Wydawca: Wydawnictwo
w Podwórku
Data wydania: 25 października 2018
Liczba stron: 240
Przekład: Krzysztof Jarosz
Oprawa: miękka z obwolutą
Cena det.: 38 zł
Tytuł recenzji: Przemoc płci
Powieść Anandy Devi można
czytać równocześnie i uzupełniająco z esejami Rebeki Solnit „Mężczyźni objaśniają mi świat”. O ile Solnit rozprawia się ze zjawiskiem przemocy płci w
ironicznych i różnorodnych kontekstach, o tyle dosadna i posługująca się hiperbolizacją
książka maurytyjskiej pisarki mniej zwraca uwagę na konteksty, bardziej na
intymną historię. Poprzez zestawienie obu tych publikacji możemy dokładnie
ujrzeć zarzuty postawione mężczyznom chcącym zdominować drugą płeć. U Devi będziemy mieli nie tylko mroczną
rozprawę z różnymi rodzajami kameralnej, ale wyjątkowo dotkliwej przemocy. „Zielone
sari” – ze świetnie dobranym, brzmiącym doskonale w kilku metaforach tytułem –
to świadectwo deprecjonowania kobiety w najbardziej prymitywnym wymiarze. A
jednocześnie jest to książka o tym, jak uprzedmiotowiona zostaje męskość.
Paradoksalnie ta męskość, która zawsze była przyczyną i tłumaczeniem
bezwzględności w postępowaniu z żoną, córką, wnuczką. Devi ukazuje mężczyznę
usiłującego rozpaczliwie trzymać gardę tuż przed śmiercią, pragnącego za
wszelką cenę zachować swoją podmiotowość, być do końca wyraźnym. W tej mrocznej
wiwisekcji nie chodzi tylko o egocentryzm. Głównie o powody zgorzknienia
umierającego bohatera. Ale także o stojący za nim szowinizm, o strukturę
mentalnej nienawiści i o to, że tuż przed śmiercią role się odwracają, a tyran
staje się zabawką w wyrafinowanej grze zemsty.
Bissam
to imię lęku. Tego, który wzbudzał we wszystkich kobietach w swojej rodzinie, i
tego egzystencjalnego, który dopada go, gdy widzi, jak organizm odmawia mu
posłuszeństwa, gdy zmuszony jest przyjmować na swoje nagie genitalia
triumfujące spojrzenia dawnych ofiar. Gdy zdaje sobie sprawę z
tego, że naprawdę odchodzi, bo to – abstrahując od naczelnego motywu przemocy i
nienawiści – symboliczna opowieść o tym, jak tracimy godność w momencie
rozrachunku z życiem. A Bissam ma dużo do przemyślenia, jeśli chodzi o jego
życie. Devi kontrastuje jego poglądy i przekonania z profesją, jaką się parał.
Egocentryczny, małostkowy, złośliwy do samego końca i przekonany o swej
wyższości mąż, ojciec i dziadek był lekarzem, ale nie takim w służbie naprawdę
potrzebującym, lecz wyrachowanym cynikiem i materialistą. Jest jednoznacznie
zły? A jednak pochyla się z czułością nad krową w agonii. Jednak potrafi
wypowiedzieć się z troską o jedynej kobiecie swojego życia, która – jak
twierdzi – cokolwiek mu dała. Ananda Devi każe swego narratora od razu
znienawidzić, ale jednocześnie daje czytelnikowi ten margines niepewności: czy
nienawidzimy tu człowieka, czy też jego ukształtowanych przez różne
okoliczności poglądów?
Bissam umiera i jest zależny
od kobiet, które kiedyś uzależniały całą swoją wolę od niego, narzucającego
rytm i formę życia, nieustannie roszczeniowego, gotowego siłą pięści
porządkować mir domowy. Wszak – jak tłumaczy to sobie sam mężczyzna – „przemoc
to łaska”. A jego nieżyjąca żona zaznała jej ponoć bardzo wiele. Bohater „Zielonego sari” jest rozpaczliwie
trzymającym się twardych zasad człowiekiem, który sam sobie wyznaczył granice i
definicję człowieczeństwa. Obcesowy od samego początku, pogardza ludźmi
sympatycznymi czy uśmiechniętymi. Wykonując
zawód powiązany z empatią, nie okazuje jej nikomu, z kim przyjdzie mu obcować
zawodowo. Ale także żonie. Ofierze najbardziej tragicznej, bo nieobecnej,
niemającej już głosu. Niemożliwa jest zatem konfrontacja, do której gotowe są
córka i wnuczka. A może tylko myślą, że są w stanie wziąć odwet za życie w
poniżeniu i pogardzie.
To
straumatyzowana rodzina, w której nie ma już miejsca na ekspiację. Nie ma
żadnej możliwości porozumienia, bo porządek ustanawiały twarde męskie prawa, a
każdy rodzaj przemocy i dominacji wpisany był w codzienność oddalających się od
tyrana kobiet. Dziś córka Kitty nie jest gotowa na to, co
chciałaby zrobić albo co od ojca usłyszeć. Wspierająca ją Marika uświadamia
matce, iż można się zmierzyć ze statusem ofiary i można wziąć odwet za
wszystkie doświadczane cierpienia. Jest gotowa pokazać dziadkowi na łożu
śmierci, co znaczy odwzajemniona nienawiść. Podejmuje odważną próbę, ale czy
pojawia się coś więcej?
Bissam wydaje się absolutnym
triumfatorem. To on jest mistrzem tej statycznej i monotonnej wręcz
psychodramy, ale tak świetnie rozpisanej na role przez Devi, że słowa tną jak
sztylety, pozostając między bohaterami, lecz raniąc również czytelnika. Marika
mówi do Bissama: „(…) jesteś chory na samego siebie”. I widzimy, w jak
dramatyczny sposób cierpienie fizyczne bohatera łączy się z każdym rodzajem
cierpienia, jakie zadał w życiu. Przeszłość to już zamknięty czas, ale zaczyna
coraz bardziej uwierać. Napięcie przy łóżku umierającego staje się nie do
zniesienia. Skrzywdzone kobiety nie mogą pojąć, w jaki sposób mężczyzna w
stanie agonalnym wydobywa z siebie jeszcze tak wiele jadowitych słów. Jak jest
dwulicowy i zdeterminowany, by krzywdzić do ostatnich dni swojego życia.
„Zielone
sari” to też interesująca, bo egzotyczna dla nas, rozprawa z kulturą Mauritiusa
i jej bezkompromisowością. Zarysowane tło społeczne i historyczne wyspy, na
której status męskości Bissama został kilka razy zakwestionowany, dodatkowo
ubarwia tę hipnotyzującą narrację i wskazuje, że cały zestaw symboli ma tutaj
także lokalne zakorzenienie. Devi pisze o tym, czym jest
człowieczeństwo i jak groteskowe może być, skoro z sytuacji wstydu można wykuć
swoją wielkość, uznać się za bohatera, sankcjonować wyższość i lepszość, która
pozwala na to, by krzywdzić – odnajdując w tym masochistyczną przyjemność.
Niezwykle wyraźny bohater tej powieści uosabia w sobie to, co w ludzkości
najgorsze, ale definiuje to wszystko poprzez płeć. Bo kobiety nie mogą być
silniejsze niż mężczyźni, skoro zdane są na instynkt, nie na racjonalny ogląd
rzeczywistości. Wszystko, co widzi i ocenia Bissam, jest przefiltrowane przez
jego irracjonalną osobowość – tak pewną siebie, że niedostrzegającą absurdów
własnej słabości. Ale wówczas przychodzi konfrontacja ze śmiercią. I z
kobietami, które będą żyły. Może nawet lepiej i inaczej, jeżeli uda im się
wydobyć z traumy rodzinnej. O ile uda im się kiedykolwiek z niej wydobyć…
Wstrząsająca
i działająca na wyobraźnię powieść o ludzkim okrucieństwie, ale także o
bezradności i o wstydzie, z którego nie wydobywa się nic poza złością na świat.
Powieść o tęsknotach, utratach, niemożności wydobycia się z przemocy, ale i o
tym, jak może nas zniszczyć nienawiść. O nienawiści jako słabości. O
toksycznych relacjach rodzinnych, dla których nigdy nie było okoliczności, by
stały się inne…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz