Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 18 września 2019
Liczba stron: 224
Oprawa: twarda
Cena det.: 36,99 zł
Tytuł recenzji: Szkice opowieści
Debiutancka powieść Grzegorza
Uzdańskiego, jakkolwiek uważnie portretująca skomplikowane relacje między matką
a córką, była dla mnie prozą stagnacji. W „Wakacjach” nie było po prostu
historii, były słowa i próba uczynienia z tego pomysłu pełnokrwistej powieści.
Pomyślałem sobie przy lekturze tamtej książki, że te wszystkie niedopowiedzenia
mogą być celowe, że będzie kontynuacja historii, że to po prostu szkic powieści
i nic ponad to. Tymczasem druga książka tego autora rozczarowuje jeszcze
bardziej. W „Wakacjach” Uzdański nie powiedział nic nowego i naprawdę
ważnego o istocie skomplikowanych form komunikacji bohaterek, za którymi stały
ich nieopisane prawdziwie traumy, neurozy i lęki. Z „Zaraz będzie po wszystkim”
– książki o starości, zupełnie zatem innego projektu i konceptu – także nie
dowiedziałem się niczego istotnego o tym, co mogłoby skłaniać do głębszych
refleksji i przejmować, bo każdy albo prawie każdy z nas starości po prostu się
boi, więc chcielibyśmy przeczytać coś, co pozwoli może myśleć o niej inaczej.
Przypomina mi się jedna niezbyt udana próba ujęcia tematu w książce „Dom
Czwartego Przykazania” Dariusza Papieża, gdzie pojawiła się pewna
panoramiczność problemu. Uzdański stawia jednak na kameralny dramat, ale i tak
rozczarowanie przypomina trochę doświadczenie lektury Papieża. Oto bowiem
historia, w której wypunktowane są wszystkie oczywistości związane z jesienią
życia – jest związana z bólem i upokorzeniem, niewydolna służba zdrowia jedynie
pogłębia frustracje, każdy starszy człowiek to wyeksponowana fizjologia, a jego
opiekunowie są przemęczeni, źle opłacani i mało empatyczni wobec tych, za
których biorą odpowiedzialność. Ogólnie bycie starszym człowiekiem to koszmar
bycia zbędnym, a ci, którzy są najbliżej, niekoniecznie mają możliwości czy
predyspozycje, by to poczucie zbędności niwelować.
Co poza tym? Niewiele. Jakiś
motyw zdrady przewijający się obsesyjnie i w niezbyt zrozumiałym celu, bo o
zdradzie wspominają wiekowa bohaterka i jej opiekun wolontariusz oraz spędza
ona sen z powiek doświadczonej opiekunce starszej pani. Każda z postaci
zarysowana jest bardzo nieczytelnie. Z nich wszystkich oczywiście najciekawsza
jest Jadwiga, którą definiują ból i wstyd, a cała jej podmiotowość ukryła się w
kompulsywnych wspomnieniach – tam bohaterka wciąż jest odpowiedzialna za swoje
życie, może nim kierować i o nim decydować. To wszystko zestawione z jej
bezradnością i tym, że nie ma nawet prawa do własności, jej ubrania się gubią,
Jadwiga nie jest już określona, nie jest jakaś. Widać ją przez pryzmat
wiecznych pretensji, choć tak naprawdę bunt bohaterki to ten bunt wewnętrzny,
ta nieuporządkowana, ale wielka siła powrotu do czasu przeszłego. Była kimś i
znaczyła coś przedtem, teraz doświadcza już tylko kolejnych lekcji goryczy i
bezsilności, nie ma zaś sprecyzowanego „potem”. Jadwiga stała się kimś, kogo
można na siłę zacewnikować i komu układa się plan dnia, przeżyć i odczuwania.
Jakież to wszystko mogłoby być interesujące, gdyby zostało pogłębione! Bo sama
historia byłaby fascynująca, opowiadając o tym, do czego sprowadza się ludzka
świadomość w procesie starzenia i jak wielkie pokłady siły oraz emocji wkładamy
w to, by nie starzeć się mentalnie. Nic jednak u Uzdańskiego nie przykuwa uwagi.
Mimo wszystko nawet Jadwiga. Jakby rzeczywiście została uprzedmiotowiona, nawet
w autorskim zamyśle. A przecież nie do takich refleksji chciałby prowadzić
odbiorców autor.
Inni ludzie to już jakieś
historie oraz biografie włożone do tej skromnych rozmiarów powieści na siłę.
Tak, druga książka Uzdańskiego również przypomina powieściowy szkic. Nie jest
problemem to, że sporo kwestii to oczywistości, jakich nie trzeba nam
obrazować. Chodzi o to, że w „Zaraz będzie po wszystkim” kolejne rozdziały zmierzają
donikąd. Nie wiem, czy ma to być empatyczne pochylenie się nad upokorzeniem i
boleścią, czy ta narracja ma skontrastować ludzkie problemy, zjednując je w
jakiejś uniwersalnej i natrętnej przestrzeni cierpienia po zdradzie, czy może
ma to być powieść opisująca tożsamość tylko jako wspomnienie. Albo coś, co
dopiero się kształtuje, ale nic nas w tym nie porywa, nie zaciekawia, nie
zachęca do rozmyślań.
Trochę to przypomina wprawki
pisarskie rozgrywane na oczach czytelnika, kiedy autor wykorzystuje wszystkie
trzy typy narracji czy zgrabnie przeskakuje z opowieści o jednym bohaterze do
historii tego drugiego. Odnoszę wrażenie, że jest tu za dużo przypadkowości i
jakiegoś takiego publicznego mierzenia się z tym, na ile niejednoznacznie można
sobie sportretować życiorys czy ludzkie przeżycia. Ta
książka jest surowa – jakby nieukończona, a trochę jakby przed pracą
redakcyjną. Przede wszystkim jednak – na kilka sposobów niepełna. Punktująca,
sugerująca, ale w dużej mierze męczy tym wszystkim i z przykrością stwierdziłem,
że tytułową frazę powtarzałem sobie kilka razy, zmierzając ku zakończeniu. A
książka nie ma ani zasadniczego początku, ani końca. Są w niej zgrabne zdania,
interesujące partie dialogowe, jednak całość to jakiś zaczyn, coś mającego
początek, ale zdecydowanie niemającego satysfakcjonującego rozwinięcia.
Grzegorz Uzdański coś usiłuje
powiedzieć, ale dowiadujemy się tylko tego, co za bardzo oczywiste. Ani nie
zbliżamy się do tego, czym naprawdę jest starość, ani nie jesteśmy w stanie
ujrzeć jej w jakimś ważnym świetle. Można sprowadzić historię do
kilku powtarzających się motywów i wcale wówczas nie wychodzi jej to na złe. Od
początku do końca lektury odnosiłem jednak wrażenie, że wszystko jest tu
rozpisane przypadkiem, nieprzemyślane, a przecież sugerujące zamysł i
koncentrację na tym, co definiuje Jadwigę i co mogłoby z niej zrobić
fascynującą postać. A nie robi. Jadwidze się współczuje. Tomkowi również. Nawet
kostyczna w oczach Jadwigi Agata staje się
kobietą, którą chcielibyśmy przytulić i powiedzieć, że będzie dobrze. Tylko że
nie są to ani bohaterowie, ani historie, po których zostałby ślad. Przykro mi,
że muszę powtórzyć to, co sugerowałem w przypadku „Wakacji” – pisanie Grzegorza
Uzdańskiego to trochę smutna flauta. W jego książkach zwyczajnie niewiele się
dzieje. I nie rekompensują tego zbliżenia z wewnętrznymi dylematami i
problemami bohaterów. Nie wiem, co jest nie tak z konsekwencją pisania tego
autora, ale ja już po trzecią jego rzecz na pewno nie sięgnę.
I wciąż ta starość, której
można byłoby w takiej kameralnej opowieści zasugerować znamię pewnego mrocznego
elementu. Tutaj starość to wspominanie, gorycz oraz bycie zapomnianym,
nieważnym, istotnym dla jakiegoś systemu, ale dla niczyjej wrażliwości.
Grzegorz Uzdański chciał się z empatią pochylić nad czymś, przed czym ludzie
uciekają równie kompulsywnie jak Jadwiga ku swoim wspomnieniom. Potencjał
„Zaraz będzie po wszystkim” jest dostrzegalny od samego początku. Co z tego,
skoro jest to mimo wszystko taka książka, której z wielu powodów nie zapamięta
się dłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz