Wydawca: Claroscuro
Data wydania: 24 października 2019
Liczba stron: 442
Przekład: Grzegorz Szymczak
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 45 zł
Tytuł recenzji: Pamięć przodków
Trudno po takiej książce, jaką
jest „Granica zapomnienia”, napisać coś równie doskonałego. Dlatego
jakkolwiek odczytywać „Dzieci Kronosa”, mając z tyłu głowy mistyczne wręcz
doznanie lektury debiutanckiej powieści Siergieja Lebiediewa, w każdym porównaniu
będzie ta książka wypadać gorzej. A może inaczej, choć widać, że to próba
odważnej kontynuacji tematyki „Granicy zapomnienia”. W tej powieści autor
skupi się na penetracji lat od drugiej połowy osiemnastego wieku po czasy zaraz
po drugiej wojnie światowej. Trochę tak, jakby z Rosją radziecką rozprawił się
już w debiucie, a tym razem chce stworzyć coś nowego, choć to dalej gorzka
opowieść o tym, jak boli i uwiera go ojczyzna, z zaskakująco współczesnym
wątkiem kreowania, oceniania, deprecjonowania i atakowania kogoś uznanego za
obcego. Brakuje mi w „Dzieciach Kronosa” opowieści o najbliższym przodku
bohatera, o losach i czasach jego ojca. Ale Lebiediew doskonale waży proporcje
swojej ambitnej książki o tym, że nie jesteśmy znikąd i choć XXI wiek zaciera
pojęcie tożsamości kulturowej czy narodowej, choć łatwo dziś być po prostu
obywatelem świata bez wikłania się w tożsamościowe pułapki, zawsze powinniśmy
sobie zadawać pytanie o to, jacy ludzie i jaki kraj stworzyli nas takimi,
jakimi jesteśmy dzisiaj.
To ponownie narracja o istocie
pamięci. O tym, że pamięć może być przekleństwem, ale tylko poprzez pamięć
można zdefiniować swoje miejsce. Tym razem bohater prowadzący nie jest tak
plastycznie zindywidualizowany, jak miało to miejsce w „Granicy zapomnienia”.
Co więcej: Kiryłł chwilami zdaje się tylko autorskim zabiegiem mającym
opowiedzieć mroczny czas przez pryzmat zdziwienia kogoś, kto odkrywa tajemnice
swoich przodków, ich pochodzenia oraz nieszczęśliwego fatum. Nie jest to zatem
pełnokrwista postać, raczej obsesyjny poszukiwacz. Ktoś bez właściwości, kto
próbuje określić właściwość historii ludzi ze swojej rodziny i zadać pytania o
to, kim jest ofiara historii, jak boleśnie i nieświadomie może stać się
elementem machiny zniszczenia w dziele ludzkiego zła. Kiryłł nakreślony jest
bardziej jako przedstawiciel pewnego pokolenia. Ludzi, którzy wkraczali w
dorosłość wówczas, gdy Rosja transformowała się w niewiadomym kierunku, bez
sentymentu żegnając ZSRR, ale i bez większych nadziei oraz planów spoglądając w
przyszłość. Dla Kiryłła przyszłość będzie tym, co wydobędzie z historii. Nie
chce być jednym ze swojego pokolenia, które nie rozumie życia w tak opresyjnym
państwie, jakim kiedyś była Rosja. A może nie chce być kimś, kto
bezrefleksyjnie przejmuje traumy, a wraz z nimi właściwości charakteru, z
powodu których bycie dzisiaj Rosjaninem to również zagadkowa i mroczna sprawa.
Lebiediew konstruuje bohatera, który będzie podążał tropami członków swojej
rodziny – w sensie dosłownym, ale także poprzez analizę zapisanych śladów po
nich. Zobowiąże się do tego przed śmiercią swojej babki, która wyzna mu
tajemnicę rodzinnego pochodzenia. Niemieckie nazwisko stanie się punktem
wyjścia do skrupulatnej i metodycznej podróży odsłaniającej przeszłość. Kiryłła
właściwie w niej nie będzie. Pojawi się sprawozdawczy ton, który wypiera tak
wspaniałą poetyckość Sergieja Lebiediewa.
Powieść chyba na tym traci,
choć jest tak samo wyrazista i bolesna jak „Granica zapomnienia”. Kiedy czyta
się pierwsze zdania i wchłania tę subtelną impresję o krajobrazie świata po
burzy, ma się nadzieję na powrót do znajomej frazy. Ale to tylko początek
książki pisanej przez Kiryłła. Potem „Dzieci Kronosa” przybierają formę
kroniki, opowieści detektywistycznej, trochę sensacyjnej, a nawet mającej
znamiona prozy podróżniczej. Tymczasem motyw podążania w przeszłość nie niesie
jakichś bardzo odkrywczych wniosków. Lebiediew analizuje kondycję jednostki w
zderzeniu z piekłem systemu opartego na uprzedzeniach. Portretuje, jak
niemieccy przodkowie tracili godność i prawo do bycia sobą pośród Rosjan wciąż
na nowo kreujących w swojej wyobraźni widmo wroga, obcości i konieczności
dzielenia społeczeństwa, oddzielania jednostek wrogich i złych. Ta powieść
opowiada jednak o złu wyborów w taki sposób, że splata naznaczone cierpieniem i
niepewnością losy poczciwych ludzi, dla których zmieniające się sojusze
polityczne i buzujące tło społeczne były chwiejącymi się drogowskazami – ich
życiowe drogi stawały się bowiem wciąż próbami kamuflażu. Jednym udało się
przetrwać dłużej dzięki zachowawczości. Inni od początku wiedzieli, że za bycie
sobą grozi śmierć. Ale w tej opowieści rodzinnej Lebiediew przede wszystkim
odmalowuje oblicze zmieniającej się Rosji. Posługuje się mocnymi metaforami –
jak ta gnijącego mięsa – ale potrafi również opowiedzieć o nieszczęśliwych
zbiegach okoliczności i nieszczęśliwych ludziach, którzy nie zasłużyli na nie.
Autor nie porzuca poetyckiego
rozmachu, gdyż są fragmenty, w których brutalność i bezkompromisowość faktów ulegają
konstrukcji nieoczywistych zdań, jakie o nich opowiedzą. Zastanawia mnie
również dobór tytułu tej powieści, który oczywiście czytelnie obrazuje
pożeranie przez historię oraz heroiczne, zeusowe próby wydobycia z niepamięci
dzieci tej historii, którym Kiryłł poświęca absolutnie cały swój czas oraz
energię. Oryginalny tytuł odnosi się jednak do ważnego dla Kiryłła wspomnienia.
Do Sierżanta, który strzelał do gęsi, albowiem widział w nich Niemców,
wiecznych wrogów. To symboliczne wspomnienia o człowieku, którego dusza
„skamieniała”, i butnym gąsiorze, za którym stali nieświadomi niczego opierzeni
przodkowie, bardzo czytelnie zaznacza się w całej opowiadanej historii. Lebiediew
wyraźnie zaznacza: „nie ma pamięci – nie ma strachu”. Ale wszędzie mogą pojawić
się opętani szaleństwem przeszłości Sierżanci i nieświadome zagrożeń gęsi,
które nie muszą pamiętać, nie chcą, nie mają czego.
Kiryłł za to pamięta
dzieciństwo pośród domowych antyków. I wie, że aby zrozumieć ich znaczenie po
latach, musi oddać się poszukiwaniom. Musi opisać i nazwać cierpienie ludzi,
którzy chcieli związać się z Rosją jako nową ojczyzną, ale doświadczyli w niej
przede wszystkim grozy niepewności swojego losu. To książka bardzo dosadnie
sugerująca, że każdy z nas ma moralny obowiązek odkryć i nazwać trudności życia
swoich przodków. Kiryłł wie to, co autor podkreśla – „los może trwać nawet poza
śmiercią”. I tu ożywa wszystko to, co jest już tylko bolesną przeszłością.
Lebiediew doskonale stopniuje napięcie. Nie nuży dygresjami o kolejnych
odgałęzieniach rodzinnego drzewa genealogicznego. „Dzieci Kronosa” to powieść
bardzo spójna i szczególnie czytelna. Ujawnia momenty, w których zło wytyczyło
kształt świata, i demaskuje ten kształt, sugerując, jak wiele może się
powtórzyć. Ta powieść to sięgająca głębi rozpaczy anatomia ludzkiego
strachu, strachu społeczeństwa oraz państwa, ale przede wszystkim mroczne
memento tego, że powtarzalność doświadczeń i sytuacji jest czymś, na co nie
mamy wpływu. Możemy jednak uniemożliwiać mroczne powtórki z nienawiści i
uprzedzeń. Głęboka i mądra powieść o „sieroctwie martwych” i o tym, że żywi
wciąż nieświadomie kroczą w jakiejś przestrzeni zapomnienia tego, kim są – dla
siebie i państwa. Surowość idzie w parze z nadzwyczajną zdolnością do
niuansowania tego, co w przeszłości Rosji było przerażające, a co może
przerażać i dzisiaj. Bez względu na rozmiar czytelniczego rozczarowania po
„Granicy zapomnienia” ta powieść również na zawsze pozostanie w pamięci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz