnych scenach tej wielogłosowej
opowieści.
Zośkę
matka napełniała jedzeniem. Nic nie mogło się zmarnować. Nie miało znaczenia
to, czy córka ma apetyt, czy nie. To tylko jeden z przejawów
przemocy emocjonalnej i spartańskiego wychowania, w którym Zośka nie miała
czasu na dziecięcą beztroskę. Kiedy rodzi, a potem wychowuje córkę, chce przede
wszystkim, by była ona normalna. Nie zamierza powielać schematu zachowania
matki, a jednak dojrzewa do trudnego macierzyństwa. Zośka chciałaby pobiegać
nago po polu rzepakowym albo zrobić jakąś inną szaloną rzecz, która oderwałaby
ją od przykrych wspomnień związanych z matką i codziennego życia u boku męża oddalającego
się zarówno od Zośki, jak i od swojego dziecka.
Bosa poznaje ją, gdy
odwiedza sąsiadkę Zośki. Wiekowa Fryda
domaga się płatnej opieki po to, by zachować resztki godności w obliczu
starości, której różne definicje poznaje Bosa. Tak jak poznawała wzory
matematyczne, z których odpytywał ją nocami pijany ojciec. Ten, co zaciskał
zbyt mocno gumkę na włosach, blokując też umysł córki. Mówiący, że dziewczyna nie
osiągnie niczego nadzwyczajnego. Że ma się mu bezwzględnie podporządkować, a
potem pokornie iść przez życie, nie oczekując od niego zbyt wiele.
Marta
nie oczekuje już niczego. Zmaga się z najmroczniejszymi demonami spośród całej
trójki bohaterek, ale może wynika to z tego, że – w przeciwieństwie do Zośki
oraz Bosej – nikomu nie pozwala zbliżyć się do siebie.
Projekcje jej wyobraźni czynią ze „Wstydu” lekturę przesyconą trudnym do
zniesienia napięciem, ale straumatyzowanie Marty ma tu szersze znaczenie.
Trzeba uważnie czytać tę powieść. Znaleźć coś, co łączy wszystkie kobiety.
Odszukać w ich niepokojach i neurozach jakąś cząstkę siebie, bo Zośka, Bosa czy
Marta są przecież osobami, które możemy znać z sąsiedztwa, nie wchodząc z nimi
w bliższy kontakt.
Tę swojskość zaserwowanych
tu problemów, których nie objąłby pewnie jeden gabinet psychoterapeutyczny,
Zakrzewska-Morawek stara się pokazać z różnych stron. Przełamuje dramatyzm
dowcipnymi wstawkami. Nie pogrąża swoich bohaterek w otchłani rozpaczy.
Właściwie sugeruje, że to, co najgorsze, już w życiu przeżyły, choć nigdy nie
możemy być pewni tego najgorszego, gdy tkwią w nas niezagojone rany oraz przejścia
na zawsze łamiące charakter i życiowe zasady. „Wstyd” to nie tylko opowieść upokorzeniach kobiet, ich lękach i próbach
przezwyciężania emocjonalnych ograniczeń. To też bardzo interesujący mężczyźni –
sportretowani jakby w drugim planie, ale równie wyraźną kreską. Nie ma
bowiem u autorki postaci, która byłaby zbędna. Wzajemne zależności wyjaśniają
się w trakcie lektury, ale nawet jeśliby traktować „Wstyd” jak ponad setkę
etiud literackich, powieść przyniesie satysfakcję czytelnikowi wrażliwemu na
niuanse językowe, frazę podporządkowaną chaosowi myślenia, zdania obrazujące
bezradność, rozpacz oraz kompulsywną walkę o kolejny dzień.
Zakrzewska-Morawek
opowiada o tym, jak funkcjonuje w ludzkiej świadomości poczucie zbędności i w
jaki sposób może doprowadzać do autodestrukcji. To także historia o tym, że
jesteśmy bezradni wobec życia i odpowiedzialności za drugiego człowieka, jeśli
wcześniej zaznaliśmy emocjonalnych deficytów ze strony swoich bliskich. Są
w tej książce opowieści wyjątkowo wzruszające, są też momenty bezkompromisowego
spotkania z tym, co absolutnie złe, niszczące, potrafiące zgładzić
najsilniejszą nawet wolę życia. Marta będzie walczyć o siebie w samotności, a
Bosa w opozycji do tego, który krzywdził. Zośka będzie starała się przede
wszystkim zapomnieć, ale nikt tu zapomnieć nie potrafi, skoro przeżył coś, co
na zawsze zniekształciło strukturę świata, w którym trzeba walczyć o tak zwaną
normalność. Opresyjność dzieciństwa i młodości podkreślana jest tutaj punktowo,
ale w miarę konsekwentnie. Zakrzewska-Morawek fantazjuje także o tym, w którym
momencie nie mamy już prawa powoływać się na doświadczenia z przeszłości i
musimy podjąć decyzje kluczowe dla wydobcia się ze schematów.
„Wstyd”
jest o tym, co schematycznie powtarzamy, ale także o istocie ludzkich
ułomności, bo krzywdzą krzywdzeni albo nieświadomi tego, jak bardzo potrafią
być opresyjni. To pouczająca historia o braniu
odpowiedzialności za siebie. O pozbywaniu się balastu niesprawiedliwego
poczucia winy, które blokuje najbardziej i najbardziej przygniata. Iga
Zakrzewska-Morawek pisze także o tym, co niemożliwe do przełamania, i o
drogach, którymi nie jest dane kroczyć, bo wymagają zbyt wiele odwagi i
samozaparcia. „Wstyd” z czułością pochyla się nad słabościami i obrazuje, w
jaki sposób przypominamy swoich bliskich, wciąż na nowo pragnąc się od nich
wyzwolić, odciąć. To trudna powieść o rodzinie, przynależności, zaburzonym
poczuciu wartości oraz o tym, że zawsze trzeba walczyć. Napisana naprawdę
świetnym językiem, który wchłania i uzależnia. Ostatni rozdział przynosi
poczucie niedosytu. A jednak autorka opowiada wszystko, co ważne, i w taki
sposób, w jaki konsekwentnie chce to przedstawiać. Bardzo interesująca, choć smutna
i zapadająca w pamięć cieniem powieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz