Wydawca: Prószyński
i S-ka
Data wydania: 18 września 2018
Liczba stron: 348
Przekład: Agnieszka Walczy
Oprawa: miękka
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Poszukiwania
„Poza siebie” to brawurowo
opowiedziana historia rozpadu rodziny na emigracji, poszukiwania własnej
tożsamości (także seksualnej) i rozpisana na wiele głosów historia poszukiwań
powiązania z miejscem, w którym przyszło żyć. Ale przede wszystkim jest to
historia tęsknoty za wolnością i opowieść o deficycie wywołanym zniknięciem
jednego z rodzeństwa. Sasha Marianna Salzmann świetnie wpisuje się w nurt
powieści młodych autorek opowiadających o trudach emigracyjnego dostosowania
się, dołączając między innymi do Meral Kureyshi („Słonie w ogrodzie”) czy Olgi
Grjasnowej („Rosjanin to ten, kto kocha brzozy”). Rozpaczliwe poszukiwania
własnego miejsca albo odbicia siebie w drugim człowieku sytuuje w plastycznie
opisanych przestrzeniach. Najważniejszy
dramat rozgrywa się w Stambule, ale wszystko, co do niego doprowadziło, miało
miejsce wcześniej – w Rosji radzieckiej, potem tej po transformacji, a
następnie w Niemczech, emigracyjnym przystanku rodziny ulegającej w obcym dla
niej świecie rozpadowi. „Poza siebie” to też książka o indywidualnych formach
wyobcowania. Wszyscy bohaterowie zdają się nie na miejscu, nie tam gdzie
trzeba, nie w tych sytuacjach i relacjach, w jakich mogliby czuć się
bezpiecznie. Jest też motyw podróży i wspomnianego już zniknięcia. Całość
tworzy powieść, która zawłaszcza. Salzmann
ma niebywały talent do snucia takich form narracji, w których odsłaniana
historia łączy się z niuansowaniem ludzkiego zagubienia i cierpienia. Dlatego
jest to powieść mądra, także odważna, prowokująca do wielu pytań. W specyficzny
sposób nieoczywista. Umiejętnie skonstruowana, gdy polifonia wypowiedzi
bohaterów zamyka się w dość skromnej objętości książki.
Alisa przybywa do miasta
rozpiętego między dwoma kontynentami. Nie jest pewna swoich działań, nie ma
planu, czuje jedynie potrzebę poszukiwania. To stamtąd dotarła pocztówka od jej
brata Antona. Ali jest zdeterminowana, by go odnaleźć. Powody tej determinacji
będziemy poznawać stopniowo. Tymczasem dzieje się coś, czego nie można było
przewidzieć. Poszukiwaniu towarzyszy przemiana. A wokół bohaterki stambulskie
smaki, zapachy i doświadczenia. Turcja, która zdaje się bezpieczną przestrzenią
dla człowieka przygarniającego Ali, jest sportretowana jak wrzący wulkan, który
za chwilę wybuchnie. W takich to miejskich dekoracjach rozegra się historia
unikatowych doświadczeń, także tych seksualnych. Stambuł niesie w sobie te nieokreślone kształty, z których wydobyła
się pamięć bohaterki poszukującej najbliższej jej osoby. Człowieka, z którym
wspólnie w dzieciństwie przyjmowała razy za obcość i inność. Człowieka, z
którym weszła potem w specyficzną relację. Kogoś, dla kogo i dzięki komu stała
się taka, jaka jest dzisiaj. Kogoś, kto stał się jej częścią. Której teraz
nie ma, musi ją odnaleźć. Bohaterka jest niespokojna i funkcjonuje w rytmie
stałego napięcia. Nieoczywista w ocenie czytelniczej. Salzmann bardzo się
postarała, by wszystko, o czym pisze, miało ten wieloznaczny wydźwięk zagadki.
Także oblicza ludzkiego zagubienia. Przecież o nim w dużej mierze jest ta
książka.
Bardzo
podobają mi się subtelne i czułe opisy. Niektóre są literackimi miniaturami,
inne zajmują uwagę na dłużej. Autorka portretuje charaktery i miejsca,
zaznaczając pewne graniczne sytuacje, poza którymi są już zupełnie nowe
możliwości albo też tych możliwości brak. Rosyjska rodzina
ukształtowana wedle nieprzystających do kraju emigracji wzorców. Trudna
sytuacja tej rodziny w nowym miejscu, gdzie wszystko staje się inne,
wymagające. Ucieczki różnego rodzaju – w przestrzeni, ale także w głąb siebie.
To tak jak z płaczem w tej rodzinie, który zawsze trzeba było skrywać gdzieś do
wewnątrz. A poza tym erozja relacji uznawanych w ojczyźnie za silne.
Narzuconych niejako w swej oczywistości i pod wpływem innych okoliczności życia
ujawniających pustkę. Rodzice i dzieci zatomizowani. Coraz bardziej świadomi
tego, że nie są tą wspólnotą, jaką byli, przybywając do obcego kraju. Osobni i
nieszczęśliwi. To prowadzi do kolejnych dramatów…
Pierwszym słowem Ali na
emigracji staje się „przepraszam”. Musi uczyć się pokory, gdy przybywa z kraju,
w którym wiecznie należało pokornie schylać głowę, co doskonale wypracowała
sobie jej matka. Kolejne słowa w obcym języku zdobywa jak swoiste trofea i
stara się je rozumieć w zgodzie z bratem. Anton stanowi dla niej punkt
odniesienia i staje się z czasem najważniejszy w bardzo wyjątkowy sposób. A
potem znika. Salzmann obrazuje nie tylko
rozpacz pustki i kompulsywną próbę jej zapełnienia, ale przede wszystkim trud
odnajdywania siebie pośród bodźców i wrażeń coraz bardziej dezintegrujących.
Stąd też ciekawa autorska fantazja, by to rozedrganie wewnętrzne osadzić w
kontekście niepewności płciowej – form i doznań warunkujących spełnione życie
seksualne. Życie, które Ali chciałaby mieć pod kontrolą choć przez chwilę.
„Poza siebie” to bardzo
ciekawa opowieść o byciu na peryferiach ludzkości. Emigracyjna historia
rosyjskiej rodziny z żydowskimi korzeniami rozgrywana w konwencji dramatu,
którego początki sięgają daleko wstecz, stąd też narracje z poprzednich
pokoleń, być może też tłumaczące teraźniejsze działania głównej bohaterki.
Ujmuje sposób, w jaki Salzmann kolekcjonuje zdarzenia minione w swojej prozie.
Co z nimi robi, jak je przedstawia, jaki porządek buduje tymi historiami. To jedna
z tych książek o ludzkim niepokoju, która zaraża tym niepokojem w trakcie
lektury na tyle, że finałowe rozwiązania mogą wydać się mocno przejmujące. A
przecież większość pytań i odpowiedzi ukryła się w tym, co już minęło. To powieść umieszczona gdzieś między
narodowościami, kulturami i płciami – po to, by zadawać pytania o ludzkie
nieszczęście, jakie rozwija fakt niemożności przynależenia do czegoś
jednolitego. To świetna narracja o ludzkiej bezsilności oraz
bezkompromisowości w działaniu. W historię emigracji wpleciona jest bardzo
interesująco postać Agłai Veteranyi. To
wyjątkowy smaczek tej powieści. Ale Sasha Marianna Salzmann potrafi zaskoczyć
nie tylko czymś takim. „Poza siebie” pozostawia z wieloma pytaniami bez
odpowiedzi. To pytania trudne, fundamentalne, a jednak postawione w sposób
zupełnie zaskakujący. Jednocześnie autorka stale stawia pytanie o to, skąd się
wywodzimy, kim dla siebie jesteśmy i jak bardzo wrastamy w miejsca, które
wydawać się mogą tymczasowe. Nietuzinkowa powieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz