Wydawca: Claroscuro
Data wydania: 13 maja 2018
Liczba stron: 190
Przekład: Gabriela Hałat
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 33 zł
Tytuł recenzji: Patrząc
Nie wiem, jak to naprawdę
jest w paryskich sklepach i klubach, ale Gauz stawia tezę, że stolica Francji
zatrudnia tylko czarnych ochroniarzy. Autor z Wybrzeża Kości Słoniowej zebrał
swoje doświadczenia i obserwacje, pisząc interesującą książkę przełamaną
kilkoma wstawkami – wyliczeniami. To one tworzą dynamikę tej narracji, w nich jest też najwięcej jadowitej ironii i
specyficznego poczucia humoru autora. Człowieka, który przez lata był kimś
niewidzialnym w społeczeństwie francuskim. Imigrantem z Afryki, którego nie ma.
A jednak był i bardzo boleśnie odczuwał swoją egzystencję. Nie będzie to jednak historia frustrata pokazującego środkowy palec
sytej społeczności, do której wszedł dzięki związkowi małżeńskiemu z Francuzką.
Nie, „Stanie płatne” to niebywale inteligentna książka o tym, ile mrocznych
aspektów kryją w sobie globalizacja, hedonizm oraz nihilizm XXI wieku oraz
polityczna poprawność każąca odwracać wzrok od tego, co niewygodne. To też
narracja o tym, że lata kolonizacji francuskiej wciąż na nowo odbijają się na
kształcie społeczeństwa, na nowo antagonizują i wciąż utrzymują w sile tę
bolesną dychotomię wyznaczoną kolorem skóry danego człowieka.
Zatem czarny ochroniarz w Paryżu
– to błyskotliwy punkt wyjścia. Dlaczego? Okazuje się, że z czegoś, co jest
charakterystyczną cechą miasta, można stworzyć frapujący fresk
obyczajowo-społeczny. Ważna jest perspektywa tego, który obserwuje. Obserwator
to chyba najważniejsza z hasztagowych treści umieszczonych na świetnej okładce.
Miejsca, które należy chronić, to także rezerwaty ludzkich osobliwości. Tam
można przez chwilę kogoś grać, tam też można pokazać się takim, jakim jest się
naprawdę. Miejsca przyciągające różnego rodzaju dziwaków, frustratów i
wariatów, którzy uznają, że noc z drinkiem należy do nich albo alejka sklepowa
jest ich własnością, bo mają w kieszeni cenną kartę płatniczą. Z perspektywy ochroniarza Gauz portretuje
paryską różnorodność, w której nie umiemy się ze sobą porozumiewać, choć mamy
wspólne priorytety. A jednak podziały są w centrum zainteresowania autora.
Ukazywane przez pryzmat tego, jak zachowują się ludzie na wyprzedażach, w
znanej paryskiej perfumerii czy spacerujący po ulicy. Okazuje się, że
jesteśmy w stanie zrobić wszystko dla promocji. Ważne jest to, jak pachniemy,
choć niekiedy nie widać nas spod czarnych strojów. Chcemy kupować, bo to
zwalnia od myślenia. I w tym szalonym tyglu dzielimy się z zupełnie
niezrozumiałych powodów.
A może jednak te powody są
całkiem konkretne, lecz nie trzeba ich czytelnie punktować? Na to pytanie
odpowiadają trzy narracje obrazujące stosunek Francuzów do cudzoziemców z
Czarnego Lądu. Przemiany w postrzeganiu przez Francuzów imigracji widzimy z
perspektywy… paryskiego akademika. Dostrzegamy, że nie jest łatwo odnaleźć się
w kraju, wobec którego z natury ma się pewne czytelne oczekiwania. Patrząc na
rzucającą się w oczy reklamę Western Union, której hasło może posłużyć jako
punkt wyjścia dla rozprawy na temat licznych upokorzeń, dostrzegamy
wieloznaczność pozornie jasnego komunikatu. Koncentrujemy się wokół upokorzeń
doświadczanych przez czarnego człowieka w kraju, w którym jest on czasem tylko
numerem ewidencyjnym i składową „sporej ilości siły roboczej”, która nagle
potrzebna wymusza proces rekrutacji, do jakiego nie stają biali ludzie. Gauz rozpoczyna od opisu kolejki
czarnoskórych mężczyzn, by potem sportretować dwie historie – jeden z bohaterów
uciekł przed gettem i stygmatyzacją, drugi mógł się rozwijać w swojej ojczyźnie
i decyzja o życiu we Francji mogła być zaskakująca.
Kassoum i Ossiri to tacy
dwaj przewodnicy po świecie, któremu nikt nie chce się przyglądać. Gauz stawia
pytania o to, czym uzasadniony jest rasizm, jak trwała jest jego struktura, ale
przede wszystkim diagnozuje przyczyny niemożliwości pełnego społecznego funkcjonowania
ludzi o czarnym kolorze skóry. Różnice zaznaczane tym kolorem ciekawie
podkreśla opis podmiejskiego osiedla. To przestrzeń dla tych mało wymagających
i z marginesu w Europie. Wybrzeże Kości Słoniowej taką przestrzenią
oddzieliłoby bogatych od biednych. Brak co prawda jakichś głębszych analiz
stanu niesprawiedliwości społecznej i podziałów, ale Gauz bierze pod lupę
przede wszystkim mentalność ludzką, zaskakujące sposoby wyrażania siebie.
Zarysowuje mechanizmy umożliwiające podziały i okoliczności prowadzące do tego,
że od zawsze mają się one bardzo dobrze. Przez pryzmat widzenia sklepowego
ochroniarza portretuje jednak ludzką śmieszność. Tak, „Stanie płatne” to
przecież książka dowcipna, choć wydobyła się z pewnego rodzaju krzywdy i chce
opowiedzieć o tym, jak krzywdzony widzi oblicza niesprawiedliwości. Oblicza
Paryża, który wciąż jest wieżą Babel – przyciąga różnorodność, ale każe też
ustanawiać jakieś niezrozumiałe podziały wśród nieporozumień. Gauz łączy rozważania o nietolerancji oraz
nierównościach z doskonałym portretowaniem konsumpcjonizmu. Nadaje mu wiele
oblicz. Skrywa pośród licznych definicji. Dzięki uważnym obserwacjom nabiera do
ludzi i dystansu, i empatii. A jednak jest wyraziście buntowniczy w swym
pisaniu. Bo ta książka jest wyrazem buntu, lecz także próbą diagnozy
niebywale skomplikowanej współczesności, w której ścieramy się ze sobą coraz
częściej, równie często odwołując do tolerancji, poszanowania praw i szacunku
dla drugiego człowieka.
Czy postrzegamy rasy ludzkości
jako pewną ustaloną hierarchię? Z czego wynika fakt, że imigrant tak często
jest niewidzialny, a nawet problematyczny? Co się stanie, kiedy dopuści się do
głosu kogoś, kto ma tylko patrzeć i być czujnym, a okazuje się, że ta czujność
jest innego rodzaju, doskonale wyławia absurdy i bolączki społeczeństwa
różnorodnego miasta, które bardzo chciałoby tuszować niewygodne problemy? Czytanie Gauza pociąga za sobą wiele pytań.
Co jest manierą, co religią, a co fetyszem społeczeństwa zachodnioeuropejskiego
w XXI wieku? Co symbolizuje kolor skóry, z jakim rodzajem stygmatyzowania jest
związany? W końcu – dokąd zdążamy w tym kapitalistycznym pędzie z historią
podboju i wykorzystania, a także z doskonale wypracowaną tendencją do tego, by
nie widzieć wszystkiego, co problematyczne? Gauz prowokuje, ironizuje,
bawi, lecz przede wszystkim twórczo przekształca trudne doświadczenia życiowe,
by powiedzieć Francuzom, jacy są naprawdę, i by pokazać, czego Paryż może się
wstydzić. Robi to nawet lepiej niż Sabri
Louatah, bo tworzy rzecz krótką, zwięzłą i bardzo dosadną. Świetna,
dynamiczna narracja. Wielogłosowa opowieść o istocie afrykańskiej tożsamości w
zachodniej Europie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz