Wydawca: Pauza
Data wydania: 27 marca 2019
Liczba stron: 288
Przekład: A. Krochmal, R.
Kędzierski
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Sami i w relacjach
Powieść Gunnhild Øyehaug to coś innego, świeżego i
odmiennego w dorobku wydawniczym Pauzy. To taki rodzaj pisania, do którego chce
się wracać po jakimś czasie z całkiem silnym przekonaniem, że przeczyta się nie
to, co przeczytało się wcześniej. Że sekrety sensów i odniesień pozaliterackich
są tu wyjątkowo różnorodne i oddziałujące na wyobraźnię. Poza eksperymentalnymi
narracjami Mirandy July wydawnictwo Anity Musioł skupiało się dotychczas na
powieściach w bardzo oczywistym rozumieniu tego słowa. „Czekaj, mrugaj” to
książka zagadka nie tylko dlatego, że posługuje się bardzo ciekawą techniką
wizualizacji zdarzeń. W prozie norweskiej pisarki dostrzeżemy specyficzną
umiejętność pisania sugerującego nam, że oglądamy film. Takie literackie
kadrowanie, w którym najważniejsze są szczegóły pierwszego planu. Za nimi kryje
się historia, którą autorka zechce opowiedzieć albo tylko dyskretnie nakreślić
jej początek. Krajobraz emocjonalny
bohaterów opisany jest nietuzinkowo i ta książka mówi o tym, kim jesteśmy jako
ludzie odbierający w życiu różne estetyczne bodźce. Zachowując część w pamięci,
modelujemy siebie, ale w relacji z drugim człowiekiem zawsze pozostaniemy
zagadką. I tak zagadkowi są ludzie z tej książki. Rozpiętej gdzieś między
malowniczym Bergen, Kopenhagą a Oslo. Mentalnie jednak mapa zdarzeń, emocji i
przeżyć jest dużo większa, wyjątkowo oryginalnie nakreślona, bez zasadniczych
granic – bo życie, sztuka, emocje oraz inspiracje pochodzące z różnych dzieł
będą tworzyć zwodniczą mieszankę opowiadającą oczywistości. Tylko czy oczywiste
jest to, że jesteśmy ludźmi?
Jest ich wielu, przebywają w
różnych miejscach, mają różne problemy i każde z nich stoi przed trudnością
zdefiniowania tego, co właśnie przeżywa. W Sigrid narasta krzyk samotności.
Kåre niedawno zakończył związek, a jego cechą jest to, że każdą bliską relację
próbuje całkowicie ogarnąć intelektem. Trinne rozpamiętuje swoje stany
emocjonalne z przeszłości, ale przede wszystkim skupiona jest na
macierzyństwie. Pełen empatii Robert bierze pod uwagę, że pokrzyżuje plany
zawodowe reżyserki Linnei. Viggo to outsider, który znów chciałby być wierny
sobie. Elida pokazuje mu w dzieciństwie swe ubytki zębowe i nie wie, że za
jakiś czas odda mu swoje serce. Ci ludzie za czymś tęsknią, w czymś są niesprawni, nie dopasowali się do ról i okoliczności
życiowych, szukają jakiejś cennej treści gdzieś poza tkanką życia codziennego.
A Øyehaug fantazjuje o tym, jak sobie radzą i czego poszukują. Drobiazgowa wiwisekcja relacji ustanawia
tutaj pewien punkt widzenia konkretnego bohatera. Inaczej funkcjonuje sam,
inaczej przy bliskiej osobie. Przy niej do głosu dojdą instynkty i oczekiwania,
które nie odgrywają roli na co dzień, uśpione, wyłączone z powtarzalnego rytmu
dnia. „Czekaj, mrugaj” to opowieść o tym, co się dzieje, kiedy podejmiemy
trud zajrzenia głęboko do własnej głowy. I ile możemy się o sobie dowiedzieć,
kiedy będzie temu towarzyszył ktoś dla nas ważny.
Specyficzny sposób pisania
tej autorki to naprawdę wyjątkowa jakość literacka. Można cynicznie uznać, że
to po prostu awangardowa wariacja, w której z tyłka bohaterki wydobędzie się
motyl. Ale pisanie Øyehaug to nie sama ekscentryczność i niepowtarzalny sposób
odwzorowywania rzeczywistości. Autorka
bawi się tropami literackimi, lecz nie tylko. Trzeba ją czytać uważnie, bo
trudno rozpoznać, kiedy ta niepokojąca narracja staje się żartobliwa, a kiedy
wkracza w rejon śmiertelnej powagi. Toczące się wydarzenia i ludzie, którzy
uświadamiają sobie coraz więcej na własny temat, to pozorny porządek tej
książki. Opowieści sięgającej gdzieś indziej, głębiej. Z całą gamą istotnych
tematów jak dysonanse płciowe, płciowość w postrzeganiu świata, kwestia
wolności i wewnętrznej przestrzeni swobody, ale także ślady po literaturze i filmie,
które na zawsze nas kształtują. Jest to więc wędrówka nieprzewidywalna i
jednocześnie bardzo sugestywna, bo czyta się tę powieść z wypiekami na twarzy,
będąc tak blisko bohaterów, tak blisko jakichś ważnych życiowych momentów,
którym możemy się przyglądać. A jednocześnie w gruncie rzeczy dzieje się
niewiele. I nie jest to powieść, w której fabuła byłaby przewidywalna, a
symbole łatwe do rozszyfrowania.
„Czekaj, mrugaj” to też
inteligentny tytuł mówiący o ludzkiej kondycji, kiedy zbyt wiele nie wiemy, na
zbyt wiele nie jesteśmy gotowi, a jednak mamy świadomość, że czeka nas coś,
czego jeszcze nie doświadczyliśmy. To ciekawa fantazja o tym, ile logicznych i
pozornie jasnych do wytłumaczenia zdarzeń nie obejmujemy swoim umysłem. Ile z
tego, co nas otacza, to odpowiedzi na niezadane pytania o sens życia. Bohaterowie tej książki stają wobec
wyborów, których konsekwencji nie przewidzą. Są odważni, ale przede wszystkim
ciekawi. I jest to historia o obliczach miłości, ale nawet miłość nie jest
przedstawiona u Øyehaug w taki sposób, byśmy mogli być pewni, że to ona.
Podoba mi się
niekonwencjonalny sposób uplastyczniania tej narracji i ta impresyjność, dzięki
której przeżywamy wszystko tak intensywnie. Podtytuł książki brzmi „Doskonały
obraz ludzkiego wnętrza”. Mam wrażenie,
że Gunnhild Øyehaug nie stawia sobie za cel doskonałości w żadnym czytelnym tu
wymiarze. Podejmuje ironiczną grę, także tę intertekstualną. Ale gra w coś
specyficznego również z czytelnikiem. Dlatego ta norweska powieść relacjonuje, wspomina
i punktuje, co pozostaje w naszej pamięci, lecz w gruncie rzeczy opowiada o
możliwościach tego, co dopiero się wydarzy. Zwraca uwagę na szczegóły, bo
wszystko okazuje się ważne. To, co się stanie z wybitym zębem, i to, czy
zdecydujemy się na zamówienie zupy i wina przed południem. To też rzecz o
przypadkach tworzących istotne i trwale oddziałujące na życie ciągi
przyczynowo-skutkowe. Øyehaug pokazuje, co możemy zmienić w swoim życiu, ale
fantazjuje także o tym, na jakie zmiany nigdy nie mamy odwagi. Trudno
zbanalizować tę historię, określając ją mianem powieści obyczajowej. „Czekaj,
mrugaj” to dużo więcej. Sporo ładnych obrazków i prostych słów brzmiących
niebanalnie, jednak przede wszystkim otwarta dla wyobraźni fantazja o ludzkiej
samotności i o tym, ile zyskujemy, a ile tracimy, kiedy zdecydujemy się w tej
samotności zajrzeć do własnej głowy. Niepowtarzalne fraza i klimat, które na
pewno zapadną w pamięć.
PATRONAT MEDIALNY
2 komentarze:
Coś dla mnie.
Prześlij komentarz