2018-09-10

„Lusterko, ramię, kierunkowskaz” Dorthe Nors


Wydawca: Czarna Owca

Data wydania: 22 sierpnia 2018

Liczba stron: 208

Przekład: Elżbieta Frątczak-Nowotny

Oprawa: twarda

Cena det.: 29,99 zł

Tytuł recenzji: Życiowy drogowskaz

Ta interesująca duńska powieść obyczajowa przyciąga uwagę nie tylko intrygującym tytułem. Także szalenie ciekawą metaforą, jaką jest uczenie się przez główną bohaterkę prowadzenia samochodu, oraz świetnie funkcjonującą symboliką jej zawodu: tłumaczki poczytnych książek, do których sama nie ma przekonania. Dorthe Nors proponuje formalnie bardzo prostą narrację, a jednocześnie opowieść głęboko poruszającą. Taką historię o kobiecych samotności i wyobcowaniu, w którą wkraczamy z dużą dozą empatii. Duńska pisarka obrazuje te dwa najważniejsze motywy w bardzo różnych płaszczyznach. Wydobywa bohaterkę z przeszłości, do której pozornie nie ma już powrotu, i umieszcza w wielkomiejskich frustracjach Kopenhagi. Ale przede wszystkim w relacjach, a raczej próbach tych relacji. To mała książka o wielkich trudnościach i dużych wątpliwościach każdego z nas – niezdolnego do wyjścia naprzeciw światu. Temu światu, który stanowił iluzję pewnej ucieczki i poczucia bezpieczeństwa. Nors portretuje to wszystko w bardzo zwyczajny, chwilami nawet nonszalancki sposób. A jednak opisywany dramat jest niezwykle przejmujący, nie ma w nim nic z groteskowości, absurdalności, nie jest wycieniowany zdaniami zmierzającymi w stronę truizmów czy nudy. Lusterko, ramię, kierunkowskaz” to opowieść o kobiecej niewidzialności, o udręce sztucznych relacji i tęsknocie za tym, co było szczere, prawdziwe, zapamiętane i niemożliwe już do powtórzenia. Zgrabna, nienarzucająca się powieść ze świetnie rozpisanym zakończeniem. Taka literatura, która zjednuje, bo jest czuła na detale, ale opowiada o doświadczeniu uniwersalnym. Sprytnie, bo w bardzo subiektywny sposób.

Sonia skończyła czterdzieści lat. Ma za sobą nieudany związek emocjonalny i lata wrastania w specyficzną formę samotności, w której umeblowała i uporządkowała życie, ale nie znalazła prawdziwego kontaktu ze sobą, swoimi potrzebami. Ma za sobą szereg trudnych doświadczeń, ale przede wszystkim próbę odmiany swojego losu egzemplifikowaną przez przeprowadzkę do stolicy ze wsi, której w dawnym kształcie już nie ma. A może nie ma świata, jaki Sonia zapamiętała. Kopenhaga jest jej obca na kilka sposobów. Tak jak obcy jest samochód, który próbuje oswoić. Problemy z jazdą nie wynikają tylko z winy obcesowej instruktorki, z którą Sonia ma więcej wspólnego, niż gotowa by się była do tego przyznać. To nie tylko problem ze zmianą biegów i płynnym włączeniem się do ruchu. Perypetie niedoszłej właścicielki prawa jazdy pięknie opowiadają o rozterkach bohaterki w nieoczywistym wymiarze i kontekście. Sonia wychodzi naprzeciw nowemu doświadczeniu. Wszystko, co osiągała, było nowe i nie do końca oswojone. Dzisiaj pozostaje egzystencjalna pustka i pytania o to, w czym można wyrazić siebie. A także do czego dążyć. Przecież jest silna. Nigdy się nie poddaje.

Sonia boleje nad utratą kontaktu z rodziną. Rodzice są tu jedynie nakreśleni w pewnym wymownym tle, ale ważna jest próba odnalezienia się w relacji z siostrą. Kate została tam, skąd Sonia się wydobyła. W miejscu, w którym zawsze wszystko było takie samo, miało te same kształty i znaczenia, nie stawiało wymagań, nie wymagało podejmowania trudnych wyborów. A jednak wybór Soni naznaczył ją na całe życie. W anonimowej Kopenhadze wciąż wspomina smak cukru pudru wgniatanego w chleb i jelenie z rodzinnych stron. Kate pozostała tam, skąd Sonia za wszelką cenę chciała się wydobyć, ale może zachowała wszystko to, co siostrze z metropolii tak doskwiera swoim brakiem?

Dorthe Nors interesująco rozprawia o bezradności i bezużyteczności słowa w wyrażaniu przejmującego smutku wynikającego z faktu, że nikt nie dostrzega nas takimi, jakimi naprawdę jesteśmy. Bohaterka powieści tłumaczy słowa, które są jej obce. One jednak znajdują licznych wielbicieli. Ten kod przekładu, z jakim zmaga się Sonia, jest potem językiem zrozumiałym dla wszystkich. Podobnie jest także ze sferą przemyśleń, które kobieta Nors próbuje przenieść do życia. Sonia ma w sobie historie, ale nie potrafi ich opowiedzieć. Tkwimy zatem w klaustrofobicznym nieco klimacie osaczenia tej kobiety przez samą siebie. A jednak jej zmagania z tym, co uwiera i deprymuje, stają się bardzo wyraziste, coraz bardziej zrozumiałe, ostatecznie zaś – przekładalne na język odczuć i emocji, z którymi każdy może się zidentyfikować.

„Lusterko, ramię, kierunkowskaz” to także historia borykania się z umiejętnością łapania równowagi, co zaznacza fizyczna przypadłość bohaterki. Sonia chwieje się i kołysze, choć stara się iść wyprostowana, trzymać gardę i nie zdradzić się z żadną swoją bolączką. To dochodzenie do siebie po tym, jak zaburzona zostaje postawa wyprostowana, także ma interesujące znaczenie. Być może bohaterka dochodzi do siebie po zniszczeniu równowagi proponowanej przez miejsce, z którego za wszelką cenę chciała się wydobyć. A może w tym braku balansu chodzi o coś zupełnie innego. Tak czy owak Nors bardzo ładnie i umiejętnie cieniuje także smutek swojej bohaterki, nie epatując nim, ale dochodząc do momentu, w którym jest już za ciężki do udźwignięcia. Dla Soni czy czytającego o jej losach? Myślę, że to historia, w której rolą odbiorcy jest nie tyle współodczuwanie, ile wydobycie z siebie odpowiedzi na pytanie o to, co stanowi o istocie spełnionego życia: lokalizacja, właściwe relacje, zdobyte umiejętności czy może uporządkowana przeszłość, do której nie trzeba wracać, bo nigdy nie trzeba było od niej uciekać?

Zarzutem stawianym tej powieści może być statyczność i to, że w jakiś sposób jest niewyraźna. Ale to tylko pozory. Rzadko ujmują mnie książki o oczywistych kwestiach napisane w dość oczywisty sposób. Tutaj wszystko jest w przewidywalnych miejscach i oczywistych proporcjach, a jednak ładunek emocjonalny skryty pod chłodną narracją ma tu naprawdę wyjątkową moc i jest to taka mała powieść, która zostaje na długo w głowie. Z całą swoją oczywistością, a także formą, za którą stoi mimo wszystko kilka zagadek, a także wyszczególnione już interesujące metafory.  

2 komentarze:

Jardian pisze...

Czarna Owca ma dobrą rękę do dobrych książek. Pozdrawiam imiennika !

czytajodlewej pisze...

Właśnie skończyłam tę książkę. Mam bardzo podobne odczucia do Twoich i opinia moja pokrywa się z Twoją. Bardzo dobra, a stosunkowo krótka opowieść...