2018-10-30

„Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii” Małgorzata Rejmer


Wydawca: Czarne

Data wydania: 17 października 2018

Liczba stron: 344

Oprawa: miękka

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Piekło bez rozrachunku

Małgorzata Rejmer jak nikt z dzisiejszych reportażystów potrafi opisywać i niuansować oblicza ludzkiego zniewolenia. Pięć długich lat czekałem na coś, co potwierdzi wielkość – lub jej zaprzeczy – książki „Bukareszt. Kurz i krew”, którą uznałem za wydarzenie literackie 2013 roku. Wiedziałem, że w opowieści o Albanii autorka skupi się na podobnych procesach dziejowych i mechanizmach funkcjonowania społeczeństwa niszczonego przez reżim. I bardzo się bałem pewnej wtórności, bo przecież jak jeszcze w wyjątkowy sposób można opisać relacje tyrana i obywateli państwa pozbawionego pragnień i marzeń? Moje obawy zniknęły już po lekturze kilku rozdziałów „Błota słodszego niż miód”. Znajoma fraza, podobny sposób obrazowania metaforycznego. Inny punkt wyjścia, bo tym razem opowieść o komunistycznym piekle osadzona jest w rozprawie głównie o prowincji – Tirana w zasadzie nie funkcjonuje w tym reportażu obrazującym Albanię taką, jakiej nikt przez lata nie mógł dostrzec.

To kolejna wielka rzecz Małgorzaty Rejmer. Stworzony z szacunku, empatii i dużej ciekawości reportaż o stanie umysłu Albańczyków na długo po tym, gdy upadł reżim Envera Hoxhy i gdy można było wreszcie zdefiniować, a także poczuć wolność. Jeden z bohaterów tej książki mówi do autorki, że nie uda jej się sportretować albańskiego komunizmu. Czy tak jest w istocie? Przecież Rejmer dysponuje tylko nieodległą historią – nie sięga wstecz tak bardzo jak w przypadku portretowania Rumunii. Wieloma niewiadomymi, które uzupełniają opowieści jej rozmówców. Specyficznym murem milczenia, za którym skrywają się Albańczycy pamiętający wiele i zbyt dokładnie. Nie będzie to przecież historia młodego pokolenia kraju, który chce aspirować do bycia w nowoczesny sposób europejskim. Rejmer dyskretnie sygnalizuje tylko, czym Albania jest dzisiaj. Zanurza się przede wszystkim w nurt opowieści z czasów reżimu. Oddaje swym rozmówcom tę książkę w całości. Sugeruje, czym naprawdę był albański dyktat Hoxhy, i daje do zrozumienia, że nigdy tak naprawdę nie dokonano z nim rozrachunku.

Obecność dyktatora, który odszedł w 1985 roku, jest świetnie opisana poprzez jedno wspomnienie, gdzie pojawia się ramka ze zdjęciem najbliższych… a pod nim skryty jest wizerunek Hoxhy, kiedyś obowiązkowo eksponowany w domach. Jego ślad to nie tylko niepokojąca obecność fotografii, która skryła się pod inną. To także sposób myślenia narzucony Albańczykom. Ludziom latami żyjącym w specyficznej formie więzienia. Jego metafora funkcjonuje tu bardzo szeroko, bo zaglądamy do zwyczajnych więzień i dowiadujemy się o formach opresji, które były w nich stosowane, ale widzimy też silne oddziaływanie drutu kolczastego, który spinał granice i nie pozwalał Albańczykowi skonfrontować niczego, co miało miejsce w jego kraju, z tym, jak żyje i funkcjonuje reszta świata. Choćby ta najbliższa, tuż za granicą. Nie było innej rzeczywistości niż świat priorytetów Envera Hohxy. Odnieść można wrażenie, że nie ma jej do tej pory dla tych, którzy starają się odważnie opowiadać o przeszłości, ale i wspominają swych bliskich nadal szepczących, nadal niepewnych tego, że można wyrazić siebie, swoje emocje, przemyślenia i oczekiwania.

Komunistyczna Albania funkcjonowała jak specyficzny skansen, w którym absolutnie wszystko podporządkowane było tezom i zamierzeniom dyktatora. Małgorzata Rejmer obrazuje, z jaką łatwością, okrutną nonszalancją można było zamienić życie nawet najbliższej osoby w piekło. Wszystko miało oczy i uszy. Ale to ludzie donosili, ludzie deprecjonowali innych ludzi, to także ludzie bili do utraty przytomności, znajdowali przyjemność w poniżaniu rodaków, nakazywali im właściwe myślenie i zachowanie. Był to mechanizm idealny. Opresja i tuszowanie deficytów. Albania była krajem groźnych absurdów, jak choćby ten, że nawet odchody mieszkańców mogły zapewniać wielkość państwa. Ta wielkość okupiona była życiem w wiecznym strachu. Tak wiecznym, że nawet dzisiaj rozmówcy Rejmer nie są w stanie się od niego uwolnić. Autorka wydobywa ze swych rozmówców relacje, w których podkreśla się fatalizm i jednoczesną siłę więzi rodzinnych. To przez pryzmat rodziny, a także odsłaniania motywu zesłania na prowincję, dowiadujemy się najwięcej o strukturze reżimu. O tym, czym Albania była przez dekady i czym staje się dzisiaj, gdy wolność i demokracja to czasem tylko puste słowa. Zdezawuowane wartości, dla których nadal, po tylu latach od upadku komunizmu, nie ma mocnych i czytelnych definicji.

Rejmer z wyjątkową czułością oddaje głos Albańczykom, którzy nie tyle krytycznie, ile przede wszystkim sentymentalnie przyglądają się ruinie czasu minionego. Dzisiaj blisko połowa obywateli Albanii nie uważa Envera Hoxhy za despotę i mordercę. „Błoto słodsze niż miód” opowiada o tym, co Albańczycy pamiętają, ale także o tym, co mitologizują. Za czym dzisiaj tęsknią i co gloryfikują. Niełatwo było prowadzić niektóre rozmowy. Zwłaszcza te, które wydobywały się z łez i smutku. Ale to wielogłosowa opowieść o pewnej sile i solidarności. O czymś, czego nigdy być nie powinno w doskonałym państwie Hohxy, a co w pojedynczych przypadkach zaczęło rozsadzać od wewnątrz albańską klatkę państwowości i narzuconego sposobu życia.

Autorka lubi metafory rzeczownikowe. Portretując Bukareszt, pisała o powietrzu, strachu i gniewie. Tym razem obrazuje kraj „w kolorze pyłu, prochu i kurzu”. Symbolika tytułowego błota sięga także daleko i niekoniecznie jest tym, czym może się wydawać na początku. Małgorzata Rejmer wie, w którym miejscu postawić na siłę przenośni, a kiedy oddać głos faktom i zaznaczyć ich bezkompromisowość. Jej rozmówcy mają w sobie wiele niespełnionych tęsknot za dobrym i sprawiedliwym państwem. Także dużo sentymentu do Albanii, która przecież latami ich krzywdziła. Czy autorce udaje się oddać specyfikę albańskiego komunizmu? Myślę, że udaje jej się dużo więcej. Pokazuje, ile siły i bezradności jednocześnie może tkwić w człowieku. Jak bardzo destrukcyjnie wpływa na niego izolacja. To też opowieść o tym, że – nie tylko w Albanii przecież – zawsze te same pokłady dobra i zła tkwią w każdym człowieku, czekając na impuls, by się wydobyć. W portretowanym przez Rejmer kraju zło wydobywało się z ludzi nadzwyczaj często. Autorka chce jednak przyjrzeć się temu, ile dobra wówczas się ujawniało i czy wystarczy go, by pożegnać demony. Bo przecież zapominanie i przemilczenie nie są receptą na tożsamość. A w sumie najciekawsze jest w tej książce to, co skryte w niedopowiedzeniach, czyli albańska tożsamość dzisiaj. Nie można jej zrozumieć bez pochylenia się nad przeszłością. Małgorzata Rejmer robi to z sercem i otwartym umysłem. Płacząc czasem wraz ze swoimi rozmówcami. Świetny reportaż!

2 komentarze:

Jardian pisze...

Jak Rumunia, to ja to kupuję.W dodatku Wydawnictwo Czarne. Pozdrawiam imiennika :)

Leon Lumpski pisze...

Książka składa się z kilkudziesięciu opowieści Albańczyków, w których wspominają oni swoje życie. Opowiada losy ludzi, którzy żyli w jednym z najbardziej zamkniętych krajów w Europie, w kulcie wodza, zamknięciu, strachu, w twierdzy, w której podsycana przez rządzących duma narodowa miała zrekompensować wszystkie pozostałe potrzeby. Z drugiej strony reżim nauczył pisać i czytać ....i co dalej. Potem przyszła "wolność". Dumę narodową miał zastąpić bożek konsumpcji. Szaleje korupcja, nie ma żadnych zasad. Aparatczyków zastąpili cwani geszefciarze, granice się otworzyły można było konsumować, bogacić się, korzystać. Ale żeby ktoś mógł skorzystać trzech innych musi być wykorzystanych, starszych, mniej przebiegłych, mniej zdolnych, mniej bezkompromisowych. Bo kto to jest złodziej? To ten, kto chce szybko wzbogacić się kosztem innych. A najłatwiej to zrobić w społeczeństwie, które dobrze zna strach i nie zna innego. Dla osób takich jak ja, które pamiętają z własnego doświadczenia historię i historie sprzed kilkudziesięciu lat, ta książka nie pokazuje niczego nowego. Momentami jest wręcz nudna, zadaje te same pytania, które pojawiają się w historiach wszystkich dawnych demoludów, w Hiszpanii, w Portugalii itd. Czy i jak karać sprawców, jak zapobiec eskalacji wrogości i załatwiania prywatnych interesów przy okazji procesu wybaczania, w jakiej skali oceniać decydenta, który wcześniej czerpał garściami z dokonań reżimu. Większość tych pytań zadają zwykle autorzy innych książek o podobnej tematyce. Do tych problemów autorka nie zauważa, prawie nie pokazuje szerszego kontekstu historycznego, relacji gospodarczych we współczesnej Albanii, wątków narodowościowych. Zebrała kilkadziesiąt opowieści sprzedawanych jako historie ludzi z najbardziej zamkniętego kraju w Europie. Dla mniej doświadczonych, tych, co dziwią się, że kiedyś nie było internetu, bankomatu albo "mniejmyślnych" może być pozycja ciekawa, dla mnie jest po prostu.... połowiczna. Sądzę, że gdyby ukazała się w innym wydawnictwie niż Czarne ( które ja też cenię) przeszłaby zdecydowanie mniej zauważona.....