Wydawca: Afera
Data wydania: 1 października 2018
Liczba stron: 224
Przekład: Anna Radwan-Żbikowska
Oprawa: miękka
Cena det.: 34 zł
Tytuł recenzji: Znikanie i podróż
Literatura dla koneserów. A
może właśnie dla każdego bez wyjątku, bo jest tu i historia, i wyrazisty
bohater, i szereg symbolicznych scen rozgrywających się między dosadną
wulgarnością a liryczną czułością do detali autorki. Bianca Bellová stworzyła powieść inicjacyjną przypominającą moralitet,
posługując się bardzo prostymi środkami wyrazu, a wywołując dreszcze dzięki
spleceniu świata przyrody ze światem ludzi i nakreślaniem nieprzyjaznych
przestrzeni, gdzie rozgrywają się wielkie dramaty, o jakich ludzie i świat nie
myślą, nie pamiętają. Trochę to taki minimalistyczny rewers „Granicy zapomnienia” Siergieja Lebiediewa, u którego też ze ściśniętym gardłem
przemierzamy pustkę. U Bellovej jest chyba bardziej dosadnie, ale tak samo
sugestywnie. Ważny jest obserwator (tu raczej bohater z krwi i kości) i ważne
jest to, co widzi. To, co my możemy dzięki temu widzieć. Bez czułostkowości,
ale przy jednoczesnym skupianiu się na drobiazgach. Rozproszone elementy w
różnych przestrzennych dekoracjach mówią tutaj dużo więcej niż sama droga
chłopca stającego się mężczyzną. Bianca Bellová opowiada o rzeczywistości,
której brakuje porządku, i o ludziach rozpaczliwie ten porządek
ustanawiających. O podstawowym deficycie symbolizowanym przez postać matki. O
niepewności tego, skąd i w jakim kierunku się wydobywamy.
Kiedy na początku „Jeziora”
trzyletni Nami walczy z ciemną tonią, Bellová naznacza go tą pełną rozpaczy
czynnością – i dawno nie spotkałem się z powieścią, która tak sugestywnie wprowadza
w swój świat przedstawiony. Nami będzie tonął i walczył o złapanie tchu tam,
dokąd rzuci go los wędrowca. Bo rodzinna miejscowość nie jest już miejscem, w
którym Nami rozumie samego siebie. Chłopiec chciałby zawsze leżeć pod białym
sufitem, wdychać zapach suszących się ziół i trwać w bezczasie, bezkarności
bycia poza nazywaniem sensu życia. Zmuszony będzie przede wszystkim do
konfrontacji z samym sobą. „Jezioro”
opowiada o atrofii – zgrabnie wykorzystuje historię zanikania znanego akwenu,
by jego topografią zaznaczyć mapę mentalną samotnego chłopca. Bohatera
wędrującego przez świat, którego elementy zanikają. I pośród ludzi. A człowiek
w narracji Bellovej wcale nie brzmi dumnie.
Babka karmiąca bajkami
swojego „kruszka” nie jest świadoma, że los zmusi go do tego, by zapomnieć o
lokalnych wierzeniach i skonfrontować się ze światem zewnętrznym. Także
przynależącym do tytułowego jeziora, które łączy ze sobą różne rzeczywistości,
ale samo w sobie ulega erozji, przestaje istnieć, zmniejsza się i zmusza
żyjących jego dobrami ludzi do rozhermetyzowania bezpiecznego modelu życia.
Nami wyrusza w podróż w momencie, w którym jego miejsce na ziemi zaczyna ulegać
destrukcyjnej zmianie. Chłopiec wie, że Boros to miejsce nieznoszące próżni.
Wie, że stworzyło sieć silnych i toksycznych zależności międzyludzkich,
formując społeczność żyjącą bardzo surowo. A Nami nie jest gotowy na tę
surowość, kiedy opuszczają go bliscy. Nie jest bliski już sam sobie. Ruszy w
drogę, by doświadczyć jeszcze większych zaskoczeń niż te, które próbowały
uformować jego światopogląd. Bianca Bellová opowie o przemierzaniu tych
przestrzeni, które są jednocześnie obce i uświadamiają, jak wiele na co dzień
się traci. Ale „Jezioro” nie jest pełną fatalizmu mroczną opowieścią o
odbieraniu.
Losy
Namiego obrazują smutną wędrówkę w poszukiwaniu nieodkrytej jeszcze tożsamości.
To młody bohater wydobywający się ze świata wierzeń i przekonań, którym nie
umiał w pełni zaufać. Podąża przed siebie, bo chce skonfrontować różnorodność
świata z własną ciekawością, odpornością na ból, z zamkniętym szczelnie dla
otoczenia sercem i specyficznym rodzajem wrażliwości. To
stęsknione za matką dziecko, które nie może samodzielnie funkcjonować. Jednocześnie
bohater bardzo hardy i świetnie radzący sobie z bezkompromisowością życia po
drugiej stronie jeziora. Akwen ma tu wiele ukrytych znaczeń. Wyznacza też
czytelne granice. Pozostałe musi przekraczać sam Nami. Ucząc się brutalności
życia, ale i poznając swoje możliwości.
Bianca Bellová operuje
bardzo oszczędnym słownictwem, ale wiele słów zabiera się ze sobą w tę
czytelniczą podróż z wyobcowanym chłopcem szukającym odpowiedzi, a niezdolnym
do zadawania pytań. Warto zwracać uwagę na szczegóły, bo one potem mogą się
pojawić znienacka i przypomnieć nam to, czego być może nie jest w stanie
przypomnieć sobie Nami. Choćby miętowa herbata. Albo powracający w różnych
znaczeniach motyw pustyni. W „Jeziorze”
woda walczy z tym, co suche i zabierające życie, ale mamy tu też do czynienia z
takim światem trochę przełamanym na pół. Światem, którego oblicza zaczynają na
siebie oddziaływać, bo kurczy się przestrzeń granicy wodnej. Maleją także
odległości, jakie wytycza sobie sam Nami. W końcu zrozumie, że podróż może mieć
mało czytelny początek, ale ma zasadniczo ważny powrót. Bo powracanie okazuje
się istotniejsze niż podjęcie decyzji o przemierzaniu drogi. Bellová nie
opowiada zatem, jacy możemy być, ale jacy się stajemy, gdy punkt wyjścia stanie
się dla nas egzystencjalną metą. Czy to po prostu błędne koło, czy też
symboliczne krążenie wokół tego, czemu boimy się uważnie przyjrzeć?
Czeska autorka bardzo
subtelnie portretuje okrucieństwo oraz przemoc. Jest dosadna i bezpośrednia,
ale każdą formę tego, co niszczące, obrazuje jako pewien żywioł
samozniszczenia. Zagładzie ulega to, co pozornie ekspansywne. Nami zmuszony
jest konfrontować się z czymś, co w założeniu powinno zniszczyć jego łagodność,
oddalić sentymentalną tęsknotę przed brakiem przygarnięcia i utulenia, bo chłopiec szybko stanie się mężczyzną, urosną
mu mięśnie, a skóra stanie się twarda nie tylko w dosłownym znaczeniu. Jaki
jednak staje się Nami? Jaki jest związek jego wędrowania z akwenem, w pobliżu
którego wciąż się znajduje? „Jezioro” to powieść, w której groza kontrastuje z
przedziwnie zarysowaną formą doskonałego ciepła serca. Namiego? Czyta się tę
pozornie prostą opowieść z poczuciem, że głównemu bohaterowi wciąż coś jest
odbierane, a czytelnik przy każdej jego utracie paradoksalnie zyskuje coś dla
siebie. Bianca Bellová jest mroczna i ponura, ale jednocześnie tak wspaniale
jednoznaczna, że „Jezioro” staje się nie tylko parabolą gorzkiego życia, w
którym tak czy owak trzeba odnaleźć swoje miejsce. Ta powieść to przepełniona liryzmem historia egzystencjalnej
samotności. Opowieść o tym, jak niewiele możemy zdobyć, choć poświęcamy całego
siebie, by życie stało się jednak pasmem zysków, nie utrat. Można tę
książkę potraktować także jak traktat o bezkompromisowości każdej zmiany. O
tym, że stoi za nią niepewność, a potem strach. I że każda zmiana zmusza
paradoksalnie do tego, by wciąż na nowo poszukiwać czegoś stałego i
niezmiennego.
1 komentarz:
Pozdrawiam imiennika i zapraszam do siebie :)
Prześlij komentarz