2018-02-26

„Wstyd” Iga Zakrzewska-Morawek

Wydawca: Wielka Litera

Data wydania: 7 lutego 2018

Liczba stron: 328

Oprawa: miękka

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Grzechy nasze dziedziczne

Dynamiczna fraza stu dwudziestu pięciu krótkich rozdziałów składających się na „Wstyd” przypomina dokonania pisarskie Sylwii Chutnik i Zośki Papużanki, ale Iga Zakrzewska-Morawek prezentuje się tu w bardzo osobliwym stylu, proponując nam specyficzną polifonię ludzi naznaczonych traumami z przeszłości. Uważność, dbałość o detale, szczegółowość obserwacji i zaskakujące porównania – styl „Wstydu” na pewno jest wyróżniający, bo to w języku i poprzez język autorka oddaje wszelkie ułomności emocjonalne, wszystkie naznaczone bólem wspomnienia i marzenia, których nie można spełnić, choć bardzo by się chciało nie popełniać błędów toksycznych rodziców. „Wstyd” jest między innymi o tym, że całe życie dźwigamy ciężar tych błędów, bezskutecznie usiłując uwolnić się od wychowawczych porażek. To opowieść o tym, że matka i ojciec wypalają się stygmatem na skórze i w świadomości. Że trudno jest wyprzeć pomyłki tych, którzy powinni prowadzić przez życie, a nie czynić je niemożliwym do zniesienia. Zakrzewska-Morawek prezentuje bohaterki z krwi i kości, które cierpią do wewnątrz, na zewnątrz pozostając czujne i gotowe albo do walki, albo do kompulsywnej ucieczki. W świetnie dynamizowanej frazie opowiada o poczuciu wyobcowania i o tym, jak niezmiernie trudno jest zbudować tożsamość w opozycji do rodziców. To także książka o odrzuceniu, trudnym macierzyństwie i potrzebie wyrażenia swoich lęków w najprostszy z możliwych sposobów. O trudnych więziach i o zaskakujących relacjach. Zmuszająca do koncentracji, by nie pogubić się w poszczególnych scenach tej wielogłosowej opowieści.

Zośkę matka napełniała jedzeniem. Nic nie mogło się zmarnować. Nie miało znaczenia to, czy córka ma apetyt, czy nie. To tylko jeden z przejawów przemocy emocjonalnej i spartańskiego wychowania, w którym Zośka nie miała czasu na dziecięcą beztroskę. Kiedy rodzi, a potem wychowuje córkę, chce przede wszystkim, by była ona normalna. Nie zamierza powielać schematu zachowania matki, a jednak dojrzewa do trudnego macierzyństwa. Zośka chciałaby pobiegać nago po polu rzepakowym albo zrobić jakąś inną szaloną rzecz, która oderwałaby ją od przykrych wspomnień związanych z matką i codziennego życia u boku męża oddalającego się zarówno od Zośki, jak i od swojego dziecka.

Bosa poznaje ją, gdy odwiedza sąsiadkę Zośki. Wiekowa Fryda domaga się płatnej opieki po to, by zachować resztki godności w obliczu starości, której różne definicje poznaje Bosa. Tak jak poznawała wzory matematyczne, z których odpytywał ją nocami pijany ojciec. Ten, co zaciskał zbyt mocno gumkę na włosach, blokując też umysł córki. Mówiący, że dziewczyna nie osiągnie niczego nadzwyczajnego. Że ma się mu bezwzględnie podporządkować, a potem pokornie iść przez życie, nie oczekując od niego zbyt wiele.

Marta nie oczekuje już niczego. Zmaga się z najmroczniejszymi demonami spośród całej trójki bohaterek, ale może wynika to z tego, że – w przeciwieństwie do Zośki oraz Bosej – nikomu nie pozwala zbliżyć się do siebie. Projekcje jej wyobraźni czynią ze „Wstydu” lekturę przesyconą trudnym do zniesienia napięciem, ale straumatyzowanie Marty ma tu szersze znaczenie. Trzeba uważnie czytać tę powieść. Znaleźć coś, co łączy wszystkie kobiety. Odszukać w ich niepokojach i neurozach jakąś cząstkę siebie, bo Zośka, Bosa czy Marta są przecież osobami, które możemy znać z sąsiedztwa, nie wchodząc z nimi w bliższy kontakt.

Tę swojskość zaserwowanych tu problemów, których nie objąłby pewnie jeden gabinet psychoterapeutyczny, Zakrzewska-Morawek stara się pokazać z różnych stron. Przełamuje dramatyzm dowcipnymi wstawkami. Nie pogrąża swoich bohaterek w otchłani rozpaczy. Właściwie sugeruje, że to, co najgorsze, już w życiu przeżyły, choć nigdy nie możemy być pewni tego najgorszego, gdy tkwią w nas niezagojone rany oraz przejścia na zawsze łamiące charakter i życiowe zasady. Wstyd” to nie tylko opowieść upokorzeniach kobiet, ich lękach i próbach przezwyciężania emocjonalnych ograniczeń. To też bardzo interesujący mężczyźni – sportretowani jakby w drugim planie, ale równie wyraźną kreską. Nie ma bowiem u autorki postaci, która byłaby zbędna. Wzajemne zależności wyjaśniają się w trakcie lektury, ale nawet jeśliby traktować „Wstyd” jak ponad setkę etiud literackich, powieść przyniesie satysfakcję czytelnikowi wrażliwemu na niuanse językowe, frazę podporządkowaną chaosowi myślenia, zdania obrazujące bezradność, rozpacz oraz kompulsywną walkę o kolejny dzień.

Zakrzewska-Morawek opowiada o tym, jak funkcjonuje w ludzkiej świadomości poczucie zbędności i w jaki sposób może doprowadzać do autodestrukcji. To także historia o tym, że jesteśmy bezradni wobec życia i odpowiedzialności za drugiego człowieka, jeśli wcześniej zaznaliśmy emocjonalnych deficytów ze strony swoich bliskich. Są w tej książce opowieści wyjątkowo wzruszające, są też momenty bezkompromisowego spotkania z tym, co absolutnie złe, niszczące, potrafiące zgładzić najsilniejszą nawet wolę życia. Marta będzie walczyć o siebie w samotności, a Bosa w opozycji do tego, który krzywdził. Zośka będzie starała się przede wszystkim zapomnieć, ale nikt tu zapomnieć nie potrafi, skoro przeżył coś, co na zawsze zniekształciło strukturę świata, w którym trzeba walczyć o tak zwaną normalność. Opresyjność dzieciństwa i młodości podkreślana jest tutaj punktowo, ale w miarę konsekwentnie. Zakrzewska-Morawek fantazjuje także o tym, w którym momencie nie mamy już prawa powoływać się na doświadczenia z przeszłości i musimy podjąć decyzje kluczowe dla wydobcia się ze schematów.

„Wstyd” jest o tym, co schematycznie powtarzamy, ale także o istocie ludzkich ułomności, bo krzywdzą krzywdzeni albo nieświadomi tego, jak bardzo potrafią być opresyjni. To pouczająca historia o braniu odpowiedzialności za siebie. O pozbywaniu się balastu niesprawiedliwego poczucia winy, które blokuje najbardziej i najbardziej przygniata. Iga Zakrzewska-Morawek pisze także o tym, co niemożliwe do przełamania, i o drogach, którymi nie jest dane kroczyć, bo wymagają zbyt wiele odwagi i samozaparcia. „Wstyd” z czułością pochyla się nad słabościami i obrazuje, w jaki sposób przypominamy swoich bliskich, wciąż na nowo pragnąc się od nich wyzwolić, odciąć. To trudna powieść o rodzinie, przynależności, zaburzonym poczuciu wartości oraz o tym, że zawsze trzeba walczyć. Napisana naprawdę świetnym językiem, który wchłania i uzależnia. Ostatni rozdział przynosi poczucie niedosytu. A jednak autorka opowiada wszystko, co ważne, i w taki sposób, w jaki konsekwentnie chce to przedstawiać. Bardzo interesująca, choć smutna i zapadająca w pamięć cieniem powieść.

Brak komentarzy: