Wydawca: Prószyński
i S-ka
Data wydania: 12 września 2019
Liczba stron: 308
Oprawa: miękka
Cena det.: 36 zł
Tytuł recenzji: Kobieca dorosłość
Agnieszkę Nietrestę-Zatoń
interesują relacje międzypokoleniowe kształtujące codzienność matek i córek. O
tym napisze tym razem. Popełniając błąd swego debiutu, „Pustostanu”, w którym
odsłaniała całą historię już na pierwszych kilkudziesięciu stronach i kazała
nam męczyć się z tym odsłonięciem do samego końca, tym razem również na samym
początku opowiada wszystko naraz o swojej bohaterce. Zuzanna staje się
intrygująca. Do czasu. Potem nie dzieje się nic – ani z nią, ani właściwie też
wokół niej. Utykamy w narracyjnej smole opowieści o poczuciu niedopasowania do
świata, niezrozumienia samej siebie i pośród rozpaczliwych prób bohaterki, by
przede wszystkim sobie udowodnić, że jest jakaś, skoro dla matki była tą bez
właściwości. „Stara wariatka” nie ma w zasadzie żadnych konkretnych
właściwości, bo to książka stawiająca
pytanie o to, czy można coś ze sobą zrobić, kiedy jest nam źle i niewygodnie w
uporządkowanej dorosłości, ale zasadniczo nie definiuje tego czegoś, nie
proponuje żadnej rozwojowości, nie zaskakuje niczym interesującym. Czyta
się tę powieść z niesłabnącym przekonaniem, że naprawdę mocne i dobre sceny –
ojciec bohaterki w kontakcie z małą wnuczką czy matka ujawniająca atrofię uczuć
– zostały tutaj tylko swoimi szkicami, a autorka postawiła na opisy czegoś mało
istotnego, mało atrakcyjnego literacko, ale przede wszystkim w sferze językowej
drażni sztuczną nonszalancją i naprawdę słabymi sucharami, jakimi są żarty
językowe w dialogach.
Zuzannie jest źle ze sobą.
Wiemy dlaczego i nie musimy za wiele się domyślać, choć Nietresta-Zatoń stara
się, jak może, by uczynić swoją bohaterkę kimś nietuzinkowym. A właściwie to
Zuzanna chce być kimś takim. Jest przekonana, że wszystko, co robi – zwłaszcza
jako matka – naznaczone jest jakąś wartą rozważań formą wyjątkowości.
Nowocześnie wychowuje swoją córkę, która ma więcej pewności siebie, tupetu i
jakiejś takiej przedsiębiorczości – wie, jak się zachować i co zrobić w
sytuacjach, o których jej matka rozmyśla w nieskończoność, rozkładając na czynniki
kwestie zwyczajnie nużące czytelnika. Zuzanna jest odzwierciedleniem lęku
przed tym, że dorosłość może być paradoksalnie siecią niemożliwości, ma
pozbawiać pewnego fragmentu tożsamości i jest po prostu frustrująca, gdy myśli
się o tym, jak żyło się i działało kiedyś. Retrospekcje mają za zadanie
wskazać te momenty, w których bohaterka prawdopodobnie straciła kontakt ze sobą
i trudność w werbalizowaniu emocji przeniosła prawie dwie dekady w przyszłość.
To punktowane interesujące sytuacje, ale bez żadnego pogłębienia,
nieinteresujące literacko.
Bo zbliżająca się do
dorosłości Julka pokazuje matce, że jej życie nie było pasmem śmiałych wyborów,
ale trochę zachowawczego wycofania się. Zuzanna nie mogła i nie może znieść
tego, w jaki sposób komunikowała się z nią matka, jak do niej podchodziła, kogo
chciała w niej widzieć. Julka widzi więcej, niż się bohaterce wydaje – potrafi
za matkę pomyśleć, ale jednocześnie swoimi zachowaniami wskazać jej, gdzie
kiedyś popełniała błędy. Dyskusyjne jest w zasadzie nazywanie błędami działań
Zuzanny, ona po prostu zbyt krytycznie spogląda na samą siebie. I doprawdy nie
wiem, o co jej chodzi – o odnalezienie siły i asertywności gdzieś w latach
minionych czy o nazwanie siebie jako żony i matki z pełną świadomością tego,
czym dla niej samej, a nie dla jej otoczenia ma być życie w tych dwóch rolach.
Nietresta-Zatoń z pewnością
chciała uczynić bohaterkę nieco irytującą, ale jej nierozwiązywalne dylematy
oraz powtarzające się przemyślenia na temat upływu czasu czynią z niej postać
mocno statyczną i – o czym wspomniałem – całkowicie odsłoniętą już na początku.
Zuzanna miota się, postrzega przeszłość
przez pryzmat raz ckliwego sentymentalizmu, raz surowego krytycyzmu. Łączy
jedno z drugim, zapełniając kolejne strony naprawdę irytującymi utyskiwaniami
na to, że rzeczy i ludzie są, jacy są. Byłaby to ciekawa książka na temat tego,
co społecznie ma iść za tym, że kobieta dojrzewa i starzeje się, ale żadnych
odkrywczych diagnoz tutaj nie ma. Tytuł funkcjonuje jako odczytywany w dość
oczywisty sposób związek frazeologiczny i autorka nie robi niczego, by wbić się
pomiędzy te dwa słowa, pokazując ich jakieś nowe, ważne znaczenie. Dlatego
czytanie „Starej wariatki” to trochę towarzyszenie takiej lubiącej się poużalać
kobiecie, której na dobre wyjdzie to, gdy ktoś ją doceni albo zauważy.
Nie upraszczając jednak: jest
to powieść z pewnymi ambicjami. Unosi ciężar trudnej sugestii, że nigdy nie
stajemy się tacy, jakimi chcielibyśmy być, bo jesteśmy uwikłani w szereg
relacji z innymi ludźmi. Że kształtują nas – często na przekór nam samym –
doświadczenia obcowania z konkretnymi osobami w konkretnych sytuacjach. Kiedy
Nietresta-Zatoń w retrospekcjach wprowadza czytelnika w sieć relacji najbliższych
przyjaciół bohaterki, widzimy, że została usunięta z ważnego dla niej kręgu z
powodu pewnej tajemnicy. Odrzucenie boli, ale tutaj bycie poza prawdziwą
relacją może mieć inny wymiar. Zuzanna bardzo chciałaby spojrzeć z oddalenia
na siebie funkcjonującą w domu rodzinnym i pośród przyjaciół. Chciałaby spotkać
się znowu z młodością, aby ta wyraźniej wymodelowała jej tożsamość. Tymczasem
pozostaje proza życia i coraz bardziej banalne rozterki wewnętrzne.
Ostatecznie kończy się lekturę z poczuciem, że niczego istotnego o tak zwanym
kryzysie tożsamości nam nie mówi.
A o czym mówi? Głównie o
trudzie relacji matki z dorastającą do odpowiedzialności za własne życie córką.
Symboliczna i świetna jest scena, w której obie jednocześnie trzymają klamkę po
przeciwnych stronach drzwi. To taka pokoleniowa sztafeta napierania przy
jednoczesnych bliskości i oddaleniu. Są momenty, w których to Julka wydaje się
najciekawszą postacią tej powieści, ale dylematy matki usiłującej zgłębić
motywy działania córki nie wypadają tutaj przekonująco. To także narracja, w
której dramat obsesyjnego skupienia na sobie przy niemożności bycia w zgodzie z
własnymi przekonaniami również zarysowany jest słabo. Najciekawsze wydają się
relacje Zuzanny z matką, te wspomnienia – choć żywe – mogłyby nadać powieści
dużą ekspresję, ale mam wrażenie, że sugerowanie ich w tle zasadniczo nie robi
niczego dobrego ani dla tła, ani dla sposobu opowiadania za pomocą
niedopowiedzeń.
Rozczarowanie kolejną
powieścią Agnieszki Nietresty-Zatoń to także rozczarowanie językiem. Silącym
się na pewną dosadność, buńczuczność i złośliwość. Mającym być czymś
oryginalnym, ale jednak nie oryginalność, lecz ta słowna kontestacja wzbudza
najwięcej wątpliwości. Summa summarum „Stara wariatka” jest
powieścią bardzo statyczną, trudną do polubienia, ale przede wszystkim
zbierającą sporo truizmów o funkcjonowaniu w związkach miłosnych czy relacjach
z najbliższymi. Przyznam szczerze, że dwie doby po lekturze z trudem jestem w
stanie przywołać myśli i odczucia, aby skonstruować ten tekst. Za kilka dni po
prostu nie będę tej powieści pamiętał.
1 komentarz:
Właśnie napisałam recenzję tej książki. Książka jest świetna. Sprawdziłam co jeszcze jest w sieci. Obawiam się, że to co Pan tu napisał, świadczy jedynie o pewnej niedoskonałości w rozumieniu emocji, uczuć oraz ich roli w życiu. U kogo, proszę Pana?
Prześlij komentarz