2019-10-28

„Stara wariatka” Agnieszka Nietresta-Zatoń


Wydawca: Prószyński i S-ka

Data wydania: 12 września 2019

Liczba stron: 308

Oprawa: miękka

Cena det.: 36 zł

Tytuł recenzji: Kobieca dorosłość

Agnieszkę Nietrestę-Zatoń interesują relacje międzypokoleniowe kształtujące codzienność matek i córek. O tym napisze tym razem. Popełniając błąd swego debiutu, „Pustostanu”, w którym odsłaniała całą historię już na pierwszych kilkudziesięciu stronach i kazała nam męczyć się z tym odsłonięciem do samego końca, tym razem również na samym początku opowiada wszystko naraz o swojej bohaterce. Zuzanna staje się intrygująca. Do czasu. Potem nie dzieje się nic – ani z nią, ani właściwie też wokół niej. Utykamy w narracyjnej smole opowieści o poczuciu niedopasowania do świata, niezrozumienia samej siebie i pośród rozpaczliwych prób bohaterki, by przede wszystkim sobie udowodnić, że jest jakaś, skoro dla matki była tą bez właściwości. „Stara wariatka” nie ma w zasadzie żadnych konkretnych właściwości, bo to książka stawiająca pytanie o to, czy można coś ze sobą zrobić, kiedy jest nam źle i niewygodnie w uporządkowanej dorosłości, ale zasadniczo nie definiuje tego czegoś, nie proponuje żadnej rozwojowości, nie zaskakuje niczym interesującym. Czyta się tę powieść z niesłabnącym przekonaniem, że naprawdę mocne i dobre sceny – ojciec bohaterki w kontakcie z małą wnuczką czy matka ujawniająca atrofię uczuć – zostały tutaj tylko swoimi szkicami, a autorka postawiła na opisy czegoś mało istotnego, mało atrakcyjnego literacko, ale przede wszystkim w sferze językowej drażni sztuczną nonszalancją i naprawdę słabymi sucharami, jakimi są żarty językowe w dialogach.

Zuzannie jest źle ze sobą. Wiemy dlaczego i nie musimy za wiele się domyślać, choć Nietresta-Zatoń stara się, jak może, by uczynić swoją bohaterkę kimś nietuzinkowym. A właściwie to Zuzanna chce być kimś takim. Jest przekonana, że wszystko, co robi – zwłaszcza jako matka – naznaczone jest jakąś wartą rozważań formą wyjątkowości. Nowocześnie wychowuje swoją córkę, która ma więcej pewności siebie, tupetu i jakiejś takiej przedsiębiorczości – wie, jak się zachować i co zrobić w sytuacjach, o których jej matka rozmyśla w nieskończoność, rozkładając na czynniki kwestie zwyczajnie nużące czytelnika. Zuzanna jest odzwierciedleniem lęku przed tym, że dorosłość może być paradoksalnie siecią niemożliwości, ma pozbawiać pewnego fragmentu tożsamości i jest po prostu frustrująca, gdy myśli się o tym, jak żyło się i działało kiedyś. Retrospekcje mają za zadanie wskazać te momenty, w których bohaterka prawdopodobnie straciła kontakt ze sobą i trudność w werbalizowaniu emocji przeniosła prawie dwie dekady w przyszłość. To punktowane interesujące sytuacje, ale bez żadnego pogłębienia, nieinteresujące literacko.

Bo zbliżająca się do dorosłości Julka pokazuje matce, że jej życie nie było pasmem śmiałych wyborów, ale trochę zachowawczego wycofania się. Zuzanna nie mogła i nie może znieść tego, w jaki sposób komunikowała się z nią matka, jak do niej podchodziła, kogo chciała w niej widzieć. Julka widzi więcej, niż się bohaterce wydaje – potrafi za matkę pomyśleć, ale jednocześnie swoimi zachowaniami wskazać jej, gdzie kiedyś popełniała błędy. Dyskusyjne jest w zasadzie nazywanie błędami działań Zuzanny, ona po prostu zbyt krytycznie spogląda na samą siebie. I doprawdy nie wiem, o co jej chodzi – o odnalezienie siły i asertywności gdzieś w latach minionych czy o nazwanie siebie jako żony i matki z pełną świadomością tego, czym dla niej samej, a nie dla jej otoczenia ma być życie w tych dwóch rolach.

Nietresta-Zatoń z pewnością chciała uczynić bohaterkę nieco irytującą, ale jej nierozwiązywalne dylematy oraz powtarzające się przemyślenia na temat upływu czasu czynią z niej postać mocno statyczną i – o czym wspomniałem – całkowicie odsłoniętą już na początku. Zuzanna miota się,  postrzega przeszłość przez pryzmat raz ckliwego sentymentalizmu, raz surowego krytycyzmu. Łączy jedno z drugim, zapełniając kolejne strony naprawdę irytującymi utyskiwaniami na to, że rzeczy i ludzie są, jacy są. Byłaby to ciekawa książka na temat tego, co społecznie ma iść za tym, że kobieta dojrzewa i starzeje się, ale żadnych odkrywczych diagnoz tutaj nie ma. Tytuł funkcjonuje jako odczytywany w dość oczywisty sposób związek frazeologiczny i autorka nie robi niczego, by wbić się pomiędzy te dwa słowa, pokazując ich jakieś nowe, ważne znaczenie. Dlatego czytanie „Starej wariatki” to trochę towarzyszenie takiej lubiącej się poużalać kobiecie, której na dobre wyjdzie to, gdy ktoś ją doceni albo zauważy.

Nie upraszczając jednak: jest to powieść z pewnymi ambicjami. Unosi ciężar trudnej sugestii, że nigdy nie stajemy się tacy, jakimi chcielibyśmy być, bo jesteśmy uwikłani w szereg relacji z innymi ludźmi. Że kształtują nas – często na przekór nam samym – doświadczenia obcowania z konkretnymi osobami w konkretnych sytuacjach. Kiedy Nietresta-Zatoń w retrospekcjach wprowadza czytelnika w sieć relacji najbliższych przyjaciół bohaterki, widzimy, że została usunięta z ważnego dla niej kręgu z powodu pewnej tajemnicy. Odrzucenie boli, ale tutaj bycie poza prawdziwą relacją może mieć inny wymiar. Zuzanna bardzo chciałaby spojrzeć z oddalenia na siebie funkcjonującą w domu rodzinnym i pośród przyjaciół. Chciałaby spotkać się znowu z młodością, aby ta wyraźniej wymodelowała jej tożsamość. Tymczasem pozostaje proza życia i coraz bardziej banalne rozterki wewnętrzne. Ostatecznie kończy się lekturę z poczuciem, że niczego istotnego o tak zwanym kryzysie tożsamości nam nie mówi.

A o czym mówi? Głównie o trudzie relacji matki z dorastającą do odpowiedzialności za własne życie córką. Symboliczna i świetna jest scena, w której obie jednocześnie trzymają klamkę po przeciwnych stronach drzwi. To taka pokoleniowa sztafeta napierania przy jednoczesnych bliskości i oddaleniu. Są momenty, w których to Julka wydaje się najciekawszą postacią tej powieści, ale dylematy matki usiłującej zgłębić motywy działania córki nie wypadają tutaj przekonująco. To także narracja, w której dramat obsesyjnego skupienia na sobie przy niemożności bycia w zgodzie z własnymi przekonaniami również zarysowany jest słabo. Najciekawsze wydają się relacje Zuzanny z matką, te wspomnienia – choć żywe – mogłyby nadać powieści dużą ekspresję, ale mam wrażenie, że sugerowanie ich w tle zasadniczo nie robi niczego dobrego ani dla tła, ani dla sposobu opowiadania za pomocą niedopowiedzeń.

Rozczarowanie kolejną powieścią Agnieszki Nietresty-Zatoń to także rozczarowanie językiem. Silącym się na pewną dosadność, buńczuczność i złośliwość. Mającym być czymś oryginalnym, ale jednak nie oryginalność, lecz ta słowna kontestacja wzbudza najwięcej wątpliwości. Summa summarum „Stara wariatka” jest powieścią bardzo statyczną, trudną do polubienia, ale przede wszystkim zbierającą sporo truizmów o funkcjonowaniu w związkach miłosnych czy relacjach z najbliższymi. Przyznam szczerze, że dwie doby po lekturze z trudem jestem w stanie przywołać myśli i odczucia, aby skonstruować ten tekst. Za kilka dni po prostu nie będę tej powieści pamiętał.

1 komentarz:

Powsinoga http://mojamapaswiata.blog.pl/ pisze...

Właśnie napisałam recenzję tej książki. Książka jest świetna. Sprawdziłam co jeszcze jest w sieci. Obawiam się, że to co Pan tu napisał, świadczy jedynie o pewnej niedoskonałości w rozumieniu emocji, uczuć oraz ich roli w życiu. U kogo, proszę Pana?